Wszystkich czytelników, którzy czytali mój poprzedni felieton, pragnę uspokoić. Nie, to nie błąd. Taki właśnie jest tytuł: „Wybór, czy nakaz”, podczas gdy tytuł poprzedniego brzmiał: „Wybór, czy zakaz”. Tylko jedna litera różni te dwa tytuły i ten fakt, ta zaledwie jednoliterowa różnica, nie jest oczywiście przypadkowa. „Wybór, nie zakaz” jest, jak pewnie wszystkim wiadomo, jednym z głównych haseł ruchu zwanego Strajkiem Kobiet. Natomiast hasłem „Wybór nie nakaz”, posługuje się ruch antyszczepionkowy, w tym wspierający go politycy spod znaku Konfederacji.
Od razu, wyprzedzając oburzenie, chcę coś wyjaśnić. Absolutnie nie zrównuję ze sobą tych dwóch ruchów – ruchu antyszczepionkowego ze Strajkiem Kobiet. To absolutnie nie jest to samo. To co je łączy to tylko i wyłącznie jedna rzecz.
Wspólne jest traktowanie wyboru jak boga. Jako czegoś przysługującego człowiekowi zawsze i wszędzie. Łączy ich wyobrażenie wolności jako czegoś absolutnego. Jako nienaruszalnego prawa człowieka. A tak nie jest.
Człowiek żyjąc w społeczeństwie musi w niektórych dziedzinach życia swoją wolność ograniczyć. Możliwe, że będą tacy, co powiedzą, że to banał. I będą mieli rację. Szkoda jednak, że nie wiedzą o tym ci, którzy z absolutnej wolności czynią bożka, na ołtarzu walki ze szczepieniami składając w ofierze zdrowy rozsądek i naukowo dowiedzione fakty.
Nie chcę tu i teraz koncentrować się na tym, czy szczepienia są dobre, czy złe, szkodliwe, czy nie. Pisałem już o tym kilka razy i pewnie jeszcze to zrobię. Dziś tylko, gwoli jasności krótko napiszę, że wszelkie dane wskazują, że szczepienia są znacznie mniej ryzykowne, niż choroby, przeciw którym się je stosuje. Według mnie, w ponad dwustuletniej historii szczepień nie da się wskazać żadnej szczepionki, która miała powikłania gorsze od zasadniczej choroby. Ale nie o tym jest ten tekst. Ten tekst jest o wolności wyboru, a sprawa szczepień posłuży tylko jako doskonała ilustracja zagadnienia.
Można znaleźć przykłady takich chorób nękających ludzkość, w których istnieje szansa na całkowite pozbycie się patogenu z otaczającego nas świata. Ale do tego potrzeba powszechnych szczepień. Znany jest wszystkim przykład ospy prawdziwej, którą udało się zwalczyć całkowicie, właśnie dzięki szczepieniom. Można się spodziewać, że niedługo uda się w ten sam sposób, dzięki szczepieniom, usunąć z naszego otoczenia wirusa wywołującego polio. Modne jest ostatnio, dzięki nieudanej próbie ze Szwecji, pojęcie odporności zbiorowiskowej, albo inaczej mówiąc stadnej. Pewnie niewiele osób wie, że według fachowców, właściwie tylko dzięki powszechnym szczepieniom można ją uzyskać. A do tego, trzeba ograniczyć swoją wolność… W przeciwnym przypadku, bez szczepień, odporność zbiorowiskowa nie sprawi, że zakażenie przestanie się szerzyć, a tylko, że straci impet. Bez szczepień, nawet gdy dojdzie już do tego, że szybkość zakażeń zacznie spadać dzięki odporności nabytej przez ludzi poprzez przechorowanie - i tak w końcu zachorują wszyscy.
Ale nie chcę tu powiedzieć, że szczepienia na pewno powinny być przymusowe. Ani w stosunku do Covid-19, ani do innych patogenów. Ja tylko wymagam stosowania w dyskusji rzetelnych argumentów. To musi być decyzja podjęta przez społeczeństwo, kto wie, może nawet w drodze referendum. A przecież, żeby decyzja podjęta w ten sposób, mogła być podjęta mądrze, z pełną odpowiedzialnością wobec przyszłych pokoleń, w trosce o ochronę tych, którzy się szczepić nie mogą, głosujący w takim referendum ludzie muszą mieć przed sobą rzetelne i nie budzące wątpliwości dane dotyczące zysków i strat związanych ze szczepieniami, ryzyka dotyczącego powikłań i niepożądanych odczynów poszczepiennych. I w dyskusji o tym jak postąpić powinno się używać argumentów rzeczowych, a nie emocjonalnych. A odwoływanie się do absolutnej wolności nie tylko, że jest podobne w swej wymowie do nawoływania „strajkujących kobiet” do wolności do aborcji, ale jest po prostu nieuczciwe.
Jeżeli argumentujemy za, czy też przeciw jakiemuś zakazowi, czy nakazowi, to musimy podać racjonalny powód, dla którego jakoś się w danej kwestii wypowiadamy. Wolność osobista nie może być argumentem sama w sobie.
Mam znajomego, człowieka bardzo głęboko wierzącego w Boga. Osobę, która ma pewne doświadczenia mistyczne. On twierdzi, że nie zamierza poddać się szczepieniu i jest przeciwny przymusowi szczepienia przeciwko SarsCov-19 ponieważ dotarły do niego informacje i obawia się, że są one prawdziwe, iż w czasie produkcji szczepionek, zostały one – mówiąc wprost – przeklęte przez okultystów. Komuś może się to wydać absurdalne, śmieszne, ktoś inny w to będzie gotów uwierzyć. Ja nie wiem, czy tak jest czy nie, ale uważam, że taki argument, mówiący o możliwości przeklęcia szczepionki jest bardziej dopuszczalny i znacznie bardziej racjonalny, niż twierdzenie, że szczepić obowiązkowo nie wolno, w imię wolności…
I na sam koniec chcę jeszcze coś wyjaśnić. Absolutnie nie uważam, że jakieś elementy wolności, mogą być ludziom bez zdania racji odbierane przez społeczeństwo albo władzę, w imię dobra wspólnego. Tak jak wolność nie może być argumentem wystarczającym do odrzucania różnych nakazów, tak też wspólne dobro nie może samo w sobie być argumentem dla ich wprowadzania. W każdym konkretnym przypadku podjęcie decyzji musi być poprzedzone rzetelną informacją i dyskusją.
Lech Mucha
Tekst ukazał się w miesięczniku Polska Niepodległa
Katolik. A nawet "katol". Prawak. Chirurg, amatorsko muzyk. Autor książek: "Chirurdzy. Opowieści prawdziwe". "Chirurgiczne cięcie. Opowieści jeszcze bardziej prawdziwe" i dwóch powieści: sensacyjno-filozoficznej "Biała Plama", oraz "Wojownicy Kecharitomene".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo