Ani się obejrzałem, a mija już wrzesień. To miesiąc dla mnie szczególny, nie tylko ze względu na jego urodę dojrzałych ogrodów, wylesionych różnymi barwami lasów czy melancholijnych pól, ale i z innych powodów. Pod jego naskórkiem ciszy, wytchnienia jest przecież tkanka bolesnej historii, dramatycznych wydarzeń, które nie dają się pomieścić w ludzkiej wyobraźni. Pod powłoką letnio-jesiennej wrześniowej codzienności rozpościera się warstwa bohaterstwa i klęski.
Wrzesień to miesiąc wspomnień, powracania do przeszłości, przywoływania obrońców naszej ojczyzny, przeglądania kart ich tragicznego życia. Takie zazwyczaj były moje wrześnie. A ten? Ten jest inny. Ten wrzesień jest prawie niemy. Kolejna rocznica wybuchu II wojny światowej przeszła jakby niezauważalnie dla naszych władz, dla prasy, telewizji. A o rocznicy napadu Związku Radzieckiego na Polskę, wspierającego swoją Armią Czerwoną atak wojsk niemieckich na nasz kraj, prawie nikt nie pamiętał. To dla mnie niezrozumiałe, przecież z obowiązku pamięci nikt nas nie zwolnił, przecież wypełnianie tego obowiązku niczym nas nie hańbi, nic nam nie odejmuje, choćby nawet inne kraje patrzyły na nas kuso z powodu naszego wrześniowego rytuału pamięci.
Myślałem o tym wszystkim niedawno, idąc niespiesznie uliczkami mojego miasta, wsłuchując się w jego codzienny oddech i puls, ocierając się wzrokiem o mury jego katedry. Jej strzeliste okna i solidne ściany z cegły, wsparte przyporami, rodzą niezwykłe wrażenie. W jej wyglądzie bowiem wyraża się potężna siła, moc, stanowczość, opierająca się na solidnym fundamencie wiary. Ilekroć patrzę na nią, wydaje się mi, że jest w swoim kształcie symbolem życia ks. biskupa Stanisława Łukomskiego, którego los na trwałe jest związany z łomżyńską świątynią. Mam przekonanie, że w jej bryle zastygło świadectwo niezwykłości jego ducha i gotowości do poświęcenia się w imię szlachetnych wartości. Poprzez to wyobrażenie katedra nieustannie jest dla mnie żywym dowodem wielkości człowieka jako takiego, a jednocześnie pewnego rodzaju napomnieniem.
Wierny wrześniom chciałbym podzielić się historią, która wydarzyła się w święto ustanowione przez papieża Innocentego XI na pamiątkę zwycięstwa wojsk chrześcijańskich pod wodzą polskiego króla Jana III Sobieskiego pod Wiedniem w 1683 r. Opowieść ta ściśle wiąże się z życiem księdza biskupa Stanisława Łukomskiego, byłego ordynariusza diecezji łomżyńskiej.
Otóż 12 września 1944 r. przyszło do niego dwóch niemieckich oficerów. Chcieli, aby wszystkie osoby przebywające w budynkach kurii biskupiej, łącznie z ordynariuszem diecezji, natychmiast je opuściły, a to dlatego, że Niemcy postanowili wysadzić w powietrze świątynię. Biskup Łukomski zaczął prosić, żeby odstąpiono od wykonania rozkazu. Niemcy jednak byli nieprzejednani w swojej decyzji. Widząc ich nieustępliwość, ksiądz biskup powiedział, że jeśli katedra ma zostać zburzona, to przyjmie śmierć pod jej gruzami. Po tych słowach żołnierze nic nie powiedzieli, i odeszli. Jednak wrócili po kilku godzinach i ponowili swoje żądanie.
Po krótkiej rozmowie ordynariusz zaprosił ich do wnętrza katedry. Chciał im uzmysłowić, jak wielkim jest ona skarbem. Pokazał im siedemnastowieczną ambonę i chrzcielnicę, które były zdobione bardzo cennym manierystycznym ornamentem i uskrzydlonymi anielskimi główkami. Próbował zwrócić uwagę niemieckich żołnierzy na wmurowane w boczne ściany katedry nagrobki przedstawiające zmarłych w pozie półleżącej. Wsparte na łokciach postacie pogrążone w spokojnym śnie, będącym odpoczynkiem po ziemskich trudach, zdawały się czekać na koniec czasów i osiągnięcie życia wiecznego. Jeden z tych nagrobków, pochodzący z 1588 roku, poświęcono małemu dziecku, które owinięte draperią i opierające na czaszce jest wymownym symbolem przemijania i marności ludzkiego świata. W końcu zaprowadził Niemców przed pochodzacy z XVI w. obraz Maryi z Dzieciątkiem. Miał nadzieję, że widok Bożej Dzieciny, która jedną ręką wskazywała ku górze, a drugą trzymała na Ewangelii, skruszy ich serca, ale i tym razem nie dali się przekonać. Wydawało się, że los kościoła jest przesądzony. Mając tego świadomość, ksiądz biskup opuścił niemieckich żołnierzy i klęknął na stopniach ołtarza z obrazem Matki Boskiej, błagając o pomoc w uratowaniu katedry.
Po modlitwie podszedł do Niemców i zapytał, czy są katolikami, spostrzegł bowiem, że jeden z nich przyklęknął, wchodząc do kościoła. Oficerowie nie zaprzeczyli. Wtedy ks. biskup Łukomski dał każdemu z nich po różańcu i przyrzekł, że jeśli katedra zostanie zachowana, będzie się za nich codziennie modlił podczas wieczornych pacierzy o to, by szczęśliwie wrócili z wojny do swych domów rodzinnych. Żołnierze przyjęli dar i odeszli.
Tej samej nocy ksiądz biskup wraz z innymi księżmi musiał ukryć się w podziemiach pałacu, ponieważ istniało niebezpieczeństwo nalotów bombowych – front wojenny był tuż-tuż. W pewnej chwili usłyszeli potężny huk; mury biskupiego domu zatrzęsły się, a z sufitu zaczął odpadać tynk, ciasne pomieszczenie, w którym się znaleźli duchowni, wypełniło się pyłem. Księża nie mieli wątpliwości – katedra została wysadzona przez Niemców w powietrze.
Kiedy rozjaśniło się, kiedy nadszedł świt, ksiądz biskup Łukomski poprosił jednego z kapłanów, by ten zobaczył, co stało się z katedrą. Po kilku minutach, które dla wszystkich zdawały się wiecznością, ksiądz powrócił, radośnie oznajmiając, że świątynia przetrwała. Niemców już nie było, a przerażający huk, który wywołał u wszystkich lęk o katedrę, spowodowany był zrzuceniem dwóch bomb z radzieckich samolotów. Spadły prawdopodobnie równocześnie. Jedna z nich zniszczyła zakrystię i uszkodziła całe przęsło sklepień w nawie bocznej katedry, a druga bomba spadła na część niezabudowanej posesji, przylegającej do kościelnego cmentarza. Katedra, choć okaleczona, stała jednak nadal.
Symbolika tej niezwykłej historii ocalenia łomżyńskiej świątyni została później wyrażona na tablicy umieszczonej jej środku. Przedstawia ona księdza biskupa Stanisława Łukomskiego w szatach liturgicznych z pastorałem w ręce, który w akcie błogosławieństwa patrzy w stronę wejścia do katedry. Wymowny jest gest okrywania przez biskupa kościoła połą liturgicznej kapy, będący symbolicznym znakiem postawy bohaterskiego ordynariusza.
Biegła znajomość języka niemieckiego, umożliwiająca biskupowi Łukomskiemu swobodne prowadzenie rozmów z Niemcami, ale przede wszystkim jego stanowczość, siła ducha i determinacja pozwoliły ochronić katedrę przed zburzeniem, ocaliły sacrum. Okrył ją szatą swojej odwagi i miłości po to, by katedra, tak jak dzisiaj, tak i przez następne wieki, okrywała swoim płaszczem ciszy, ładu, ukojenia wszystkich tych, którzy do niej wejdą strudzeni życiem, zagubieni w labiryncie świata…
Kiedy myślę o tym wszystkim, o naszym wrześniu, o naszej katedrze narodowej pamięci, czasami mam wrażenie, że powoli jest ogołacana z pamiątek przeszłości, że coraz bardziej staje się pusta, że jej strażnicy giną gdzieś tam…Bezpowrotnie? Czy naprawdę będzie tak, że kiedyś, gdy ktoś będzie chciał otworzyć jej drzwi, to usłyszy, jak przeraźliwie skrzypią ich zardzewiałe zawiasy?
"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński
Moje fotografie
https://www.deviantart.com/arte22/gallery
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura