Ludwik Dorn Ludwik Dorn
50
BLOG

WPIS O ORŁACH POSREBRZANYCH

Ludwik Dorn Ludwik Dorn Polityka Obserwuj notkę 32
  Warszawa, 10 maja 2008 roku  Sporo już czasu minęło od wygłoszenia przez ministra Radosława Sikorskiego informacji na temat polityki zagranicznej RP w 2008 roku. Komentuję to wystapienie, niesłychanie według mnie ważne, z opóźnieniem, gdyż już słuchając go, znalazłem do niego literacko-historyczny klucz. Potem jednak musiałem klucz ten fizycznie odszukać wśród kartonów z książkami, a że tam w bałaganie go nie znalazłem, czasu trochę mi zeszło na szperaniu w antykwariatach. A później jeszcze – jak to w życiu bywa, pojawiły się sprawy pilne i bieżące, które odwlekały ukończenie tego wpisu. O tym, jaki to klucz - poniżej, na początku jednak dwie konkretne sprawy, które w sejmowej i publicystycznej debacie nad expose ministra Sikorskiego umknęły, jak mi się zdaje, uwadze polemistów i komentatorów. A są to sprawy o największym ciężarze gatunkowym. Po pierwsze zatem, wymieniając trzy postulaty skierowane pod adresem Unii Europejskiej, dotyczące naszego bezpieczeństwa energetycznego (w skrócie: niefinansowanie przez UE przedsięwzięć w zakresie energetyki postrzeganych przez niektóre państwa członkowskie jako kolidujące z ich bezpieczeństwem energetycznym; zobowiązanie do przeciwdziałania Unii jakimkolwiek naciskom i szantażom ze strony dostawców pozaunijnych; stworzenie magazynów i sieci przesyłowej dla państw zagrożonych z przyczyn zewnętrznych deficytem nośników energii) minister Sikorski sformułował trzy warunki, pozornie skierowane pod adresem UE, a w rzeczywistości przedłożone Niemcom, przy spełnieniu których Polska zrezygnuje z organizowania politycznego oporu przeciwko Gazociągowi Bałtyckiemu. I są to warunki, które są możliwe dla Niemców do spełnienia. Nie dziwi zatem, że, wedle relacji prasowych, wystąpienie ministra Sikorskiego zostało przyjęte w Berlinie, tak przez Urząd Kanclerski, jak i MSZ z niekłamanym entuzjazmem. W przedstawionej tu interpretacji wystąpienie ministra Sikorskiego oznacza zatem radykalny zwrot w polskiej polityce zagranicznej w porównaniu z linią rządu Jarosława Kaczyńskiego. Zwrot zły i niebezpieczny. Rząd Jarosława Kaczyńskiego uważał bowiem – sądzę, że jestem tu wiarygodny, a to z tego względu, że przez krótki czas bycia „gołym wicepremierem” odpowiadałem za niektóre kwestie związane z bezpieczeństwem energetycznym – że realizacja bałtyckiej rury oznacza radykalne pogorszenie sytuacji Polski w takim stopniu, że jakiekolwiek warunki, nawet spełnione, pogorszenie owo złagodzą jedynie nieznacznie. Stąd decyzja, by w sposób jednoznaczny przeciwstawiać się ciągnięciu rury. Ponadto, uważaliśmy, że przeciwstawianie się rurze ma sens, bowiem albo zakończy się sukcesem (istniały na to i istnieją jakieś szanse) albo też zyskamy na czasie, a w czasie tym może dojść do realizacji przedsięwzięć, o których tu nie będę pisał, ale ich pomyślna realizacja złagodziłaby pogorszenie pozycji Polski już nie nieznacznie, ale znacznie. Innymi słowy, polskie przeciwdziałanie albo przyniosłoby pełny sukces (mniej prawdopodobny) albo sukces połowiczny (bardziej prawdopodobny). Zauważmy, że obecnie rząd Donalda Tuska działa bez wyraźnie sformułowanej doktryny bezpieczeństwa energetycznego i wszystko wskazuje na to, że brak takiej doktryny stał się doktryną. Przypomnieć należy, że w swoim expose Donald Tusk zapowiedział jedynie refleksję na doktryną poprzednika. Powołany został zespół międzyresortowy, na którego czele stanął wicepremier Pawlak, a po paru miesiącach zarządzeniem premiera Tuska on sam objął kierownictwo zespołu, po czym zapadła cisza, która nie została przerwana nawet przy okazji półrocza rządu.  Po drugie, niesłychanie ważne i znamienne były fragmenty poświęcone naszemu partnerstwu strategicznemu z USA i kwestii obecnie dla tego partnerstwa kluczowej, czyli tarczy antyrakietowej. Minister Sikorski potwierdził w Sejmie oczekiwanie, że USA „odegrają aktywniejszą rolę w modernizacji polskich sił zbrojnych”, co rząd polski zamierza traktować jako „dowód  naszego rzeczywistego partnerstwa i namacalny probierz intencji naszego przyjaciela”. Wokół koncepcji negocjacyjnej rządu Donalda Tuska w sprawie tarczy antyrakietowej toczy się w prasie ("Rzeczpospolita”, „Gazeta Wyborcza”) interesująca i poważna dyskusja, której najpoważniejszymi, jeśli chodzi o ekspertów,  uczestnikami są: prof. Lewicki i gen. Koziej. Dyskusja ta nabrała rumieńców po zdumiewającym, groteskowym stwierdzeniu min. Klicha, że Polska życzy sobie od Amerykanów, by traktowali ją jako „państwo frontowe”, analogicznie do Egiptu na Bliskim Wschodzie i Pakistanu w Azji Środkowej. Przypomnieć wypada, że postulat ten nie został dotąd zdezawuowany ani przez min. Sikorskiego, ani przez premiera Tuska. Instalację tarczy antyrakietowej w Polsce uważam za zadanie pierwszej narodowej ważności. Wyłożenie przesłanek i toku rozumowania wymagałoby dłuższego tekstu, ograniczę się zatem do konkluzji: jest to zadanie ważne dla bezpieczeństwa świata, Europy i Polski, a ponadto, jeśli Polska chce w Unii być naprawdę, a nie dla blichtru członkiem G-6 (wielkiej szóstki, obok Niemiec, Francji, Zjednoczonego Królestwa, Włoch i Hiszpanii), to tarcza antyrakietowa na naszym terytorium jest jednym z niewielu realnych zasobów, które mogą nam to umożliwić. Co oczywiście uprawnia nas do stawiania Amerykanom twardych i realistycznych warunków, które zapewnią nam realizacje naszych celów. Rzecz jednak w tym, że nie tylko retoryka negocjacyjna, ale i taktyka stosowana przez obecny rząd uprawdopodabnia hipotezę, że jego strategicznym celem jest „zabicie tarczy” lub też doprowadzenie do sytuacji, w której tarcza zostanie „bezosobowo” zabita, a na użytek części polskiej opinii publicznej odpowiedzialność za tę śmierć będzie można przypisywać tak obecnej, jak i przyszłej administracji USA. Sprawa przedstawia się dość prosto: kiedy byłem marszałkiem Sejmu, szefowa odpowiedniej podkomisji w Kongresie, pani Tauscher (demokratka) zapewniała mnie, że w Kongresie istnieje bi-partisan support dla tarczy, ale oczywiście są różnice w szczegółach. Uważam, że obecna administracja jest dla nas partnerem wygodniejszym, jeśli chodzi o nasze warunki instalacji tarczy, po prostu dlatego, że bardzo zależy jej na domknięciu tego projektu, choćby po to, by George Bush jr. mógł się czymś chwalić już nie przed wyborcami, ale przed historią. Każda następna administracja (demokratyczna lub republikańska) będzie dla nas partnerem twardszym. A czas na domknięcie tego projektu (w sensie przesądzenia zasadniczej decyzji) mija 15 lipca – po tej dacie tradycyjnie obecna administracja nie będzie podejmowała decyzji ważnych, by nie wiązać rąk następcy. Działania rządu Tuska mają doprowadzić do braku porozumienia z administracja Busha, a później tarcza i tak zostanie zabita, bo następcy będą twardsi. Tyle o konkretach, a teraz przejdźmy do ogólnej koncepcji i historyczno-literackiego klucza do niej. Już na początku wystąpienia, gdy minister Sikorski stwierdzał, że „przełom 1989 roku ukierunkował bieg naszej historii na dokonania przypominające cywilizacyjny skok Polski piastowskiej sprzed tysiąca lat. Wtedy to Polska stała się współdziedzicem tradycji antycznej i chrześcijańskiej tożsamości. Związki z Cechami i Węgrami oraz przymierze z niemieckimi władcami Świętego Cesarstwa Rzymskiego wprowadziły Polskę w polityczny krwioobieg świata łacińskiego”, i gdy podjął niepotrzebną i nieelegancka polemikę z poprzednikami mówiąc o „wywijaniu niczym maczugą” pojęciem interesu narodowego, pamięć przywołała opis wielkiego wizerunku orła, który zdobił ścianę, białego raczej niż srebrnego, z biegiem lat bowiem zblakły, straciły połysk nici, jakimi znak Patrycjusza Imperium Rzymskiego wyhaftowany był na wielkim kawałku lśniącej, purpurowej tkaniny. Później zaś, zastanawiając się nad treścią informacji ministra spraw zagranicznych, utwierdzałem się w przekonaniu, że zawarta w Srebrnych Orłach Teodora Parnickiego opozycja miedzy orłem srebrnym a orłem białym jest przydatnym kluczem do analizy wystąpienia, które, jeśli brać je poważnie, zapowiada głęboką i niebezpieczna reorientację polskiej polityki zagranicznej. Nie wydaje mi się, by zwolennikami koncepcji, która tutaj rekonstruuję, był którykolwiek z dotychczasowych ministrów spraw zagranicznych Bronisława Geremka i Włodzimierza Cimoszewicza nie wyłączając, a w wersji bardziej pesymistycznej, by któryś z nich zdecydował się na publiczne jej ogłoszenie. Tak naprawdę minister Sikorski sformułował doktrynę samoograniczenia się Polski w polityce międzynarodowej. Zostało to powiedziane niemal wprost, a polega na tym, że w polityce międzynarodowej poza obszarem UE aktywność Polski ma być zapośredniczona albo przez instytucje Unii albo przez naszych europejskich partnerów, oczywiście tych najsilniejszych. Jeśli porównać wystąpienie ministra Sikorskiego z odpowiednimi enuncjacjami innych ministrów spraw zagranicznych dużych państw UE, to uderza, że Polska zadeklarowała, iż nie będzie mieć innej polityki zagranicznej niż europejska. Unia Europejska ma swojego Cesarza, a Polska ma się wybijać na pozycję Patrycjusza, którego rola polityczna ogranicza się do wywierania wpływu na dworze. I to jest kontekst, w którym należy rozumieć odwołanie się do „niemieckich władców Świętego Cesarstwa Rzymskiego” (czymś, co zadziwia jest tu liczba mnoga, bo jeśli o Ludolfingów chodzi, to po Ottonie III nastąpił Henryk II, który połowę panowania spędził wojując z Bolesławem Chrobrym). W Srebrnych Orłach w rozmowie z Rychezą Bolesław określa uniwersalistyczną konstrukcję imperium różnoplemiennego jako majak, którym Niemcy mamią innych, a po trosze siebie samych, a dumny tytuł Patrycjusza Imperium, jako dźwięk jeno pusty. Chce być kimś naprawdę, a więc królem Słowian, złote orły cesarskie i srebrne orły patrycjusza to tylko narzędzie w grze o siłę orła białego. Bolesław u Parnickiego odczytuje istotny sens konstrukcji, którą w XV wieku nazwano trafniej niż w XI – Świętym Cesarstwem Rzymskim Narodu Niemieckiego. Ten sens dobrze oddaje perora pijanego margrabiego Ekkeharda, który tak poucza w Rzymie młodego hrabiego tuskulańskiego: „Chcę pouczyć rzymskiego młodzieńca, iż owi Słowianie  wszyscy są dzieciakami nierozumnymi. Widziałeś jak chłopcy siadają na patyki i pędzą po łące mniemając, że na koniach jeżdżą? Otóż ci Słowianie tak samo dziecinnie bawią się w księstwo. Brat kłóci się z bratem o to, kto ma rządzić. Brat brata wypędza. Został sam i myśli, że dlatego, bo chciał, bo miał siłę. A to ja chciałem, ja miałem siłę. Jak chłopakowi patyk, tak samo mogę odebrać Bolesławowi Pierworodnemu księstwo, z którego braci wypędził. Nie odbieram, bo mnie, Ekkehardowi, wygodnie, by on bez braci rządził /…/ I niech sobie myśli, że swoją wolą i swoją mocą rządzi – niech ujeżdża patyk. Chce czy nie chce go ujeżdżać, konia i tak nie dostanie. Bo na koniach, czy wzdłuż Łaby, czy na wschód od niej, jeździmy tylko my – Sasi. Operowanie kluczami literacko-historycznymi, to zabawa wdzięczna, ale trzeba przy niej zachowywać ostrożność. Unia Europejska nie jest majakiem i nie jest też – jeszcze – Unią Europejską Narodu Niemieckiego. Niemniej stwierdzenie kanclerza Kohla, iż „Niemcy mają swoja przeszłość, ale ich przyszłością jest Europa” warte jest przez nas przemyślenia. Kohl widział w Unii Europejskiej rozwiązanie problemu, jaki powstał w wieku XIX po zjednoczeniu Niemiec – kraju zbyt silnego na Europę. Z niemieckiego punktu widzenia UE po XX-wiecznym zjednoczeniu to projekt pokojowego zagospodarowania niemieckiej siły. Elementem tej siły jest licząca się do pewnego stopnia z partnerami unijnymi, ale „pozaunijna” polityka zagraniczna, ot choćby w stosunkach z Rosją i polityce energetycznej. Niemcy sami siebie postrzegają jako organizatora UE, Unia ma legitymizować ich – zrozumiałe jak u każdego dużego narodu – dążenie do korzyści, mocy i chwały. Ale skoro tak, to mają prawo do jazdy na prawdziwym koniu. Natomiast polski minister spraw zagranicznych ogłosił doktrynę jazdy na patyku, byleby przed tym patykiem niesiono orła – nie tyle nawet srebrnego, co owiniętego w sreberko od cukierka. Obserwując to, co dzieje się od paru miesięcy w Berlinie można zauważyć, że produkcja sreberek ruszyła tam pełna parą.  Ludwik Dorn    
Ludwik Dorn
O mnie Ludwik Dorn

Banuję za wulgaryzmy i aluzje do życia osobistego mojego i innych oraz agresywną głupotę połączoną z chamstwem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Polityka