W październiku do opinii publicznej dotarła zdumiewająca informacja, mianowicie, Sławomir Nowak, były minister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej w rządzie Donalda Tuska, został powołany przez władze Ukrainy na stanowisko szefa Ukrawtodoru (Państwowej Agencji Drogowej Ukrainy). Do jego obowiązków należy m.in. „zreformowanie” wspomnianej instytucji oraz jak największe wykorzystanie kapitału zagranicznego przy budowie ukraińskich dróg. Wypada więc nadmienić, że będzie miał on co wykorzystywać, ponieważ niedawno polski rząd pożyczył Ukrainie 68 mln euro, z przeznaczeniem na modernizację tamtejszego systemu drogowego. Ekipa „dobrej zmiany”, z nieodwzajemnionej miłości do wschodniego sąsiada, podtrzymała decyzję o udzieleniu tej pożyczki podjętą jeszcze przez rząd Ewy Kopacz. No cóż, to prawdziwy chichot losu, że prominentny aparatczyk upadłej już koalicji, na którym politycy PiS-u nie zostawili suchej nitki, poddając go słusznej krytyce w okresie jego ministerialnej kariery, będzie miał znowu możliwość konsumowania pieniędzy polskiego podatnika. Tyle tylko, że za wschodnią granicą.
Nowak nie jest ani pierwszym, ani zapewne ostatnim polskim prominentem, który najął się na ukraińską służbę. Drogę torował mu m.in. były prezes PKP Cargo, Wojciech Balczun, który jest teraz dyrektorem generalnym ukraińskich kolei państwowych. Wyjątkowo „przedsiębiorczy” okazał się też były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, którego w 2014 r. wypatrzyli dociekliwi amerykańscy dziennikarze na liście płac ukraińskiej spółki gazowej Burisma Holdings, będącej pod faktyczną kontrolą ludzi z otoczenia prezydenta Janukowycza. Kwaśniewski zasiadał w radzie nadzorczej tej zarejestrowanej na Cyprze firmy, obok R. Huntera Bidena, najmłodszego syna wiceprezydenta USA. Pobierał z tego tytułu sowite wynagrodzenie, którego jednak nie ujawnił, zasłaniając się tajemnicą handlową. Kwaśniewski zaangażował się czynnie w negocjacje stowarzyszeniowe pomiędzy UE i Ukrainą. Był wraz z Patem Coxem specjalnym wysłannikiem Brukseli na Ukrainę i przed ostatecznym fiaskiem rozmów z Janukowyczem odwiedził ten kraj aż 27 razy. Finał jego misji wskazuje zaś na to, że chyba więcej dbał o własne interesy, niż o załatwienie sprawy, którą mu powierzono.
W kwietniu 2016 r. prezydent Poroszenko powołał Leszka Balcerowicza do międzynarodowego zespołu doradców przy rządzie premiera Wołodymyra Hrojsmana, w którym jest on odpowiedzialny za współpracę z inwestorami i politykami zagranicznymi oraz za działania PR-owskie, polegające na propagowaniu w Zachodniej Europie rzekomych ukraińskich sukcesów reformatorskich. Realistycznie ocenił jego misję Micheil Saakaszwili, stwierdzając, że Balcerowicz „został zatrudniony po to, by wybielić coś, czego wybielić się nie da”. Tak więc, gdy część zagranicznych doradców odeszła, w proteście przeciwko powszechnej korupcji na Ukrainie, w to miejsce ochoczo i za unijne pieniądze wszedł guru polskich liberałów. W dodatku dokonując nowego zaciągu wśród „bezrobotnych” polityków, czego efektem stały się transfery na Ukrainę, Jerzego Millera, byłego szefa MSWiA oraz Mirosława Czecha, dawnego posła Unii Wolności i członka Związku Ukraińców w Polsce. Poroszenko tworzy w ten sposób, przy wydatnej pomocy polskich (i nie tylko) kosmopolitów, mit o udanej transformacji jego państwa, co trafnie skomentowała Bogumiła Berdychowska z Forum Polsko-Ukraińskiego, stwierdzając, że: „Tworzy się wirtualne stanowiska i trudno powiedzieć, na ile mają one konkretny sens, a na ile wymyślane są tylko po to, by poprawić międzynarodową opinię prezydenta czy Ukrainy. […] Wygląda to jak tworzenie »potiomkinowskich wiosek«, rzeczywistości i działań, które mogą się spodobać organizacjom i instytucjom międzynarodowym, ale które nie mają realnie dużego wpływu na sytuację Ukrainy. Tym bardziej, że doradcy nie mają jasno sformułowanych zadań, a przedstawiciele poszczególnych grup doradczych sami nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, kto finansuje ich działalność”.
Podejmowane przez ukraińskie władze działania mają także na celu zbudowanie wpływowego lobby, czego efekty są aż nadto widoczne w Polsce. Ale to jest już temat na nową i nieco dłuższą opowieść…
Wojciech Podjacki
Komentarze
Pokaż komentarze