Artur Lewczuk Artur Lewczuk
876
BLOG

Supraśl

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Kultura Obserwuj notkę 9

Zawsze był dla mnie jesiennym miastem. Przychodziło mi w nim bywać zazwyczaj wrześniową lub październikową porą. I zawsze, dziwnym zrządzeniem losu,  odnajdowałem go, kiedy był pogrążony we mgle – czasami w podszarzałej, nieco wypłowiałej mleczności, innym razem - w matowej bieli rozmiękczanej i podświetlonej przez miedziane poranne słońce. Z wystającymi ponad mgłę złotymi kopułami wydawał się mi miastem nierzeczywistym, ostatnim z ostatnich, jakich prawie już nie ma. O  takich miastach jak Supraśl mówi się, że się  do nich przenika, a nie że przyjeżdża, bowiem wstępowanie w nie to wejście w inny wymiar – w wymiar emocjonalnych uniesień i refleksji. Oczywiście, mają one, jak inne miasta, swoje tętnice poranków i żyły popołudni, pulsujące czasami brunatnymi rozmowami. Drżą od ludzkich kroków, bywają pełne czarnego warkotu maszyn, ale czerwień wiary bywa w nich niezwykle intensywna.

 W takich miastach można jeszcze natknąć się na lazur spojrzeń. Pomiędzy niekończącym się w nich świtem i niemogącym nastąpić  zmierzchem jest mnóstwo zieleni  marzeń. Tak, te miasta mają fakturę ikony i pozwalają człowiekowi przejść na drugą stronę świata – na stronę duszy. Te inne wyprowadzają ludzi z marzeń, przeważnie rodzą w człowieku kłębowisko pożądań, doprowadzają do tęsknoty za innymi, większymi miastami. Takie jak Supraśl, skłaniają ludzi do poszukiwań prawdy, szczęścia raczej  w nich samych, w  ludzkim wnętrzu, a nie w świecie zewnętrznym. Pozwalają obcować z sacrum.

Co jest po tej drugiej stronie codzienności Supraśla? Jest jedyna w naszym kraju i unikatowa na skalę europejską gotycko-bizantyjska cerkiew obronna z przylegającymi do niej katakumbami. Jej sklepienie zwieńczono czterema miniaturowymi narożnymi wieżami. W głównym gzymsie świątyni wykonano otwory strzelnicze. Z zewnętrznego kształtu, jak i wnętrza tej monumentalnej budowli, przemawia do człowieka osobliwe zharmonizowanie greckiego obrzędu z łacińską kulturą. W niej scalił się Wschód z Zachodem, tworząc swoiste i niezwykłe połączenie ducha z rozumem.

Osoby wchodzące do cerkwi kłaniają się nisko, i całują ikonę wystawioną na anałoju (stoliku) stojącym na środku świątyni. W półmroku cerkwi pali się kilkadziesiąt świec. Jedne dopalają się swoim ogniem życia, inne dopiero co nim rozbłyskują, niektóre wznoszą się prostym płomieniem, inne pełgają, świecą się chybotliwym płomieniem, jakby zaraz miały nagle zgasnąć, skwierczą prośbami, tęsknotami, żalami. Świątynię wypełnia słodkawy zapach mirry i woń roztopionej w ciszy cerkwi parafiny modlitw. Powietrze zaczyna drżeć od modlitewnych westchnień, które wznoszą się ku kopule cerkwi. Ludzie podchodzą pod ikonostas. Pochylają się przed kapłanem, a ten nakrywa ich głowy epitrachelionem i spowiada, również nisko pochylony. Każdy z nich pewnie ma nadzieję, że będzie mógł przejść przez bramę zbawienia. Zebrani w świątyni ludzie patrzą z wielką nadzieją w oczach na przepiękne carskie wrota, symbol drogi prowadzącej ku szczęśliwej wieczności,  pamiętając zapewne słowa Chrystusa: „Ja jestem bramą, kto przeze Mnie wchodzi będzie zbawiony.”

Nieco za cerkwią ukrył się monaster, jakby szukał odosobnienia, wielkiej ciszy, jakby obawiał się sławy i podziwu ze strony ludzi. Jest cały pobielały od starości. Nic dziwnego, trwa w Supraślu ponad pięćset lat. Choć może wydawać się, że ma w sobie jedynie milczące piękno, to mieszkającym w nim zakonnikom nieobca jest chyba kultura śmiechu, bo do monasteru przylega renesansowy ogród, wytyczający pokaźny obszar świetlistej harmonii. Skromność klasztoru jest trochę zadziwiająca, bo to przecież on dał światu Kodeks Supraski - najcenniejszy zabytek języka starocerkiewnosłowiańskiego, czyli najstarszego języka literackiego Słowian. To w  supraskim monastyrze powstał Irmologion Supraskiniezwykły rękopis muzyczny, pochodzący z XVI wieku. Kilkaset stron tego manuskryptu jest zbiorem różnorodnych tradycji muzycznych prawosławnego świata. Oprócz mirskich, greckich i bułgarskich melodii, zapisano w nim melodie monasterskie, a także pieśni tworzone w tradycji isonu - czyli z towarzyszącym melodii stałym, tak zwanym burdonowym dźwiękiem. Świetność supraskiego monasteru przypadała na lata, kiedy należał do oo. bazylianów, dzisiaj, kiedy jest klasztorem prawosławnym, po długim czasie, gdy był zamknięty, znowu dźwiga się wzwyż, ku swojej dawnej świetności.

W pobliżu monasteru w dawnym Pałacu Archimandrytów znajduje się wyjątkowe, niezwykłe muzeum, kryjące w swoim wnętrzu jeden z najbogatszych i największy w Polsce zbiór  XVIII, XIX i XX-wiecznych ikon, ale też XVI-wieczne freski pochodzące z cerkwi Zwiastowania NMP. Ikona to obraz, który wymaga od patrzącego myśli i serca. Wymaga trudu odczytania, który powinien dokonywać się w ciszy, w skupieniu, który powinien być kontemplacją prawdy w ikonie objawionej. Ikona to nie tekst historyczny, nie jest dążeniem do realistycznego przedstawienia tego, co było, to dzieło człowieka, który wmalowuje w nią swoją wiarę . Ikona to obraz prawdy. To dzieło, nad którym trzeba się pochylić, któremu należy oddać cześć skinieniem głowy, a to skinienie jest jednocześnie wyznaniem wiary oraz przyrzeczeniem wierności prawdzie w ikonie urzeczywistniającej się. Czyż nie powinniśmy postępować tak samo i wobec świata, jak wobec ikony? Czyż nie powinniśmy witać świat każdego dnia pochyleniem przed nim głowy? Powinniśmy. Tej prawdy uczy człowieka supraskie Muzeum Ikon.

Przejście przez nie, to podróż przez wieki chrześcijaństwa. Droga w nim wytyczona najpierw prowadzi przez katakumby. Osoby zwiedzające muzeum zanurzają się w prastary czas pierwszych wyznawców świętości Jezusa. Wchodzą do podziemi w mrok rozpraszany światłem kaganków i blaskiem świętych twarzy patrzących prosto w oczy tych, którzy do podziemi zeszli. Bohaterowie ikon ogarniają całą przestrzeń katakumb ciepłym, spokojnym wzrokiem. Wydają się być świadkami Bożej prawdy, która wsączając się w duszę człowieka pokonuje jej ciemność i przemienia ją w słup pełen żaru wiary i miłości. Piękno ikon, dobiegające zewsząd szepty modlitw, wypełniające katakumby pieśni, wędrujące po ich ścianach plamy światła rodzą odczucie bezpieczeństwa, błogości, pytania o istotę człowieka, o sens jego życia i przeznaczenia. A czający się w niszach katakumb mrok każe pamiętać o słabości człowieka, jest przestrogą przed pychą, zbytnią wiarą człowieka we własną świętość. Z katakumb w górę prowadzą schody. Kiedy się po nich stąpa, od razu na myśl przychodzi pytanie o ścieżki życia. Te schody to symbol drogi, którą przez wieki szło chrześcijaństwo, szedł człowiek ku Bogu, wydobywając się z grzechu, pragnąc Piękna. Dokąd prowadzą? Cóż na to pytanie warto odpowiedzieć, wybierając się do Supraśla, przemierzając kolejne komnaty niezwykłego muzeum.

Z podobnej nici co supraska cerkiew, supraskie Muzeum Ikon wysnuł się istniejący w Supraślu  Teatr Wierszalin, założony przez Piotra Tomaszuka i Tadeusza Słobodzianka. Jego nazwa jest związana z miejscowością na Podlasiu, w której prorok Eliasz Klimowicz postanowił zbudować Nowe Jeruzalem. Można więc przypuszczać, że zamysłem twórców „Wierszalina” było stworzenie teatru wyrastającego z ducha dla wyzwolenia ducha, przenicowanie ludzkich dusz, zbudowanie świata myśli i uczuć, w którym na nowo wartości będą znaczyć to, co kiedyś znaczyły. Inspiracją dla twórców supraskiego teatru jest często kultura pogranicza, tradycja polska i białoruska, ale są nią i inne źródła, o czym mogą świadczyć choćby takie sztuki „Wierszalina” jak: „Statek błaznów”, „Gilgamesz”, „Bóg Niżyński”, „Marat-Sade”, „Święty Edyp”. Wystarczy uchylić drzwi, postawić nogę na deskach teatru, a zaraz usłyszy się skrzypnięcie niezwykłego czasu, który zawiesza codzienność i wynosi w nowe przestrzenie - w sfery niezwykłych doznań. Wszak to Wierszalin – Nowe Jeruzalem polskiej sztuki teatralnej.

Niezwykłości w Supraślu jest bez liku, można chodzić po nim rożnymi drogami – Supraśl ma także piękne oblicze tradycji katolickiej. Jego włókiennicza historia,  czyni z niego małą Łódź. Jakkolwiek chodziłoby się po Supraślu, to zawsze jego drogi prowadzą do zachwytu, mistycznego odkrycia prawdy, że życie jest piękne.   

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Kultura