Życie, także polityczne, to ciągłość i zmiana. Dziś będzie o ciągłości hazardowej.
Na ustawę o grach losowych i zakładach wzajemnych napatoczyłem się jako poseł od 1997 roku trzy razy. Po raz pierwszy w kadencji 1997-2001, gdy byłem posłem niezrzeszonym. W sierpniu 1998 roku wpłynął do Sejmu ( za premierostwa Jerzego Buzka) rządowy projekt ustawy , który zmierzał do tego, by zakazać gry na automatach losowych. Nie minęły trzy tygodnie, gdy pojawił się poselski projekt ustawy podpisany przez posłów z dwóch klubów opozycyjnych SLD i PSL, który proponuje, by urządzenia do gier o małych wygranych można było stawiać wszędzie. O ile sobie przypominam projekt łagodził warunki otwierania salonów gry i kasyn. Projekt ten pilotował Jerzy Jaskiernia, który jako członek Komisji Integracji Europejskiej robił też wszystko, by odrzucić projekt rządowy z powodu jego niezgodności z prawem Unii Europejskiej.
Miałem Jerzego Jaskiernię nieustannie na głowie, bo z rekomendacji przewodniczącego Komisji Integracji Europejskiej, Tadeusza Mazowieckiego, zostałem wybrany przewodniczącym podkomisji stałej ds. badania zgodności projektów ustaw z prawem Unii Europejskiej. Podkomisja wydała w końcu opinię, że projekt poselski, za którym chodził Jaskiernia jest niezgodny z prawem UE, ale co ja się nacierpiałem! Cierpiał też Tadeusz Mazowiecki, który kiedyś powiedział mi, udręczony: panie pośle, niech pan coś z tym Jaskiernią zrobi, jakoś go uspokoi, on z tymi automatami, jak wyrzucić go drzwiami, wraca oknem; wyrzucić go przez okno, wraca kominem. Byłem bezradny, na podkomisji i komisji poseł Jaskiernia szalał. Przypadkiem natknąłem się w tym czasie w kuluarach na posła Józefa Oleksego, wiceprzewodniczącego SLD, i proszę go: panie pośle, niechże pan cos z tym Jaskiernią zrobi, Mazowiecki cierpi, ja cierpię, pohamujcie go jakoś. A Oleksy na to: pan mi to mówi? Myśmy na Zarządzie już trzy razy go prosili, żeby przyhamował z tym hazardem, bo to nie wypada. Ale jego się tu nie da opanować.
Po wyborach w 2001 roku SLD objął władzę i trzask-prask Sejm uchwalił ustawę w wersji promowanej wcześniej przez Jaskiernię . Projekt był rządowy i zawierał przepis o zryczałtowanym podatku 200 euro. Przedsiębiorcy od hazardu podnieśli wrzask, że to za dużo, że krzywda im się dzieje i trzask-prask, posłanka Anita Błochowiak ( tak, tak, ta od pedałów w czerwonych skarpetkach i pionowych korytarzy) w drugim czytaniu zgłosiła poprawkę obniżającą podatek do 50 euro. I trzask-prask Sejm tę poprawkę zaakceptował.
Minęło czasu mało-wiele i wybuchł skandal. „Gra mało losowa – kolejna afera w SLD” donosiła „Gazeta Wyborcza” z końca listopada 2003 roku. Okazało się bowiem, ze p. Maciej Skórka, społeczny asystent posła Jaskierni był właścicielem tysięcy takich automatów i wedle informacji „GW” Ministerstwo Finansów twierdziło, że zajmował się nielegalnym hazardem, a tylko dzięki nieudolności bądź opieszałości prokuratury nie poniósł odpowiedzialności karnej. Skandal był duży, jego rezultatem było to, że od tego czasu posłowie musza podawać dane o swoich asystentach, także społecznych, do publicznej wiadomości.
Mało kto pamięta jednak, że ta afera miała pewien nie-SLD-owski odprysk i pojawił się w niej jako postać drugoplanowa – poseł Zbigniew Chlebowski.Otóż szef Kancelarii Premiera minister Wagner oraz wiceminister finansów Robert Kwaśniak 30 listopada 2003 roku na konferencji prasowej stwierdzili, że nie tylko posłanka Błochowiak zgłaszała poprawkę o obniżeniu podatku od automatów do 50 euro. Wcześniej, na posiedzeniach podkomisji Komisji Finansów Publicznych zrobił to dwukrotnie poseł Zbigniew Chlebowski. Na dowód pokazano notatki służbowe dwóch urzędników ministerstwa, którzy z ramienia resortu uczestniczyli w pracach podkomisji. „To kłamstwo, absurd i manipulacja! Oburza się w rozmowie z „Rz” Zbigniew Chlebowski. – Nigdy takich poprawek nie składałem. Nigdy! To wyciąg z notatek jakiegoś urzędnika ministerstwa, dla mnie niewiarygodny. Byłem, jestem i będę przeciwnikiem takich zmian – zapewnia poseł Platformy.”
Cóż, afera Rywina trwała w najlepsze, posłanka Błochowiak była polityczną celebrytką, a poseł Chlebowski był cichutki i skromniutki i dlatego mu się upiekło – wtedy… Ostatecznie był papier przeciw słowu.
Ale jeśli powstanie komisja śledcza do spraw zbadania podejrzeń o udział w aferze hazardowej panów Drzewieckiego i Chlebowskiego, to może warto przesłuchać pod groźbą odpowiedzialności karnej dwóch nikomu nieznanych urzędników ministerstwa finansów, jak to wtedy było ze zgłaszaniem przez posła Chlebowskiego poprawki na posiedzeniu podkomisji…
Bo do trzech razy sztuka, a ja już trzeci raz na aferę hazardową się natykam.
Banuję za wulgaryzmy i aluzje do życia osobistego mojego i innych oraz agresywną głupotę połączoną z chamstwem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka