Mijają kolejne dni panowania Platformy Obywatelskiej, a ja mam coraz większe poczucie mroku. Wraz z narastającą „odwagą” jej polityków w wypowiadaniu słów obrażających i dyskredytujących ludzi, którzy myślą inaczej niż oni, wraz z ich działaniami wykraczającymi poza naszą rację stanu, wydaje się mi, że zapada nad nami coraz głębsza noc. Niknie światło, i tylko od czasu do czasu można ujrzeć tu i tam poświatę, której mrok jeszcze nie zagarnął, której nie podbił, nie włączył w obszar swojej natury.
A jaka jest jego natura? Dla mroku charakterystyczne jest to, że jest „pod”, dlatego nie jest łatwo go dostrzec. Jeżeli człowiek nie zagłębi się w świat, jeżeli patrzy na niego pobieżnie, nie zajrzy pod „korę świata”, to zazwyczaj nie dostrzega jego istnienia, nic nie wie, o jego podstępności. A mrok działa podstępnie – próbuje wkraść się we wszystko, we wszystkich w sposób niezauważony, wychodząc ze swoich najgłębszych kryjówek, w których stara się przeczekać czas silnego światła. Znamienne dla niego jest to, że kiedy jest ukryty, nieruchomieje; wydaje się, że zamiera. A kiedy budzi się, zaczyna działać z coraz większą siłą. Ożywa zazwyczaj wtedy, kiedy „bledną różowe obłoki”, a więc w stanie utraty przez ludzi jasności widzenia ich spraw, zagubienia, śmierci autorytetów, przewartościowania wartości, wyrzeczenia się tradycji i wiary. Pożywką dla niego jest pycha, zwodnicze ludzkie poczucie pomyślności losu.
Stopniowe przejmowanie przez niego władzy nad światem powoduje, że ludzie przestają siebie rozpoznawać i widzą jedynie zarysy innych. Brodząc w mroku, zaczynają myśleć o tym, żeby jak najszybciej zamknąć się w swoim domu, odgrodzić się od świata. Kiedy mrok nadchodzi, pustoszeją fora, areopagi. Powoli zapada cisza. Gęstniejąca armia zmroku doprowadza z czasem do tego, że ginie niebo (sacrum), a świat ludzkich myśli i pragnień kurczy się do rozmiarów życia rodzinnego. Wszystko, co do tej pory miało swój niepowtarzalny kształt, zlewa się w jedną nieprzeniknioną ciemną masę. Myli się jednak ten, kto sądzi, że mrok rodzi wszechobecny lęk. Ma on swoich mieszkańców, którzy na niego czekają z nadzieją. Jest dla nich czasem wolności, zmartwychwstania. Nic więc dziwnego, że ulice nocą zapełniają się tłumem niezwykle długich cieni przechadzających się po nich wyniośle.
W pomroce świata zawsze jednak pojawiają się latarnicy, którzy zapalają latarnie i podejmują walkę z długimi cieniami pychy. Mam nieodparte wrażenie, że to właśnie przez nich – roznosicieli światła – objawia się ludziom Bóg. Cisi, prawie niewidzialni każdej nocy roznoszą zarzewia iskier, w swoim poczuciu odpowiedzialności za innych, wykonując rzetelnie to, co do nich należy.
Gdyby spytać mieszkańców jakiegokolwiek miasta, gdzie mieszkają latarnicy, gdzie ich szukać, pewnie wielu z nich nie pomogłoby w odnalezieniu strazników latarni, bo nimi przeważnie nie interesują się. Niewiele oni ich obchodzą. Nie zwracając uwagi na innych, na świat, nawet nie zauważają, że powoli zamieniają się w cienie mroku. Nie ma w nich żadnej wdzięczności i szacunku dla tych, którzy pojawiają się każdej nocy, żeby nieść światło. Nie mają w sobie buntu, kiedy mrok próbuje zatrzeć ślady zostawiane przez latarników. Myślą, że i w mroku można jakoś żyć, byleby "nie wychodzić za daleko". Dlatego latarnicy przychodzą jak cienie i znikają jak cienie, ale są to inne cienie niż cienie mroku – to cienie światła świata innego niż świat mroku.
Mrok coraz bardziej gęstnieje, wydłużają się coraz bardziej cienie myśli - tylko czekać, kiedy niedługo ulice wypełnią się cieniami latarników. Tak zawsze było, nie może być inaczej i teraz…
"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński
Moje fotografie
https://www.deviantart.com/arte22/gallery
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka