Artur Lewczuk Artur Lewczuk
61
BLOG

Do kraju tego

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 2

„Ponieśliśmy dramatycznie bolesną stratę. W tych trudnych dniach bądźmy wszyscy razem” – jeszcze tak niedawno mówił marszałek Bronisław Komorowski w swoim orędziu, kiedy przejmował po śmierci Lecha Kaczyńskiego obowiązki prezydenta. W swoim przemówieniu powtarzał jak refren słowa "jesteśmy razem”:

„Dziś w obliczu narodowego dramatu jesteśmy razem. Nie ma podziału na prawicę i lewicę. Różnice poglądu i wyznania nie mają znaczenia.Dziś jesteśmy razem, stojąc wobec wielkiego dramatu, w obliczu śmierci wielu ludzi. Łączymy się w bólu z rodzinami ofiar i w trosce o dalsze losy osieroconej przez nich Ojczyzny.”  Dziś po katastrofie smoleńskiej, po dramacie ludzi, którzy zginęli w powodzi i tych, którzy w jej wyniku stracili swoje majątki, dziś, kiedy co chwila przychodzą z Afganistanu przerażające wiadomości, kiedy giną nasi żołnierze, jesteśmy razem? Tak, jak najbardziej, przecież „w trosce o dalsze losy osieroconej ojczyzny” dziś siedzimy po obu stronach ław sądowych. Zamiast pochylić się wspólnie nad śmiercią kpr. Miłosza Górki, st. szer. Grzegorza Bukowskiego, zamiast wspólnie dążyć do rozwikłania przyczyn rozbicia się naszego samolotu pod Smoleńskiem, zamiast zastanawiać się, jak pomóc powodzianom, zamiast rozmawiać w dyskusjach przedwyborczych o kształcie naszego państwa, dzisiaj jesteśmy razem, by wzajemnie oskarżać się, by zarzucać jedni drugim kłamstwa. 

Komitet wyborczy marszałka Bronisława Komorowskiego uznał pewnie, że ma już dość bycia „zakładnikiem tragedii smoleńskiej”. Zapewne doszedł do wniosku, że czas najwyższy podnieśc kurtynę i raz jeszcze wystawić w teatrze narodowym sztukę - farsę, która jest przez PO grana od wielu lat, i to ciągle przez tych samych aktorów. No cóż, skoro publika na nią przychodzi, skoro są tacy, którzy ją oklaskują, to dlaczego nie grać jej i z niej nadal się nie utrzymywać? A nuż się znowu uda, tym bardziej, że część społeczeństwa śledzi wydarzenia polityczne na zasadzie: „wie, że dzwonią, ale nie wie, w którym kościele”. Może zatem będzie można raz jeszcze wmówić co niektórym ludziom, że Jarosław Kaczyński „kłamie”. A że w walce z Jarosławem Kaczyńskim można działać „poza dobrem i złem”, to się działa. Członkowie komitetu wyborczego marszałka Bronisława Komorowskiego pewnie myślą, że jak zwyciężać mają, dał im przykład premier Donald Tusk, który niedawno powiedział, że zrobi wszystko (podkreślenie - moje), co w jego mocy, by kandydat PO Bronisław Komorowski wygrał wybory prezydenckie. 

Cóż, skoro miłośnicy marszałka Bronisława Komorowskiego poczuli, że moc jest z nimi, dzisiaj w warszawskim sądzie odegrali jedną ze scen swojej zgranej sztuki, zatytułowanej „Polityka miłości” (na małej scenie wystawiana jest jako „Palikotyka miłości”). Oto stawia się przed sądem człowieka, który niedawno przeżył wielki osobisty dramat, który być może wypowiedział o jedno zdanie za daleko, ale zgodnie ze swoim przekonaniem i bez inwektyw, którymi często posługują się politycy PO, bo ci, którzy używają ostrych słów, którym łatwo przez gardła przechodzą takie określenia jak „karły moralne”, „kanalie”,  poczuli się nagle ludźmi honoru. Poczuli się dotknięci tym, że oceniono ich jako tych, którzy chcą sprywatyzować służbę zdrowia. „Doprawdy zarzut to straszny, nikczemny, podły. Tak, pod sąd tego, który śmiał nam go uczynić! Pod sąd! Niech naród wie, że są rachunki krzywd, za które trzeba płacić!”

Dotknięty do żywego przez Jarosława Kaczyńskiego marszałek Bronisław Komorowski na dzisiejszy proces nie przyszedł. Pewnie hasa gdzieś teraz po Polsce mówiąc: „Bądźmy razem”, powtarzając to, co głosił w swoim orędziu tuż po katastrofie smoleńskiej. Marszałek, słysząc słowa Jarosława Kaczyńskiego: „Zamiast jechać dzisiaj w teren, na wschód Polski, zamiast jechać na ziemię łomżyńską, skąd się wywodzi moja rodzina, gdzie spędziłem niemały kawałek dzieciństwa, będę się musiał włóczyć po korytarzach sądowych. Przykro mi, że będę musiał w ten sposób spędzać czas”, pewnie zaciera teraz ręce z radości, że się chyba raz jeszcze uda i rozkosznie sobie syczy pod nosem mówiąc: „karramba!” 

Tak, jeszcze tylko trochę, jeszcze nieco cierpliwości i znów będziemy mogli być razem - ze Zbychem, Rychem, Mirem…

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka