W poprzednim wpisie przewidywałem, że dzisiejsza tzw. debata między dwoma kandydatami na kandydatów na urząd Prezydenta ujawni zasadnicza słabość PO. Odwołałem się do ostatniego zdania, które na łożu śmierci wypowiedziała Gertrude Stein: ale jakie jest pytanie? Chodziło mi o to, że pytania, które zostaną zadane kandydatom, w sposób oczywisty stworzone przez kierownictwo PO i zapewne zatwierdzone przez premiera Tuska będą sto razy bardziej istotne niż to, co w odpowiedzi powiedzą kandydaci na kandydata.
Przewidywałem słusznie. Po pierwsze, treść pytań określa charakter przyszłej kampanii wyborczej. Będzie to kampania wyłącznie wizerunkowa, prawie całkowicie pomijająca realne rozstrzygnięcia i decyzje, które w obecnych realiach konstytucyjnych będzie musiał podejmować Prezydent. Nic w tym dziwnego. Kampania nie może być inna, bo od realnej polityki jest premier Donald Tusk, a kandydat na prezydenta, a być może przyszły Prezydent , ma przypisaną rolę politycznego ozdobnika. Kandydat PO na urząd Prezydenta nie może odnosić się do problemów, bo musiałby się odnieść do obecnej i zapowiadanej polityki rządu.
Takie ostateczne określenie charakteru kampanii wyborczej kandydata PO otwiera możliwość skupienia się przez innych, w tym przeze mnie, na kampanii nie wizerunkowej, ale problemowej. Już wcześniej wybrałem tę drogę – stąd problemowy charakter mojego Dekalogu Prezydenckiego http://www.polska-plus.pl/static/dekalog-prezydencki/ . Dzisiejsza debata utwierdza mnie w przekonaniu o słuszności tej decyzji, zwłaszcza, że możliwości w tej mierze innego kontrkandydata, urzędującego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, są dość ograniczone. On w ramach kampanii problemowej musiałby bronić swojej prezydentury, która nie była zbyt udana oraz swojej partii – Prawa i Sprawiedliwości – co jest zadaniem bardzo trudnym.
Ale dzisiejsza debata pełniła też inna funkcję. Był to test na lojalność obu panów wobec szefa PO i premiera zarazem. Jednym z dwóch pytań konkretnych było pytanie o stosunek do ustawy z 2001 roku o przebudowie i modernizacji sił zbrojnych i zapisanego w niej wskaźnika wydatków na obronność w wysokości 1.95% PKB. Ten wskaźnik rząd zamierza zmniejszyć. Obaj panowie stwierdzili, że ustawy będą bronić, żaden nie posunął się do tego, by stwierdzić, ze ją zawetuje. Marszałek Komorowski powiedział nawet, że bronić jej będzie przed ministrem finansów, ale już nie przed premierem. Obaj test lojalności zdali – Radosław Sikorski zaledwie dostatecznie, a Bronisław Komorowski – celująco. To zła wiadomość dla kadry wojskowej oraz pracowników zbrojeniówki, a także dla wszystkich obywateli, którzy martwią się tym, że polska armia jest w przededniu stanu zapaści.
Drugie pytanie dotyczyło stosunku do kwestii zapłodnienia In vitro.Oprócz słabości polegającej na ujawnieniu – przewidywanego zresztą przez wielu komentatorów – czysto wizerunkowego charakteru kandydata PO, obojętnie kto nim zostanie, dotychczasowa „prekampania” ujawnia słabość inną, równie albo nawet i bardziej poważną. Dotyczy ona tego, co w języku polityki nazywa się dziś nieprecyzyjnie problematyką światopoglądową, a co wiąże się z wielkim, cywilizacyjnym sporem dotyczącym ideowych i etycznych fundamentów ładu społecznego. Ten spór konkretyzuje się w różnicy stanowisk wobec takich kwestii, jak aborcja, zapłodnienie In vitro, nadanie prawnych przywilejów związkom partnerskim, w tym homoseksualnym, status rodziny, itp.
Otóż naturalny, zdroworozsądkowy i umiarkowany konserwatyzm olbrzymiej większości obywateli o przekonaniach prawicowych i centroprawicowych został przez obu „prekandydatów" PO, a zatem przez całą tę partię opuszczony, a nawet zdradzony.
Zostawmy na boku deklaracje ministra Sikorskiego, że jest konserwatystą przez małe „k” i powoływanie się marszałka Komorowskiego na szlacheckie pochodzenie i wąsik jako na konserwatywne stygmaty. Skupmy się na faktach.
A fakty są takie, że w „ debacie krakowskiej” oraz dzisiejszej dyskusji obaj kandydaci w sprawie In vitroopowiedzieli się za liberalnym projektem posłanki Kidawy-Błońskiej ( min. Sikorski wystawił przy tym do wiatru popierającego go posła Jarosława Gowina), a jedyna różnica między nimi sprowadzała się do kwestii marszałkowskiej „zamrażarki”. W kwestii statusu rodziny w dotychczasowych pracach nad ustawą o przemocy w rodzinie w głosowaniach posłowie PO konsekwentnie popierają oprotestowany przez środowiska katolickie i Radę ds. Rodziny Episkopatu Polski projekt rządowo-eseldowski. W innej ważnej kwestii światopoglądowej, rozliczeń z komunistyczną przeszłością, cały bez wyjątku klub PO , czyli także posłowie Gowin i Biernacki, głosował za projektem ustawy kastrującym Instytut Pamięci Narodowej.
Jest to znaczące przesunięcie w lewo nie tylko w stosunku do własnych wyborców, ale także zaplecza partyjnego. Z opublikowanych nie tak dawno badań wynika, że ok. ¾ członków PO ma w tych kwestiach nastawienie mocno lub średnio konserwatywne. Członkowie tej partii zapewne zacisną zęby i wytrzymają – sprawowanie władzy klei równie mocno jak reklamowana „Kropelka”, ale nie musi to dotyczyć obywateli – wyborców, którzy mogą się poczuć opuszczeni. Naprawdę setki studentów, którzy objęci są duszpasterstwem ojców dominikanów w Warszawie czy Krakowie, to o wiele częściej wyborcy PO niż PiS. I co oni teraz zrobią?
Przyczyny tego przesunięcia całej PO są jasne: to dążenie do marginalizacji w I turze Andrzeja Olechowskiego i nadzieja na głosy wyborcy lewicowego w II turze. Ale – używając języka militarnego – tak mocne zgrupowanie zasobów politycznych na lewej flance kosztem osłabienia prawego skrzydła i rozrzedzenia centrum tworzy zasadniczą słabość – lukę w szeregach.
Ta ujawniona słabość otwiera pole do działań dla innych kandydatów, w tym dla mnie i wydaje mi się, że jestem do tego najlepiej przygotowany. Panowie Jerzy Szmajdziński, Andrzej Olechowski, Tomasz Nałęcz odwołują się systemów wartości, przekonań ideowych i wyborców, którzy pozostają w sporze z nastawieniem naturalno-konserwatywnym. W innej sytuacji jest prezydent Lech Kaczyński. Z jednej strony będzie on kandydatem PiS, gdzie dominuje nurt „mocnego” tradycjonalizmu, a z drugiej pole poszerzenia zaplecza wyborczego ośrodek prezydencki widzi w dystansowaniu się od tej wersji konserwatyzmu. Nie przypadkiem „głosem” obecnego prezydenta w tych kwestiach nie jest poseł Górski, ale Pierwsza Dama, której poglądy bliższe są światopoglądowi redaktor Moniki Olejnik niż byłej spikerki Radia Maryja, posłanki Anny Sobeckiej.
Jasne opowiedzenie się przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w kwestiach światopoglądowych byłoby też sprzeczne z przyjętą taktyka wyborczą – zachęcania wyborców lewicowych do zagłosowania na niego w II turze, czemu oprócz sojuszu PiS-SLD w mediach publicznych ma służyć uprawomocnienie w wewnątrzpartyjnych dyskusjach opcji na parlamentarno-rządową koalicję z SLD.
Poprze eliminację dochodzimy do dwóch kandydatów: Marka Jurka i do mnie. Marszałek Jurek w kwestiach światopoglądowych ma mocne, przemyślane i porządnie uzasadnione poglądy, którym jest wierny „od zawsze”. Opowiada się on za taka wersją „prawdziwego konserwatyzmu”, który polega na stałym, odrzucającym jakiekolwiek, choćby cząstkowe uznanie, sprzeciwie wobec obyczajowo-światopoglądowych przemian, które niesie nowoczesność. Jest to przesłanie o charakterze niszowym. Odwołuje się w istocie do zawołania zrozpaczonych katolickich i monarchistycznych kontrrewolucjonistów Umierać, ale powoli. Ludzie i obywatele chcą jednak żyć.
W swoim programie – Dekalogu Prezydenckim –sformułowałem program konserwatyzmu nowoczesnego, który nowoczesności nie odrzuca, ale podejmuje z nią grę, która jest mieszaniną akceptacji i sprzeciwu, który uznaje, że nowoczesność stwarza warunki dla prowadzenia polityki konserwatywnej i nie można formułować programu ideowo-politycznego, który zakłada, że warunki te nie istnieją. Dlatego w przykazaniu 6 Dekalogu Prezydenckiego – Ładu naturalnego państwu gwałcić nie pozwolisz -jasno stwierdziłem:
Kierując się tymi względami oświadczam, że jeśli zostanę Prezydentem to:
- Nie podpiszę ustawy o zapłodnieniu In vitro, która nie będzie zawierać prawnych gwarancji dla zarodka ludzkiego i dopuszczać będzie tę formę zapłodnienia dla związków innych niż małżeństwo;
- Nie podpiszę żadnej ustawy, która w stosunku do obecnego stanu prawnego poszerzy katalog przypadków, w których aborcja jest prawnie dozwolona;
- Nie podpiszę żadnej ustawy, która tzw. związkom partnerskim nadawać będzie jakiekolwiek prawne przywileje zarezerwowane dla małżeństwa.
Elementem ładu naturalnego społeczeństw jest rodzina - prawnie usankcjonowany związek mężczyzny i kobiety. Jednocześnie będę inspirował i aktywnie wspierał inicjatywy mające na celu umocnienie praw rodziny w sferze wychowania, oświaty, podatków i spraw społecznych. W dobie kryzysu demograficznego za szczególnie ważne uznaję wprowadzenie prorodzinnych rozwiązań podatkowych (lub dodatków emerytalnych dla kobiet), prawo nie może być obojętne w stosunku do wysiłku wychowawczego rodziców tworzącego przyszłość naszego społeczeństwa. W tej sprawie od każdego rządu wymagał będę złożenia konkretnej deklaracji w momencie rozpoczęcia misji rządzenia.
Rzeczywistość przyniesie odpowiedź na pytanie, czy wielka rzesza polskich obywateli o naturalnym, zdroworozsądkowym konserwatywnym nastawieniu, którzy chcą być skutecznymi konserwatystami w nowoczesności, a nie przeciw niej, zrozumie, że została opuszczona i wyciągnie z tego polityczne wnioski?
Banuję za wulgaryzmy i aluzje do życia osobistego mojego i innych oraz agresywną głupotę połączoną z chamstwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka