8 lutego br. w Sejmie miała miejsce interesująca wymiana zdań między mną ( Solidarna Polska) a panią posłanką Beatą Szydło (PiS). Dotyczyła zgłoszonego przez PiS projektu uchwały Sejmu o zmniejszeniu liczby wicemarszałków z pięciu do czterech. Geneza tego projektu była związana z wnioskiem Ruchu Palikota o odwołanie posłanki Wandy Nowickiej z funkcji wicemarszałka i zgłoszeniem kandydatury posłanki Anny Grodzkiej. Klub Solidarnej Polski zgłosił na potencjalnie wakujące miejsce moja kandydaturę. PiS znalazł się w dość trudnej sytuacji. Poparcie dla posłanki Grodzkiej z oczywistych powodów było wykluczone. Z kolei poparcie mojej kandydatury przeciw Grodzkiej byłoby dla PiS bardzo niewygodne. Kierownictwo PiS nie tylko traktuje Solidarna Polskę jako konkurencje po prawej stronie sceny politycznej, ale też jako zagrożenie o charakterze egzystencjalnym. Obawiają się tam, że relatywny sukces Solidarnej Polski, np. w postaci przekroczenia 5% progu wyborczego w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku) uruchomi nowa dynamikę polityczną, która może doprowadzić do daleko idącej dekompozycji Prawa i Sprawiedliwości. Jest oczywiste, że uzyskanie przez kandydata SP funkcji wicemarszałka umacniałoby istotnie pozycję SP na scenie politycznej i zwiększało siłę przyciągania tej niewielkiej na razie partii. Wedle mej wiedzy pan prezes Kaczyński pozyskał informację, że w przypadku mojego wyboru na wicemarszałka 2 lub 3 posłów PiS-u gotowych byłoby na poważnie zastanowić się nad przejściem do klubu „Solidarnej Polski”. Z tego względu PiS nie życzył sobie stanięcia przed niemiłą alternatywą Grodzka lub Dorn. Zresztą w miarę szybko zapowiedział, że będzie głosował przeciwko kandydaturze Ruchu Palikota oraz przeciwko kandydaturze „politycznego planktonu”, czyli przeciwko mnie. No, ale taka decyzję trzeba jakoś pod względem ideowym i politycznym uzasadnić, zwłaszcza że niewykluczona była sytuacja, że to właśnie głosów PiS-u zabraknie do tego, by pani Grodzka przegrała z kandydatem prawicowym. Uzasadnienie musiało być zatem bardzo moralne. No i w PiS wymodzono projekt uchwały o zmniejszeniu liczby wicemarszałków, uzasadniając to, a jakże, koniecznością oszczędności w czasach kryzysu, gdy dzieci są niedożywione, a nieleczeni pacjenci umierają.
Jednakże Sejm posłanki Nowickiej z funkcji wicemarszałka nie odwołał. Zagrożenie dla PiS minęło. W takiej sytuacji rozsądnie byłoby zgłoszony projekt uchwały wycofać. Kierownictwo PiS to jednak, jak mawiał śp. Stefan Kisielewski „Kisiel” wolnomyśliciele( bo wolno myślą). Nikt się tam nie tropnął, projektu nie wycofał, na mównicę wstąpiła posłanka Szydło i projekt uzasadniła tymi słowy:
Panie i Panowie Posłowie! Czy chcecie, aby Sejm VII kadencji przeszedł do historii jako wyrób sejmopodobny, aby historycy w przyszłości pisali, że w czasie, kiedy 2 mln Polaków nie miało pracy, kiedy w Polsce było spowolnienie gospodarcze, kiedy kolejne 2 mln Polaków wyjechało za granicę, żeby tej pracy szukać, kiedy ludzie czekali miesiącami, żeby dostać się do lekarza specjalisty, posłowie o tym nie debatowali? Nie było czasu. Posłowie zajmowali się z wielką powagą debatą o stołkach. (Oklaski)
/…/Z prostych wyliczeń wynika, że utrzymanie funkcji wicemarszałka w skali roku – i wliczam tu nie tylko wynagrodzenia, nie tylko te nagrody, o których była mowa, ale również utrzymanie gabinetów, tego wszystkiego, co wiąże się z pełnieniem tej funkcji – to jest koszt ok. 500 tys. zł rocznie. W tym roku będzie nowelizowany budżet. Stanie się tak, bo koalicja rządząca wolała z większą powagą zastanawiać się nad tym, czy ten teatr polityczny ma sens, czy go nie ma, niż debatować nad realnością budżetu, który przyjęliśmy. I kiedy będzie nowelizowany budżet, Prawo i Sprawiedliwość zgłosi poprawkę, ażeby zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczyć na rezerwę i na utworzenie w szkołach gabinetów medycznych.
Gdyby posłanka Szydło na mównicę nie wstąpiła, to siedziałbym sobie cicho. Skoro jednak wstąpiła, to wstąpiłem i ja zgłaszając pomysł następujący:
/…/ Sprawa jest poważna, problem, który podniosła pani posłanka Beata Szydło, ponoszonych przez podatników kosztów utrzymywania systemu politycznego w czasach kryzysu istnieje. To jest problem realny. Tylko, pani poseł, czemu my mówimy o jakichś głupich paruset tysiącach z budżetu Kancelarii Sejmu? Weźmy byka za rogi. Istnieje kwestia, sam wymyśliłem ten system, finansowania partii z budżetu państwa. Porozmawiajmy zatem o dziesiątkach milionów, skoro tak się pani troszczy o dzieci. (Oklaski) W związku z tym informuję Wysoką Izbą, że Solidarna Polska przygotuje projekt nowelizacji ustawy o partiach politycznych, niezakładający zlikwidowania, lecz zakładający okresowe istotne zmniejszenie finansowania partii politycznych z budżetu państwa. A klubowi PiS dedykuję ten fragment z „Pana Tadeusza”: „Głupi niedźwiedziu! gdybyś w mateczniku siedział, nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział”. (Wesołość na sali, oklaski)
W niedługim czasie Solidarna Polska zgłosi projekt ustawy o zawieszeniu finansowania partii politycznych z budżetu do końca 2015 roku, z możliwością przedłużenia tego okresu na lata następne, gdyby kryzys gospodarczy trwał dalej. Chodzi o 88 milionów złotych rocznie, z czego PO dostaje 37 mln, a PiS 27 mln. Już teraz spodziewam się polemik i filipik ze strony PiS. Czekam na nie z zainteresowaniem i pewnym rozbawieniem.
Banuję za wulgaryzmy i aluzje do życia osobistego mojego i innych oraz agresywną głupotę połączoną z chamstwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka