Lech Mucha, fot. Agnieszka Nagórska
Lech Mucha, fot. Agnieszka Nagórska
Lech -Losek- Mucha Lech -Losek- Mucha
309
BLOG

Dekalog w życiu lekarza

Lech -Losek- Mucha Lech -Losek- Mucha Służba zdrowia Obserwuj temat Obserwuj notkę 12
Przestrzeganie dziesięciu prostych zaleceń, jakie Mojżesz otrzymał bezpośrednio od Stwórcy, tych warunków przymierza między Jedynym Bogiem a ludźmi, jest warunkiem otrzymania Bożej opieki. Jednak stosowanie Dekalogu zawsze i wszędzie, wydaje się mieć znacznie głębszy sens niż tylko bycie drogowskazem dla pojedynczych ludzi, chcących dostąpić zbawienia.


Jam jest Pan Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.

Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną...

(Księga Wyjścia 20,2).

Z powodu wykonywanego przeze mnie zawodu chirurga, a także dzięki mojemu hobby, jakim jest pisanie książek, spotykałem się z pytaniem o rolę wiary i religii w moim zawodowym życiu wielokrotnie, zarówno w rozmowach prywatnych, jak i przy okazji tych kilku wywiadów, jakich udzieliłem w różnego rodzaju mediach. Przez dłuższy czas odpowiadałem dość sztampowo. Mówiłem pełnym powagi głosem, że religia daje to, a wiara robi tamto, gdy wyznaje ją chirurg pochylony nad stołem operacyjnym. I zapewne miałem nieco racji, bo rozmówcy zazwyczaj ze zrozumieniem kiwali głowami i potakiwali. Sporadycznie tylko moje jawne przyznawanie się do katolicyzmu napotykało na niechęć czytelników, objawiającą się na przykład zdaniem: „Uklęknij i się pomódl, za zamiast operować”. Zdarzali się tacy, którym moje zaangażowanie po stronie wiary przeszkadzało. Pisali w recenzjach, że od książek o chirurgii oczekiwali więcej „krwi”, a mniej modlitwy. Nie brałem tego do siebie wierząc, że jeśli ja dziś jawnie opowiem po stronie Jezusa, On przyzna się do mnie przed swoim Ojcem w dniu sądu Ostatecznego. Myślałem sobie, że prawdą jest to co napisał św. Łukasz: „z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich”. Jednakże po jakimś czasie nawet relatywnie nieskomplikowany umysł chirurga, doznawszy jakiegoś olśnienia, doszedł do wniosku, że za tym pytaniem kryje się znacznie więcej treści. Ba, samo pytanie, jeśli się chwilę zastanowić, jest kontrowersyjne.

Konsekwencją postawienia pytania, o rolę jaką dla lekarza ma Dekalog, jest oczywisty problem:

czy religijność jest sprawą prywatną?

 Takie pytanie w dzisiejszym świecie budzi zdziwienie. Obywatele zeświecczonych społeczeństw i „neutralnych światopoglądowo” państw, na takie pytania reagują wręcz alergicznie. I dlatego nawet niektórzy głęboko wierzący ludzie zostali przez nowoczesny, oświecony świat przekonani, że ich wiara jest sprawą prywatną. Że jest czymś, z czym nie należy, nie wypada obnosić się na zewnątrz tylko, ewentualnie, praktykować ją w niedzielę albo w domowym zaciszu. Tymczasem jeszcze nie tak dawno, dwieście, w niektórych miejscach sto lat temu, reakcją na takie pytanie również byłoby zdziwienie, uniesienie brwi, powątpiewanie w zdrowy rozsądek pytającego. Ale z całkiem przeciwnego powodu. Dla naszych przodków, ludzi żyjących w kręgu kultury łacińskiej było całkiem jasne, że wiara w Boga, religijność rozumiana jako wypełnianie oczywistych, sprawiedliwych obowiązków wobec Boga, jedynego Stwórcy, jedynej siły spajającej wszechświat, w podzięce za wszystko, co uczynił, jest obowiązkiem codziennym i niepodważalnym człowieka, rodziny, wioski, miasta, państwa i cywilizacji. Wszystkie, co do jednej, cywilizacje w historii ludzkości miały jakiś spójny system religijny. Ludzie przed-oświeceniowi rozumieli doskonale, że neutralna światopoglądowo może być noga od krzesła, ale nie cywilizacja, państwo, społeczeństwo, oddział wojska, lekarz, piekarz, marynarz ani krawiec damski. Każdy z nas jakiś światopogląd ma i wypadkowa tych światopoglądów tworzy światopogląd społeczeństwa. Postulowany dziś prywatny li tylko stosunek do wiary był dla naszych babć i dziadków czymś równie nonsensownym, jakim byłby postulat prywatnego wyłącznie szacunku do rzymskiego prawa, albo do zasad wynikających z greckiej filozofii – czyli dwóch, obok religii chrześcijańskiej, podstaw cywilizacji łacińskiej. To, jak to się stało, że nawet wierzący ludzie dali się tak zapędzić w kozi róg i ustawić pod ścianą, to opowieść na inną okazję.

Na szczęście nikomu jeszcze nie zabrania się stosowania zasad Dekalogu ale w wielu miejscach świata, nie tylko tam, gdzie obowiązuje prawo szariatu, również w wielu regionach ateistycznej Europy, osoba jawnie obnosząca się ze swą wiarą, nosząca krzyżyk na szyi, a już nie daj Boże, próbująca nawracać innych, napotyka na ewidentne szykany. Tymczasem nie mam wątpliwości, że walka z ludźmi religijnymi, a szczególnie z praktykującymi katolicyzm chirurgami, jest klasycznym przykładem strzału we własne kolano. O tym poniżej.

Przestrzeganie dziesięciu prostych zaleceń, jakie Mojżesz otrzymał bezpośrednio od Stwórcy, tych warunków przymierza między Jedynym Bogiem a ludźmi, jest warunkiem otrzymania Bożej opieki. Jednak stosowanie Dekalogu zawsze i wszędzie, wydaje się mieć znacznie głębszy sens niż tylko bycie drogowskazem dla pojedynczych ludzi, chcących dostąpić zbawienia. Niewątpliwie życie zgodnie z Dekalogiem ma potężny wpływ na innych. Idąc dalej tym tropem, pytanie o rolę Dekalogu w życiu lekarza poszerza znacznie perspektywę, jaką trzeba przyjąć, ze względu na wyjątkową rolę lekarza w społeczeństwie. Rodzi kolejne pytania, na które wstępnie należy odpowiedzieć. Skoro już wiemy, że lekarz ma prawo i wynikający z religijności obowiązek stosować się do zasad Dekalogu nie tylko w życiu prywatnym, ale i w pracy, to nadszedł dobry moment, aby uzupełnić równanie o jeszcze jedną niewiadomą. Jest nią pacjent! Jest jasne, co z Dekalogu ma lekarz – stanowi on drogowskaz dla zbawienia duszy. Ale równie ważne, jeśli nie ważniejsze jest następujące pytanie:

co pacjent ma z tego, że jego lekarz wierzy w Boga?

Ojciec Tomasz Nowak OP, przeor Dominikanów z Łodzi napisał w jednej ze swoich książek, że mocno wierzy w to, że jeżeli Bóg dał mu zdolności kaznodziejskie, to w czasie każdego z wygłaszanych przez niego kazań Jezus osobiście zasiada w pierwszej ławce i słucha. Jest to zresztą zupełnie zgodne z ewangelią:

Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie.

Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata!

Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;

byłem spragniony, a daliście Mi pić;

byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;

byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;

byłem chory, a odwiedziliście Mnie;

byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”.

Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?”

A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście”.

 (Mt. 25,31-40)

Zgodnie z tym fragmentem Ewangelii jest dokładnie tak, że piekarz, który piecze chleb dla ludzi, szykuje go też dla Zbawiciela. Dając wody spragnionemu – gasimy pragnienie Jezusa! Odziewając nagiego ubieramy Chrystusa! Ojciec Nowak głosząc kazanie mówi je tak, jakby w pierwszym rzędzie zasiadał sam Jezus!

Zatem oczywiste jest, że lekarz powinien leczyć Kowalskiego tak, jakby leczył Nazarejczyka we własnej osobie!

Medycy powinni „odwiedzać” swoich chorych. Jeśli lekarz naprawdę wierzy w to, że w każdym leczonym człowieku jest Jezus, to takie przekonanie z całą pewnością pomaga zwalczyć zmęczenie, zniechęcenie, pozyskać dodatkowe siły, a przede wszystkim, pozwala na zachowanie pokory wobec człowieka i wobec Boga w każdym człowieku, w każdym pacjencie, który siedzi przed internistą w gabinecie, albo leży przed chirurgiem na stole operacyjnym. Oczywiście są i inne źródła, z których siłę mogą czerpać lekarze. I pewnie robią tak ci pozbawieni łaski wiary. Czy jednak taki argument o pożytku, jaki płynie dla pacjenta z wiary w Boga wyznawanej przez lekarza, nie powinien być decydujący i przekonujący nawet dla ateisty? Przecież całkiem niezależnie od tego, czy Bóg jest, w co osobiście wierzę głęboko, wiara lekarza w jego istnienie daje jego pacjentom tak wiele korzyści, że walka z wiarą w tym szczególnym zawodzie, jest szkodliwa. Szkodliwa przede wszystkim dla pacjentów!

Jeszcze raz wyraźnie napiszę, ponieważ to właśnie uważam za najważniejszą odpowiedź na pytanie o rolę wiary w życiu lekarza:

W trójkącie, jaki tworzą: Bóg, pacjent i lekarz, najważniejsze są korzyści, jakie pacjent czerpie z tego, że lekarz wierzy w Boga!

Jaki powinien być lekarz? Jakie cechy charakteru są u lekarzy pożądane? Pewnie można by o tym napisać osobny esej, ale na pewno są wśród nich: empatia, mądrość i pokora. A przecież są to również cechy chrześcijanina. Współczucie i miłość dla bliźniego automatycznie rozszerza się na naszych pacjentów. Zasada fides et ratio nakazuje nam rozwijać i wiarę i wiedzę. Pokora i posłuszeństwo wobec ludzi, w tym pacjentów, koleżanek i kolegów, a także przełożonych – to też cechy dobrego chrześcijanina. Ta zbieżność nie wydaje się przypadkowa, ale świadczy raczej o szczególnej roli lekarzy w społeczeństwie. Szczególnej w sensie wymagań stawianych adeptom medycyny, ale też trudności zadań, jakie przed lekarzami stawia ten zawód!

Austriacka mistyczka Maria Simma, zmarła w 2004 roku, miała przez wiele lat dobrze udokumentowane i potwierdzone zarówno przez kościół, jak i przez pewne fakty i zdarzenia kontakty z duszami czyśćcowymi. W książce Uwolnijcie nas stąd. O duszach czyśćcowych z Marią Simmą rozmawia Nicki Eltz można przeczytać, że dusze czyśćcowe zwracały się do Marii Simmy o pomoc w skróceniu męki, jakiej doświadczały. Czasem prosiły o modlitwę, innym razem o przyjmowanie na siebie cierpienia. Pani Maria miała przy tej okazji możliwość zadawania duszom różnych pytań. Na przykład w imieniu rodzin zmarłych pytała o to, czy konkretni ludzie są już zbawieni. Zapytała również o to, ilu aniołów stróżów strzeże każdego z ludzi na ziemi. Odpowiedź jaką otrzymała może być zaskakująca. Za zgodą Najwyższego odpowiedziano Marii Simmie, że zwykle ludzie mają jednego anioła stróża, ale księży i lekarzy strzeże więcej niż jeden taki anioł. To oznacza, że zawód lekarza jest tak trudny i z duchowego punktu widzenia niebezpieczny, że wymaga od Niebios wzmożonej opieki. Może jest tak, że to zawód z jakiegoś powodu szczególnie ważny. Jakby nie było, to, że mam być może więcej niż jednego anioła stróża z jednej strony mnie cieszy, z drugiej nieco przeraża.

Każdy z nas, prędzej czy później będzie również pacjentem. Każdy z nas będzie potrzebował tego, by inni lekarze nas „odwiedzili”, nam przynieśli pomoc i ulgę w cierpieniu. Jeśli my sami zadamy sobie pytanie, czy chcielibyśmy, by ci z naszych koleżanek i kolegów, którzy będą nas kiedyś leczyć byli ludźmi Wiary, to stawiam złote dukaty przeciw naklejkom dzielnego pacjenta – nawet niektórzy niewierzący powiedzą, że chcą.

Jak wynika z tych rozważań pytanie o rolę Dekalogu w życiu lekarza samo rodzi kilka pytań, wymagających odpowiedzi. Wydaje mi się, że dziś wierzący i praktykujący chrześcijanin powinien zrozumieć i uznać, wbrew światu, że nie tylko mają prawo, ale wręcz obowiązek stosowania zasad Dekalogu w całej codzienności, nie tylko w domu, ale i w pracy. Dziesięć Przykazań otrzymaliśmy od Stwórcy po to, by osiągnąć Zbawienie Wieczne, ale ich zastosowanie w życiu codziennym, jak napisałem powyżej, wliczając w to gabinet lekarski, salę zabiegową i operacyjną, służy także naszym bliźnim, w tym – może szczególnie mocno – naszym pacjentom.

W zacytowanym powyżej fragmencie Ewangelii według świętego Mateusza w wersie dotyczącym chorych, w polskim tłumaczeniu użyte zostało słowo „odwiedzać”. W greckim oryginale znajduje się w tym miejscu słowo ἐπισκέπτομαι (episképtomai). Słowo to, jak wynika z analizy tekstów Starego testamentu oznacza trwanie przy kimś, ale też opiekowanie się kimś, odwiedzanie kogoś w celu przyniesienia zbawienia, martwienie się o kogoś. Żadne słowo w Piśmie Świętym, jak wielokrotnie mówił ojciec Augustyn Pelanowski, nie znalazło się tam przypadkowo. Ani słowo „chory”, Anie też „odwiedzać”. A więc trwajmy przy naszych chorych, opiekujmy się nimi, bądźmy przy nich i nieśmy ulgę w cierpieniu. Niech siłę do walki z cierpieniem i chorobą daje nam nasza wiara. Nie wstydźmy się religijności, nie dajmy sobie wmówić, że to nasza prywatna sprawa. Przyznawajmy się do Jezusa. A wtedy może usłyszymy, jak Król odpowie:

 „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście”.


Katolik. A nawet "katol". Prawak. Chirurg, amatorsko muzyk. Autor książek: "Chirurdzy. Opowieści prawdziwe". "Chirurgiczne cięcie. Opowieści jeszcze bardziej prawdziwe" i dwóch powieści: sensacyjno-filozoficznej "Biała Plama", oraz "Wojownicy Kecharitomene".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo