Gdyby zapytać o to, jak się produkuje mleko, zapewne bardzo wielu czytelników odpowiedziałoby z rozbawieniem, że mleka się nie produkuje, tylko pozyskuje od zwierząt, najczęściej od krów. Otóż, Szanowni Państwo, tak nie jest. Dziś mleko się produkuje. Oczywiście, choć nadal mleko wytwarzane jest w krowich wymionach, to jednak nie ulega najmniejszej wątpliwości, że większość mleka które dziś kupujemy, pozyskano na drodze przemysłowej hodowli krów. Tak się to ładnie nazywa, ale wcale ładne nie jest. Jeśli niektórzy z Państwa, tak jak ja, dzięki własnemu doświadczeniu życiowemu, potrafią przywołać z pamięci obraz babci, cioci, mamy, albo w ogóle kogokolwiek, kto siedząc w oborze, na zydelku, trzy razy dziennie ciągnie za wymiona jakąś poczciwą „Mućkę”, napełniając powoli wiaderko mlekiem, a tym bardziej, jeżeli ktoś z państwa pamięta jeszcze smak takiego świeżo udojonego mleka, to muszę Państwa rozczarować. To nie tak wygląda. Jeśli ktoś zna z własnego doświadczenia, lub z ekranu telewizora widok czyściutkich i szczęśliwych krówek, stojących sobie w oborze, to jest bliżej rzeczywistości, ale to też nie jest cała prawda… W celu pozyskania mleka cielęta są odsuwane od matek gdy tylko napiją się mleka zawierającego tzw. siarę. Przecież mleko ma służyć nie dla wykarmienia cieląt, tylko dla ludzi… I to, że przeciętna krowa daje około trzydzieści razy więcej mleka, niż to konieczne do wykarmienia cielaka, nie ma dla producentów mleka żadnego znaczenia. Liczy się przecież zysk. Cielęta z tego powodu cierpią i chorują. Oczywiście daje się im trochę mleka, ale z wiadra, przez urządzenia imitujące krowi sutek, często mleko jest zimne. Do tego mleka dodaje się odżywki i – uwaga – antybiotyki… Większość cieląt przeżywa, ponieważ drogą tego nienaturalnego doboru w hodowli przetrwały rasy odporne na takie traktowanie…
Mleko krowie wytwarzane jest w krowich gruczołach mlecznych z trawy. Bo krowy – jak ogólnie wiadomo - jedzą trawę. Ale nie każdy zdaje sobie sprawę, że przeciętna krowa, taka co się pasie na łące, jak i taka co całe życie spędza w oborze (bo kto by tam miał czas na przepędzanie krów na pastwiska, to by zmniejszało zysk), potrzebuje około 1 hektara łąki, by miała co jeść w lecie i w zimie. Dziś, dla celów przemysłowej produkcji mleka i wołowiny trawa też musi być „produkowana”. Łąka, na której „produkuje” się trawę jest ekologiczną pustynią. Nic poza trawą na takiej łące nie ma szans przeżycia. Zaczyna się od tego, że po zimie łąkę trzeba wyrównać. Wjeżdża się na łąkę walcem, który ma za zadanie wyrównać powstałe w zimie kretowiska i buchtowiska, czyli miejsca zryte przez dziki. Jeśli na tej łące są jakieś gniazda ptasie, albo na przykład młode zające, ich los jest przesądzony. Po kilku tygodniach wegetacji tnie się trawę. Maszynowo… Jeśli na tej łące są jakieś gniazda ptasie, albo młode zające… Itd. Itp. 100 krów to 100 ha pustyni ekologicznej. 1000 krów, to 1000 ha… Są kraje, jak Holandia, które są pokryte takimi łąkami prawie w całości…
Szanowni Państwo, jestem przekonany, że obraz, który przedstawiłem nie dotyczy wszystkich hodowców krów. Nie wiem jak bardzo jest powszechny. Ale wiem, że jest prawdziwy. Tak jest. I nie napisałem tego tekstu, by kogokolwiek namawiać do weganizmu. Absolutnie nie. Z woli Stwórcy jesteśmy panami tej ziemi i zwierząt na niej żyjących, sam z chęcią zjadam steki, piję mleko i jem różnego rodzaju produkty mleczne, jestem synem myśliwego i jeździłem na polowania. Ale nie znaczy to, że musi mi się podobać przemysłowa metoda pozyskiwania mięsa i mleka.
Czy jest coś, co możemy zrobić my, zwykli ludzie, by zmniejszyć negatywne konsekwencje przemysłowej hodowli krów i przemysłowej produkcji mleka. Możemy. Po pierwsze marzy mi się możliwość wyboru. Chciałbym móc – tak jak mogę wybrać jajka od kur z wolnego wybiegu, a nie z klatek – wybrać mleko od krowy hodowanej na łące, a nie w automatycznej oborze. Od krowy, która u dobrego gospodarza spokojnie przeżywa nawet dwadzieścia lat, w tym czasie rodząc i karmiąc młode. Nie powinniśmy też marnotrawić mięsa ani mleka. Tak jak nigdy nie zamawiam żurku w chlebie, by nie marnotrawić pracy tych, co zboże uprawiali i upiekli ten chleb, który wyląduje potem w koszu, tak uważam, że mleko powinno być pożytkowane dla dobra ludzi, nie powinno być marnowane ani używane do produkcji kosmetyków. Podobnie jak olej palmowy, którego masowa produkcja wymaga wielkich połaci ziemi pod ich uprawy, niszcząc naturalne siedliska na przykład orangutanów.
Jest też drugi powód, dla którego postanowiłem zająć się tym tematem. Jak wiedzą ci z Państwa, którzy regularnie czytają moje teksty, jestem przeciwnikiem masowego i niesprawiedliwego hejtu wylewającego się od kilku lat na myśliwych w Polsce. I choć, oczywiście, nie istnieje „łowiecki” odpowiednik pozyskiwania mleka, bo przecież myśliwi nie doją zwierząt łownych, a tylko pozyskują ich mięso i skóry poprzez selektywny odstrzał nadwyżek pogłowia zwierząt w łowisku, to wszystkim tym, którzy „nienawidzą tych morderców niewinnych stworzeń”, tych „bandytów, którym przyjemność sprawia zabijanie”, ludziom, którzy nie rozumieją „jak można tolerować obecność myśliwych w nowoczesnym państwie”, którzy to ludzie jednocześnie piją mleko, jedzą sery i stosują kosmetyki zawierające krowie mleko, mówię:
Łowiectwo, jest najbardziej ekologiczną praktyczną postawą człowieka wobec zwierzęcia. Jest znacznie bardziej humanitarne niż współczesna hodowla zwierząt.
Oczywiście znam też osobiście bardzo wielu bardzo przyzwoitych ludzi, którzy „nie rozumieją, jak można strzelać do zwierzątek”, a którzy piją mleko i jedzą sery i inne produkty mleczne, zupełnie bez świadomości tego, że te dwie opinie, jedna o myśliwych i druga o mleku, są ze sobą w sprzeczności. A celem tego tekstu jest także to, by tym przyzwoitym ludziom tę sprzeczność uświadomić. Myśliwi, pomimo tego, że „strzelają do niewinnych zwierzątek”, niosą nieporównanie mniej cierpień zwierzętom, niż przemysłowi hodowcy mleka.
Na koniec pozwolę sobie posłużyć się z cytatem z książki doktora Andrzeja Kruszewicza „HIPOKRYZJA. Nasze relacje ze zwierzętami”, z której zaczerpnąłem wiedzę dotyczącą konsekwencji przemysłowej hodowli krów i przemysłowego pozyskiwania mleka:
„Ludzie utracili więź ze zwierzętami. Nigdy żadnego nie zabili, nie wypatroszyli i nie oskórowali. Nigdy też nie byli na polowaniu i w większości przypadków nigdy nie hodowali żadnego stworzenia dla mięsa. Ci ludzie i ich dzieci widzą w supermarketach rozpłatane indyki, poćwiartowane kurczaki, kurze wątroby i indycze żołądki, ale zabicie zwierzęcia jest przez nich postrzegane jako okrutne, a łowiectwo w ich mniemaniu to bestialstwo”
Lech Mucha
Katolik. A nawet "katol". Prawak. Chirurg, amatorsko muzyk. Autor książek: "Chirurdzy. Opowieści prawdziwe". "Chirurgiczne cięcie. Opowieści jeszcze bardziej prawdziwe" i dwóch powieści: sensacyjno-filozoficznej "Biała Plama", oraz "Wojownicy Kecharitomene".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości