Każdy młynarz ciągnie wodę do swego młyna
Podobno to z niej wyłonił się świat. Jest siłą dobroczynną, ale i niszczącą. Jest w ciągłym ruchu. W wierzeniach ludowych istnieje przekonanie, że pije ją tęcza z rzek, jezior, ciągnąc ku chmurom. Żyjący w nich płanetnicy ładują ją na obłoki, zamieniają w śnieg, grad, a niekiedy wylewają w postaci deszczu. Kiedyś uważano ją za dobro powszechne, wszak, jak mówiono, co Pan Bóg dał człowiekowi bez jego udziału, należy do wszystkich. Nikomu więc nie odmawiano do niej dostępu. Dzisiaj bywa z tym często różnie – wystarczy spojrzeć na ogrodzenia stawiane bezprawnie przez tych, których kawałki ziemi przylegają do brzegów rzek, żeby przekonać się, że wielu i ją chciałoby sobie przywłaszczyć, odmawiając innym do niej przystępu.
Nie ostoi się woda w rzeszocie
Na Podlasiu wodę otaczano szczególnym kultem. I nie ma w tym nic dziwnego, woda tutaj jest trwałą częścią krajobrazu. Rozlewa się szeroko i pojawia się w różnych kształtach: jako rzeki, strugi, krynice, ruczaje, bagienne rozlewiska, wielkie rzeczne wylewy. Kult ten zapewne wynika z zauroczenia jej pięknem wyrażającym się chociażby w nieujarzmionej rzece, jaką jest Biebrza. Włóczy się ona po podlaskiej ziemi w swoich niezliczonych skrętach, zaglądając to tu, to tam. Czasami płynie po niej szeroko, spokojnie, majestatycznie, z namysłem. W innych miejscach mknie bystro, wesoło niczym rwący potok. Czasami przeciska się przez pustkowia, rozległe równiny samotnie, by przyspieszyć, biec ku czemuś w swoim szumie i gęstym zapachu nadbrzeżnych traw. Bywa jednak, że zatrzymuje się na dłużej w swoich meandrach wokół grądzików, bieli, olsowych kęp. Zdarzają się wiosny, kiedy oddycha mocno i rozlewa się wtedy aż po linię horyzontu. Są jednak i takie, kiedy jej oddech jest płytki, jakby urywany. I wtedy ludzi ogarnia lęk o nią. Niepotrzebnie. Dzięki swojej wewnętrznej sile zawsze potrafi przezwyciężyć największe susze życia.
Jakie źródło, taka woda
Niech nikt nie myśli, że choć miejscami płynie sama, to nie otwiera się na inne wody. W niektórych miejscach raz po raz wpływają do niej inne rzeki: a to Nurka, Niedźwiedzica, Lebiedzianka z Jastrzębianką, a to Netta, Kopytówka, Jegrznia. A i wspomnieć należy o Klimaszewnicy, Wissie, Sidrze, Kropiwnej, Kamiennej. Nawiedzają ją Brzozówka razem z Olszynką. Zaglądają do niej Rów Wozgalski, Boberka, Czarna Struga czy Kosódka. Dzięki tym związkom potężnieje, narasta, pięknieje, staje się bogatsza. Tym swoim bogactwem dzieli się, jak tylko może. Gdy opadają jej wody, niesiony przez nią muł użyźnia przylegające do niej łąki. Z narzuconej przez nią materii rozwija się potem zieleń, która, staje się miejscem zamieszkania różnych stworów, takich chociażby jak bekasy dublety. Można na nie patrzeć i patrzeć, zwłaszcza w czasie ich godów. Przykuca taki jeden z drugim, potem jeden przez drugiego wypręża się, unosi jak najwyżej, napina pierś otwiera dziób i wyrzuca z gardła niezwykły trel przypominający odgłos patyka przeciąganego coraz szybciej po sztachetach płotu. Nie dość tego, śpiewacy ci w swoich miłosnych pieniach rozkładają szeroko na boki skrzydła jak wielkie żaglowce swoje żagle, i starają się ukazać swoją moc, gotowość do chronienia samiczki, która pod nie trafi. Różnorodne arie ptasie, które łączą się potem w wielogłosy, układają się w opowieści pełne tęsknoty i nadziei. Słychać je wiosną nad Biebrzę często aż po północy…
Urok Biebrzy bierze się też z jej przystrojenia w tataraki, manny, łozy, oczerety, skrzypy, mietlice, rzepichy, kropidła, kosańce, czyścce, przytulie, pisanki, grzybienie białe, grążele żółte. W niej samej tkwią podwodne łąki – miniaturowy podwodny busz złożony chociażby z moczarki, rogatek, rdestnic, mający swoich wyjątkowych mieszkańców w rozlicznych okryciach. Najbardziej osobliwymi z nich są gąbki. To zwierzęta przedziwne, bo swoim kształtem przypominają rośliny. Każdy „krzew” biebrzańskiej gąbki składa się z tysięcy miniaturowych istot, które uwielbiają czystą wodę. W zależności od miejsca, w którym żyją, jawią się jako płaty kożucha, jako bryła z wypustkami albo jako rozłożysta gałąź.
Im bliżej źródła, tym woda jaśniejsza
Biebrzańska woda często się obnaża, jest dostępna dla ludzi, ale są i takie jej miejsca, które skrywa i pokazuje tylko nielicznym, tym, którzy są jej godni. Rzeka nie każdemu pozwala do niej się zbliżyć, nie każdemu pozwala dotknąć jej tajemnic. W samym sercu biebrzańskiego bagna jest podobno gadające drzewo. Bije spod niego źródło żywej wody. Gęstwa tam straszliwa, a znikąd drogi ani nawet marnej ścieżynki. Żeby dotrzeć do źródła, trzeba przedzierać się przez trzciny, krzewy głogu, tarniny, które ranią ręce. Trzeba przejść przez kłębowiska węży, które często obwijają się wokół nóg i kąsają do krwi. Trzeba przebrnąć przez trujące zielska, które szarpią człowieka. Śmiałek pragnący zaczerpnąć żywej wody Biebrzy musi zapanować nad strachem, kiedy usłyszy za sobą wrzask straszliwy, tętent kopyt albo ujadanie psów. Musi przejść przez cały las olsowy, który płonie wielkim ogniem, sypiąc w twarz iskrami. Do żywej wody prowadzą trud, cierpliwość, dobre serce, odwaga. One ostatecznie dają sposobność napicia się jej – a wtedy odchodzi zmęczenie, goją się rany odebrane w czasie podróży, człowieka wypełnia poczucie szczęścia.
Spokojny wody nie zmąci
Woda towarzyszyła ludziom Podlasia od ich pierwszego momentu przyjścia na świat. Istniał tu zwyczaj, by zaraz po urodzeniu kąpać dziecko w ciepłej wodzie, lecz nieczerpanej z wrzątku, bo dziecko miałoby złe życie – ludzie warliby na nie, tj. źle odnosiliby się do niego, a poza tym mogłoby ono wyjść na złośnika. Podczas kąpieli małego dziecka czasami dodawano do wody pieniądze, aby się dziecka trzymały. Innym razem wkładano parę kłosów żyta, by włosy dziecku urosły piękne i gęste. Jeśli tym dzieckiem była dziewczynka, do wody wlewano miód i wsypywano miętę, by była słodką i przyjemną. Jeżeli noworodek był chory, słaby, to chrzczono go natychmiast po urodzeniu samą wodą. Sądzono bowiem, że dusza zmarłego dziecka chodzi po świecie i płacze, prosząc o chrzest. Noworodka, którego życie było zagrożone, należało wziąć i ochrzcić mówiąc: Jeśliś panna – to ci Anna; jeśliś pan – to ci Jan.
Nie zostawiaj wody w garncu, bo ci go mróz rozsadzi
Ale nie tylko czas narodzin człowieka to czas wody. Na Podlasiu było przekonanie, że gdy ktoś na wiosnę zobaczył pierwszą jaskółkę, powinien był natychmiast umyć twarz zimną wodą, aby nie mieć piegów, aby być wesołym i rzeźwym jak te ptaki. W mniemaniu mieszkańców Podlasia przeciw urokowi pochodzącemu ze złych oczu najlepiej pomagało obmycie wszystkich zamków w domu i umycie tą samą wodą głowy. Dziewczyna, która chciała poznać myśli ukochanego, powinna była obmyć sobie skronie wodą, która zebrała się w zagłębieniach kamieni. Oblewanie pługa przed pierwszą orką miało zwiększyć płodność ziemi.
W domu zawsze przechowywano wodę święconą w kościele. Sądzono, że taka jest najzdrowsza i zdolna jest wyleczyć choroby. Za cudowną uważano tę, która została zaczerpnięta ze źródeł, studni, rzek, potoków w Boże Narodzenie, Nowy Rok, Wielkanoc, na św. Jana. Chroniąc ją przed zepsuciem, wrzucano do niej, w dzień św. Agaty, sól albo poświęcony suchy chleb, czasami też przyniesione z cudownych miejsc kamienie. Przed wypiciem wody należało przeżegnać się, aby pozbawić jej złej mocy. Czyniono tak zwłaszcza wtedy, gdy pito ją na wolnym powietrzu, żeby nie połknąć diabła, który mógł w niej przebywać.
Wodą dzielono się z duszami zmarłych. Wierzono bowiem, że dusza, kiedy przychodzi do swojego domu, to ją pije. Dlatego w pierwszy dzień po pogrzebie stawiano w oknie szklankę i kładziono kromkę chleba.
Dzisiaj woda jest często tylko samą wodą. Człowiek rzadko widzi w niej coś więcej, a wystarczy przecież zaczerpnąć ją w dłonie i przypatrzyć się jej uważnie, żeby zobaczyć jak do nas się uśmiecha.
"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński
Moje fotografie
https://www.deviantart.com/arte22/gallery
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości