Ludwik Dorn Ludwik Dorn
107
BLOG

LIST O DYSKUSJI DO DYSKUTANTÓW W SALONIE 24

Ludwik Dorn Ludwik Dorn Polityka Obserwuj notkę 53

Warszawa, dn. 17 kwietnia 2008 r.

 

 

Szanowni Państwo  Blogerzy i Dyskutanci w Salonie 24,

 

Dziękuję wszystkim, którzy życzliwie i miło przywitali mnie w Salonie24. W komentarzach do mojego wpisu, które po paru dniach sumiennie przeczytałem, pojawiały się często postulaty, niekiedy przechodzące w ultymatywne żądania, bym  na nie odpowiadał, a im szybciej, tym lepiej; postulatom tym towarzyszyło przeświadczenie, że jeśli ich nie spełnię, oznaczać to będzie, iż „wieszam w salonie afisze" i rozmawiać nie chcę, choć istotą instytucji salonu jest właśnie rozmowa. Ktoś, kto pojawia się w salonie, wygłasza monolog, po czym wychodzi, działa przeciw salonowi i rozmowie, i zachowuje się antypatycznie. Otóż po to zamieszczam wpisy w blogu salonowym, by rozmawiać, ale rozmowa nie musi oznaczać „schodzenia pod kreskę". Oprócz tego, że jestem blogerem, jestem także posłem i za aktywność poselską obywatele-podatnicy mi płacą, stąd konieczność dyskutowania z Państwem z opóźnieniem i niejako „hurtowo". Jednakże taki „hurtowy" i odłożony głos w dyskusji nie musi być sprzeczny z istotą rozmowy - wymianą myśli. W „Krytyce władzy sądzenia" Kant wprowadził pojecie „sądu reprezentującego", to znaczy takiego, w którym zawarte są odpowiedzi na możliwe zastrzeżenia i obiekcje. Wprawdzie trzecia Krytyka Kanta poświecona była sądom estetycznym, ale polityczną wagę tej intuicji znakomicie wychwyciła w swoich esejach Hannah Arendt. W moim przekonaniu sąd reprezentacyjny jest istotą myśli politycznej, a myśli politycznej nie należy mylić z propagandą wyborczą - narzędziem politycznego przekonywania, które ma swoje prawa i swoje ograniczenia. Mam nadzieję, że w moich wpisach przynajmniej część z Państwa odnajdzie swoje uwagi - być może w kontekście polemicznym.

 

Ponieważ w swoim mini-eseju (tę formę uznałem za poręczną do blogowania i jej będę się trzymał) zająłem się, między innymi, oceną politycznego procesu ratyfikacji traktatu lizbońskiego, wiele komentarzy dotyczyło mojego stosunku do tegoż traktatu i Unii Europejskiej. Ponieważ do UE i traktatu mam stosunek swoisty, a jego wyjaśnienie i uzasadnienie wymaga właśnie mini-eseju, to mam nadzieję, że przy jakiejś nadarzającej się okazji znajdę czas, by go napisać, a wtedy, być może, odnajdą w nim Państwo swoje krytyki, uwagi i zastrzeżenia.

 

Po drugie, wielu z Państwa pisało o relacjach między PiS-em a mną lub Jarosławem Kaczyńskim a mną, twierdząc, że publiczne podnoszenie kwestii wewnątrzpartyjnych osłabia PiS. Odpowiadam: jestem najgłębiej zainteresowany powrotem PiS do władzy. Gdybym miał możliwość przedstawiania moich poglądów wewnątrz partii z nadzieją - bo nie z pewnością - że wywrze to jakikolwiek wpływ, to bym to robił. Ponieważ takiej możliwości nie ma, to robię to, co robię, ponieważ uważam, że w ten właśnie sposób działam na rzecz powrotu mojej partii do władzy.

 

Wreszcie sprawa ostatnia, którą omawiam po to, by raz na zawsze wyjaśnić, jakimi uwagami, postulatami, krytykami nie będę się nigdy zajmował. Po moim debiucie w Salonie osobny wpis pt. „Wiarygodność Ludwika Dorna" zamieścił w tymże Salonie bloger podpisujący się „Kisiel", a używający autocharakterystyki „antykomunista". Bloger Kisiel ma o mnie złe zdanie: cóż, ludzie są różni. Jednakże zamieścił on na swoim blogu link do artykułu w tygodniku „Nie", w którym zostałem pomówiony o zażyłą znajomość z panem Stokłosą. Bloger Kisiel czyni mi zarzut, że nie wytoczyłem „Nie" procesu tak, jak zrobił to Jarosław Kaczyński, kiedy opublikowano tam jego sfałszowaną „lojalkę". Bloger Kisiel konkluduje, że skoro nie wytoczyłem sprawy cywilnej, to nie oczyściłem się i nie uwiarygodniłem, a zatem jakaś prawda w tym pomówieniu może tkwić.

 

Każdy, kto uważnie przeczyta artykuł w „Nie", zauważy, następujący po opisie moich zażyłych relacji z p. Stokłosą i jego żoną, passus: „ Ponieważ wokół Stokłosy mnożą się ostatnio sobowtóry, Dorn mógł być fałszywy. Mistyfikacja była jednak tak przekonująca, a wynikający z niej upadek autorytetu rządu tak poważny, że odpowiednie służby powinny rzecz szczegółowo wyjaśnić".

 

Otóż  rozważałem proces z „Nie" o sprostowanie lub zniesławienie, ale konsultacja z prawnikami potwierdziła pierwszą intuicję, że nie mam żadnych szans. W przeciwieństwie do oszczerstwa wobec Jarosława Kaczyńskiego, w moim przypadku redakcja się zabezpieczyła. Przecież napisała, że to mogłem być nie ja... O co miałem występować? O  sprostowanie, że ze Stokłosą nie spotkałem się ani ja, ani mój domniemany sobowtór? Albo, że spotkał się mój sobowtór, ale nie ja? Miałem z siebie robić idiotę...?

 

Sądzę, że każdy kto umie czytać ze zrozumieniem, posiada zdrowy rozsadek i znajomość prawa na poziomie szkoły średniej, może dojść do takiego wniosku. A każdy kto nie jest wyprany z przyzwoitości dokonać oceny moralnej zastosowanego zabiegu. Zawsze uważałem, że rozkład tych umiejętności i cech w populacji antykomunistów przebiega tak, jak w całej populacji, czyli według krzywej Gaussa. Jest  także druga możliwość: jeśli bloger jest anonimowy, to autocharakterystykę „antykomunista" może sobie wpisać każdy, nawet wielbiciel Jerzego Urbana. I zamieszczać linki do „Nie" na swoim wielce prawicowym blogu.

 

Wybaczcie Państwo, że sprawę tę, w celu wyżej wyłuszczonym, poruszyłem obszerniej. Więcej na tego rodzaju wpisy reagować, jak napisałem, nie będę. Ale, choć w Salonie nowicjusz, mam do Wielce Szanownych Gospodarzy, Państwa Janke, sugestię, wartą może przedyskutowania w gronie blogerów. Przychodzimy do salonu, żeby porozmawiać. Skoro tak, to musimy liczyć się z tym, że zostaniemy wyszydzeni, wyśmiani, a nawet towarzysko zmiażdżeni - bo takie są reguły salonowej gry. Takie ryzyko dodaje rozmowie pieprzu i soli. Nie liczmy w salonie na szczególna rzetelność intelektualną - gdyby to o nią chodziło, to Voltaire nigdy nie zostałby salonowa gwiazdą. Ale musimy w salonie czuć się pod pewnym względem bezpiecznie - że nie spotka nas prostacka obmowa i oszczerstwo. Może warto wprowadzić jakiś system selekcji i ostrzeżeń dla tych bywalców, którzy zaczynają się zachowywać chamowato. Inaczej z salonu może się zrobić gospoda. Też zabawnie, ale klimacik już nie ten.

 

Pozdrawiam wszystkich moich rozmówców.

 

Ludwik Dorn

Ludwik Dorn
O mnie Ludwik Dorn

Banuję za wulgaryzmy i aluzje do życia osobistego mojego i innych oraz agresywną głupotę połączoną z chamstwem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (53)

Inne tematy w dziale Polityka