Artur Lewczuk Artur Lewczuk
220
BLOG

Krzyż - "sprawa, którą trzeba uporzadkować"

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 17

„Krzyż przed Pałacem Prezydenckim to symbol religijny, więc zostanie we współdziałaniu z władzami kościelnymi przeniesiony w inne, bardziej odpowiednie miejsce” – takie słowa mogliśmy przeczytać w sobotnim wywiadzie „Gazety Wyborczej” z prezydentem elektem Bronisławem Komorowskim. Prezydent ten zamiar uważa za coś naturalnego, za coś oczywistego, wszak, jak się wyraził: „Pałac Prezydencki jest sanktuarium państwa. Krzyż, co było zrozumiałe, postawiono w nastroju żałoby, lecz żałoba minęła i trzeba te sprawy uporządkować.” Gdyby tak było, gdyby krzyż był w naszej tradycji tylko symbolem religijnym, może w jakiś sposób zamiar prezydenta dałoby się zrozumieć. Ale krzyż w naszej kulturze jest nie tylko znakiem religijnym, to także znak pamięci, element narodowej świadomości. To znak wspólnoty wartości i przeżyć. Jest on materialnym wyrazem duchowego życia Polaków. Stojący przed Pałacem Prezydenckim krzyż stał się częścią naszej historii, i jako taki powinien być przypisany miejscu, w którym ta historia się rozegrała. Na swój sposób jest ono przecież miejscem uświęconym - ludzkimi myślami, intencjami, postanowieniami, uczuciami patriotycznymi, modlitwami.

Zamiar prezydenta jest tym bardziej niezrozumiały, że tragedia smoleńska trwa, że żałoba wcale nie minęła. Być może większość Polaków nie chodzi już w czerni myśli wywołanych tą tragedią, ale w tej czerni chodzą na pewno rodziny tych, którzy zginęli pod Smoleńskiem. I będą zapewne chodzić dopóki, dopóty prawda z nią związana nie zostanie odkryta, poznana. Pozwólmy temu krzyżowi doczekać prawdy. 

Pamięć, pamiętanie są naszym obowiązkiem, czym bylibyśmy bez niej, bez niego? Pytanie można zawiesić, ale można też w odpowiedzi na nie przytoczyć przykłady. Ot chociażby Dagobert Frey. Z pochodzenia był Austriakiem. Studiował architekturę, a następnie historię sztuki w Wiedniu. W latach trzydziestych XX w. objął katedrę historii sztuki na uniwersytecie we Wrocławiu. W środowisku europejskich historyków sztuki ceniono jego wielką erudycję i błyskotliwość. Trudno więc dziwić się, że przed wojną był chętnie przyjmowany przez polskie środowiska naukowe. Dagobert Frey, przyjeżdżając często do naszego kraju, badał między innymi wpływ średniowiecznej kultury niemieckiej na kulturę polską. Jak się później okazało, jego przyjazdy do Polski tak naprawdę były czymś w rodzaju wywiadu naukowego.

Tuż po zajęciu naszego kraju przez Niemcy pojawił się w Warszawie, by pomagać  niemieckim rabusim w wywożeniu dóbr kultury z Polski. Tak oto wspominał spotkanie z nim ratujący niezwykle ofiarnie polskie dzieła sztuki prof. Stanisław Lorentz: „W październiku 1939 r. spotkaliśmy się znowu. Frey pojawił się wówczas w warszawskim Muzeum Narodowym z kilkoma funkcjonariuszami Gestapo i ze swym austriackim kolegą Muhlmannem, by wybrać ze zbiorów najcenniejsze dzieła w celu przesłania ich do Niemiec. Przypominam sobie dobrze, jak z notatnikiem w ręku sprawdzał, czy wszystkie obrazy wybitnego włoskiego malarza XVIII wieku, Bernarda Belotto zwanego Canaletto, zostały zapakowane, i jak węszył wszędzie, co by jeszcze można było dołożyć do transportu.”

Działalność Dagoberta Freya przyniosła naszemu krajowi ogromne straty.  Był jednym z tych, którzy opwowiedzieli się po stronie zła. Jednak nie przeszkodziło mu to w tym, by po wojnie rozwijać swoje nukowe zainteresowania i zrobić karierę naukową. W 1951 r. zamieszkał w Stuttgarcie, gdzie objął stanowisko profesora historii sztuki na tamtejszej politechnice.

Kim jest dzisiaj Dagobert Frey w naszej świadomości? Chyba nikim strasznym, chyba jedynie wielkim uczonym, skoro w czerwcu na jednej z polskich uczelni kandydaci na studia musieli zmagać się z zadaniem poprzedzonym cytatem z Dagoberta Frey'a: "Cel zawiera już w sobie drogę jako punkt odniesienia, wskaźnik kierunku i ostateczny koniec; ruch może prowadzić ku celowi, może z niego wychodzić lub go okrążać. Cała architektura to nadanie przestrzeni struktury za pomocą celi lub drogi." Oto meandry bez-pamięci.

Cel wyznacza drogę. Ale jeżeli ta droga jest podjęta w oparciu tylko o cel, jeżeli ruch na niej ma wynikać jedynie z samego celu, a nie z pamięci o wartościach, wtedy cel często kieruje człowieka na drogę, która prowadzi na manowce.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Polityka