Artur Lewczuk Artur Lewczuk
247
BLOG

Podróż do Reszla

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

Czasami zdarza się mi widzieć ludzi, którzy będąc na rynku mojego miasta z wielką uwagą przyglądają się kamieniczkom. Studiują długo różne detale rynkowej architektury, dzielą się między sobą swoimi wrażeniami i myślami. Pogrążony w codzienności, przechodzę obok nich, jakby byli daleko, poza nurtem życia. Zdarza się i tak, że to ja wyjeżdżam na jakiś czas. Bywa, że jestem na rynku jakiegoś miasta i uważnie rozglądam się dookoła, pochłaniając oczami portyki, frontony, antaby, fryzy, reliefy. A obok mnie przechodzą szybko ludzie zamyśleni, zasklepieni w sobie, często poirytowani, że ktoś stoi na ich drodze i gapi się nie wiadomo na co i po co. 

Kiedy tak stoję na rynku miasta prawie niewidzialny dla innych, kiedy inni tak stoją, wówczas dokonuje się coś, co można nazwać czytaniem świata. Śledzimy oczami teksty, które ktoś kiedyś stworzył i które po nim pozostały. W tym czytaniu jest zazwyczaj próba poszukiwania piękna, jakiegoś porządku, ducha miejsca, prawdy o innych ludziach. To często poszukiwanie sensu. 

Cały świat jest tekstem. Jakaś jego część powstaje świadomie, a jakaś nieświadomie, jakby przy okazji. Ot chociażby Zamość. Miasto to, w swojej starej części, zostało zbudowane w sposób niezwykle przemyślany - wszystkie jego elementy współgrają ze sobą. W swoim kształcie opiera się na zasadzie symetrii, panuje w nim przejrzysty ład. Plan Zamościa przypomina człowieka leżącego na wznak. Jego głowę stanowi pałac, płuca to Akademia Zamojska i kolegiata, serce - ratusz, a kręgosłup to ulica Grodzka, która biegnie wzdłuż całego miasta od Bramy Lwowskiej aż do pałacu. Ręce i nogi to bastiony, które bronią dostępu do miasta. W mieście tym w niezwykły sposób wyraziła się świadomość renesansowego człowieka, odcisnął się jego sposób pojmowania świata i samego siebie. W Zamościu objawiła się wielka wiara człowieka w wartość i piękno istnienia. 

Przykładem drugiego rodzaju tekstu mogą być nasze osiedla z lat siedemdziesiątych XX wieku, stawiane z „wielkiej płyty”. Są mimowolnym świadectwem pogardy władzy dla potrzeb człowieka, braku szacunku dla ludzi. To posegmentowane klocki, w których człowiek nie mógł zachować prawa do intymności. Nie sprzyjały one swoimi architektonicznymi rozwiązaniami tworzeniu choćby małych wspólnot. Człowiek w nich mógł, co najwyżej, mieć wrażenie uwięzienia, osaczenia. Były one czymś w rodzaju prowizorium, a ich twórcom był chyba obcy jakikolwiek zmysł estetyczny. Z pewnością nie mogły wydatnie przyczyniać się swoją formą do rozbudzania w człowieku życia duchowego. Nie mogły, ale i z założenia nie powinny były, bowiem władzy zależało na budowaniu społeczeństwa mającego ograniczone potrzeby życiowe. Szare, małe, ciasne pudełka miały przechowywać szarych, małych ludzi o ciasnych horyzontach myślowych i być „strażnikami” proletariackiej natury człowieka. 

Pomyślałem o tym wszystkim, kiedy niedawno przyszło mi być w Reszlu. To miasteczko leżące na przepięknym Pojezierzu Mrągowskim ma w sobie tchnienie cudowności. W niczym nie ustępuje Kazimierzowi Dolnemu czy chociażby Sandomierzowi. Jest przebogate w architektoniczne perły, którym chciałoby się przypatrywać i przypatrywać. To niezwykłe miejsce, w którym czas zastygał w wielu swoich formach. W Reszlu pośrodku kwadratowego rynku stoi uroczy ratusz. Jest gotycki kościół św. Piotra i Pawła z 51-metrową wieżą. Wnętrze kościoła zostało utrzymane, niebywałe, w stylu biedermeier. W zachodniej części placu, na którym postawiono kościół, są osobliwe w swojej prostocie budynki dawnego klasztoru sióstr katarzynek. O pięknie Reszla stanowią zabudowania po znajdującym się w nim kiedyś jezuickim kolegium oświaty i tolerancji. Jakby tego było mało – Reszel ma piękny zamek otoczony murami obronnymi z XVI w. W miasteczku tym jest także unikatowy most gotycki postawiony z cegły. Wielokrotnie wzmacniany i przebudowywany, został w wieku XVIII i XIX wzbogacony o szereg pomieszczeń wypełniających półkoliste arkady, w których prawdopodobnie znajdowały się cele więzienne. Musiały w nich panować straszliwe warunki. Ciągły chłód, wszędobylska wilgoć, nieustanny szum mknącej pod mostem Sajny pewnie niejednego znajdującego się w nich więźnia doprowadzały do utraty zmysłów. Ciekawostek architektonicznych w Reszlu jest mnóstwo. 

Mieścina ta jednak jest jednocześnie przykładem zmarnowanego piękna. Zamek odnowiono jako tako, ale w miejsce gotyckich okien wstawiono okna niczym nieróżniące się od tych, które są „ozdobą” dzisiejszych domów. Most odrestaurowano, ale tak, że zupełnie utracił swój pierwotny charakter. Stara plebania w Reszlu, w której mieszkał brat biskupa Ignacego Krasickiego, powoli się rozpada. Obok dawnego kolegium jezuickiego powstają domy handlowe w żaden sposób niewpisujące się w świat starego miasta. Swoją innością „krzyczą” i wywołują w człowieku wołanie o pomstę do nieba. 

Z Reszla prowadzi kilkukilometrowy szlak pielgrzymkowy do Św. Lipki. Stoi przy nim 15 przeuroczych kapliczek z XVIII w. ukrytych między starymi drzewami. Kiedy wojewódzki konserwator zabytków chciał objąć je ochroną jako tło stanowiące uzupełnienie kompozycji przestrzennej tego wyjątkowego traktu, Zarząd Dróg Wojewódzkich w Olsztynie złożył do ministra kultury odwołanie od decyzji konserwatora, nie chcąc zgodzić się na jego zamysł. Atrakcją drogi z Reszla do Św. Lipki były dwa dziewiętnastowieczne kamienie milowe wyznaczające granicę miedzy Mazurami a Warmią. Jakiś czas temu zostały skradzione, ale na szczęście odzyskano je. Niestety, nie umieszczono ich na dawnym miejscu. Co jest tego przyczyną? Zgodnie przepisami prawa kamienie przy drodze można ustawić ponownie na podstawie zgody wojewódzkiego konserwatora zabytków wydanej tylko na wniosek właściciela, w tym wypadku jest to Zarząd Dróg Wojewódzkich w Olsztynie, jednak od zarządcy tego historycznego traktu pielgrzymkowego taki wniosek nie wpłynął. Tego typu „znaków drogowych” z XIX w. w okolicy Reszla było znacznie więcej. Kiedy wojewódzki konserwator zabytków poprosił Zarząd Dróg Wojewódzkich o przekazanie listy kamieni „zabezpieczonych” przez Zarząd podczas modernizacji dróg, okazało się, że takiej listy nie ma, a niezinwentaryzowane kamienie znikły jak kamfora. 

Moje czytanie Reszla stało się osobliwym przeżyciem. To z jednej strony czytanie wyjątkowego piękna, ale z drugiej to także czytanie miasta, którego rozwój nie jest oparty na żadnej myśli, na żadnej idei. Miasto sprawia wrażenie konstrukcji wprawionej w ruch, ale nad ruchem której nikt nie czuwa, o ruch której nikt nie dba. To miasto, którego głowa leży osobno, którego ręce leżą osobno, nogi leżą osobno. To amorficzny twór – piękny w swoich cząstkach, ale niezintegrowany. Miasto sprawia wrażenie, jakby ludzie tu zostali pozostawieni sami sobie, jakby zostali obdarzeni absolutną wolnością i w dźwiganiu tej wolności zostali skazani wyłącznie na samych siebie. Są tu jakieś ślady wysiłku, pracy, jakichś prób zmagania się z życiem, ale puls tego miasta jest ledwo wyczuwalny. Nie tętni ono życiem. To miasto ma przymknięte, bardzo zmęczone oczy. To miasto ciężko oddycha. 

Gdy wyjeżdżałem z Reszla było szaro, padał deszcz. Kiedy miasto znikło na dobre, poczułem, że głowa staje się ciężka, jakby senna. Zacząłem marzyć. Pomyślałem sobie, że kiedyś w mojej ojczyźnie przyjdzie taki czas, kiedy na zawsze wyjadę z Reszla i kiedy w końcu będę mógł przyjechać do Reszla, żeby go zobaczyć naprawdę.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Rozmaitości