Ani Joachim Brudziński (PiS), ani Jan Łopata (PSL), ani Paweł Kowal (PiS), ani Sebastian Karpiniuk (PO) nie czytali Traktatu Lizbońskiego/Reformującego (czyli Konstytucyjnego z drobnymi zmianami). Gabriela Masłowska z PiS przedstawia zaś to w “Naszym Dzienniku” następująco: Nie czytałam, ponieważ tekst jednolity ukazał się niedawno. Do nas, do posłów, nie dotarł. Znam jedynie ten tekst z relacji, a więc z jakiejś jego skróconej wersji
Ale czy to nas powinno dziwić, skoro nawet negocjatorzy polscy i ci, którzy ten traktat 13 grudnia podpisali nie raczyli go przeczytać (m.in. wiceminister SZ w rządzie Jarosława Kaczyńskiego)?
A jednak mnie dziwi. A szczególnie dziwi mnie, że ci sami posłowie, którzy przyznają się do nieprzeczytania traktatu, wypowiadają się o nim jak eksperci. I dziwi mnie, że zamiast poświęcić trochę czasu na zapoznanie się z nim dążą do jego jak najszybszego ratyfikowania.
Co więcej, twierdzą oni, że my – obywatele tego kraju jesteśmy w zdecydowanej większości zwolennikami ratyfikacji. Ciekawym, skąd mają taką pewność? Dziś nie wątpią w “dojrzałość” społeczeństwa. Komplementują nas i są dumni z nas. Ciekawe, że dwa i pół roku temu mieli o nas inne zdanie... Zdaniem Wł. Bartoszewskiego byliśmy “bydłem”, zdaniem B. Geremka “niedorośliśmy do demokracji”, a teraz? Olśniło nas? Jakieś objawienie miało miejsce? Musiałem przeoczyć...
Czym jednak ten traktat właściwie jest? W przeciwieństwie do Bronisława Komorowskiego, Valery Giscard d'Estaign, jeden z głównych autorów Konstytucji UE przyznał, że Traktat Lizboński/Reformujący jest tą samą konstytucją unijną, tyle że reklamowaną nam pod zmienioną nazwą. Skoro sam Valery to przyznaje to powinniśmy chyba w to uwierzyć. To nad co właściwie, Panie Komorowski bedziecie ratyfikować?
A jakie konsekwencje ratyfikacja tego traktatu dla Polski niesie? Ano, drastyczne ogranicznie suwerenności. Scedujemy na rzecz struktur unijnych prowadzenie m.in. polityki zagranicznej. Już samo to wystarczy, by móc uznać, że twór znany dotąd jako państwo polskie stanie się zaledwie jednym z regionów państwa europejskiego. A przecież powstać mają europejskie siły zbrojne, pojawić się ma “prezydent” Europy...
Być może jaśnie oświeceni brukselscy mędrcy wiedzą lepiej co dla nas lepsze – czy być państwem, czy regionem, ale to nie oznacza, że nasi posłowie mają im wierzyć “w ciemno”.
Czy robią to na wzór targowiczan? Czy z lenistwa? Czy z głupoty? Nie wiem. Ale sam fakt zaistnienia takiej sytuacji mnie zniesmacza. Wydaje mi się, że nie za to im płacimy...
Swoją drogą, interesującym jest jaki status będzie miała Konstytucja RP po ratyfikowaniu Traktatu Lizbońskiego?
Inne tematy w dziale Polityka