Dzisiaj czarno na białym okazało się, że nasz kraj w ostatnich latach rozwija się niezwykle dynamicznie, zwłaszcza w dziedzinie techniki i nauki. Dowiedzieliśmy się, że tego, czego nie mogli dokonać rosyjscy eksperci zajmujący się badaniem zapisów czarnych skrzynek polskiego samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem, dokonali eksperci z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. O ich wielkich umiejętnościach, związanych z przeprowadzaniem analiz fonoskopijnych może świadczyć fakt, że odczytali kolejne fragmenty nagrania rozmów załogi tupolewa, korzystając jedynie z kopii taśm analogowych. Każdy, kto kopiował nagrania dźwiękowe, wie, że w przypadku taśm analogowych kopia przeważnie nie oddaje w pełni zapisu oryginału. A tu proszę, nie dość, że uporano się z szumami, to z szumami na kopii nagrania. W szumie informacji zawartych na taśmie odnaleziono niezwykle istotne zdanie wypowiedziane przez mjr. Arkadiusza Protasiuka. Jak donosi TVN24, kilkadziesiąt sekund przed rozbiciem się samolotu miał on powiedzieć: „Jak nie wyląduję, to mnie zabije.” To, co dotychczas było tak dziwne w stenogramach - w ostatniej fazie lotu mjr Arkadiusz Protasiuk przez minutę milczał - teraz staje się jasne: milczał, bo był przestraszony, a może nawet sparaliżowany świadomością powagi sytuacji i koniecznością, wobec której stanął.
O czym te słowa mogą świadczyć? Ano o charakterze imperatywu wewnętrznego majora albo o tym, że ktoś wcześniej kazał mu lądować bez względu na warunki atmosferyczne, które panowały na smoleńskim lotnisku. Są one koronnym dowodem na to, że ten, który naciskał na mjr. Arkadiusza Protasiuka, to człowiek o silnej osobowości, zdecydowany, surowy w obejściu, apodyktyczny, w dodatku z możliwościami wpływania na życie pilota.
Pojawia się kolejne pytanie, kiedy ten tajemniczy ktoś, kogo major tak bardzo się przestraszył, przedstawił mu „propozycję nie do odrzucenia”. Odpowiedzi nie znamy, ale zapewne będziemy ją mieli po odczytaniu kolejnych „zaszumionych” miejsc na taśmie (ciekawe czy i tym razem poinformuje nas o tym TVN24?).
Co jeszcze może wynikać z odczytanej wypowiedzi mjr. Arkadiusza Protasiuka? Chociażby to, że był człowiekiem lękliwym, czującym niezwykły respekt przed swoimi przełożonymi, że to ktoś, kto nie był konsekwentny w tym, co robił (zastanawiam się, ile jeszcze ciosów spadnie na jego rodziców, którzy i tak mierzą się z ogromnym bólem, jakie jeszcze rysy dodadzą jego twarzy ci, którzy z góry przesądzili o jego majora). Być może tuż przed lądowaniem samolotu trwała ożywiona dyskusja w kokpicie: część załogi była przekonana, że lądować nie należy, a kapitan miał inne zdanie, stąd jego słowa - „Jak nie wyląduję, to mnie zabije.” Być może tak było, dlatego trzeba poszukać następnych miejsc z szumami na taśmie i je oczyścić.
Przerażający obraz władzy wyłania się z tej historii. To władza groźna, surowa, nielicząca się z ludźmi, która dla własnych „interesów politycznych” jest gotowa narazić ludzi na niebezpieczeństwo, a może nawet ich poświęcić. W dodatku to władza nierozumna, popędliwa, działająca przy użyciu przemocy.
Raczej trudno traktować, dopiero co „odkryte” słowa mjr. Arkadiusza Protasiuka, jako żart. Kontekst żartu, ironii trzeba odrzucić. Załoga samolotu wiedziała, w jakiej sytuacji znajduje się, w jakich trudnych warunkach atmosferycznych przyjdzie jej lądować. Słowa kapitana musiały być wypowiedziane na poważnie. Na poważnie? To dlaczego nie ma w nich emocji? Sposób ich przedstawienia w publikacji TVN24 świadczy, że były wypowiedziane spokojnie. Ktoś, kto działa emocjonalnie, na kogo działa siny bodziec, używa raczej wypowiedzeń eliptycznych, wykrzyknikowych, a nie posługuje się zdaniem złożonym oznajmującym.
Dziwna jest reakcja ministera sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego na informację TVN24. Powiedział, że nie zna treści odczytanych zapisów i dlatego nie będzie wypowiadał się na ich temat. Przypomniał, że nad odszyfrowywaniem czarnych skrzynek pracują odpowiednie instytucje, a opinia publiczna będzie informowana na bieżąco o postępach śledztwa. Czy to jest reakcja człowieka, oburzonego, że kolejna „tajemnica” dochodzenia w sprawie katastrofy ujrzała światło dzienne? Czy to jest reakcja podobna w swoim rodzaju do reakcji Naczelnej Prokuratury Wojskowej w przypadku ujawnienia w mediach treści zeznań Wiktora Ryżenki - kontrolera lotów smoleńskiego lotniska i Artura Wosztyla - pilota samolotu Jak-40, który w Smoleńsku wylądował godzinę wcześniej przed katastrofą tupolewa? Co różni te dwa ujawnienia, że w przypadku pierwszego wszczyna się dochodzenie, a w przypadku drugiego przechodzi się do porządku dziennego?
I czy rzeczywiście tylko zbiegiem okoliczności jest to, że doniesienie o odczytaniu kolejnego fragmentu zapisu czarnej skrzynki tupolewa pojawia się dzień po wypowiedzi premiera Jarosława Kaczyńskiego w sprawie katastrofy? Zastanawiające jest to, że informacje, które do nas docierają w związku z badaniem przyczyn rozbicia się polskiego samolotu w Smoleńsku, ujawniane są tak, że nawet dziecko może pojąć, co ją spowodowało: powaga chwili, naciski wywołały ogromny stres załogi, a ten w połączeniu z gęsta mgłą wywołał łańcuch dramatycznych zdarzeń, które zakończyły się wielką tragedią. Sprawa od początku wydaje się jasna; nic tylko szukać dalszych dowodów, a dogmat, który został przyjęty u zarania tragedii pewnie objawi się nam wkrótce w całej jego jaskrawości.
Nie mnie rozstrzygać, co jest w tym przypadku prawdą. Mam jednak nieodparte wrażenie, że w tym całym dążeniu do wyjaskrawienia prawdy dochodzi do wielu „przejaskrawień” - tym samym ktoś najwyraźniej chce nas doprowadzić do ślepoty.
"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński
Moje fotografie
https://www.deviantart.com/arte22/gallery
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka