Artur Lewczuk Artur Lewczuk
495
BLOG

„Izvinitie, eto byla prosta aszybka”

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 25

Czas płynie, świat się przeistacza. Wydaje się, że od końca lat osiemdziesiątych, kiedy „upadł komunizm”, wiele w naszym kraju zmieniło się "na lepsze", a my mimo to, gdy ją „śpiewamy”, to, niestety, jakby coraz ciszej, jakby z brakiem wiary w jej słowa: „Polski my naród, polski ród, królewski szczep piastowy”. „Rota” jest utworem, w którym zespalają się nie tylko nasze dni świąteczne, ale i te powszednie. Jej słowa powinny być ważne więc także w naszych codziennych rozmowach, gestach, we wzajemnym traktowaniu siebie na co dzień, w naszych kontaktach z innymi ludźmi. Chciałbym się mylić, ale obserwując nasze życie publiczne, a zwłaszcza naszą politykę zagraniczną, coraz mocniej upewniam się jednak w przekonaniu, że mądrość „Roty” zamieniamy na „mądrość” Iwana Dmitrycza Czerwiakowa, bohatera „Śmierci urzędnika” Antoniego Czechowa. 

Syndrom Czerwiakowa

Bohater ten pewnego pięknego wieczoru, czując że jest „u szczytu szczęścia”, w czasie przedstawienia teatralnego niechcący, kichając, opluł siedzącego przed nim radcę stanu z departamentu komunikacji, generała Brizżałowa. Czerwiakow zmieszał się. Zrobiło się mu głupio, zaczął patrzeć na scenę, jednak uczucie błogości, które miał przed chwilą, już minęło. Ogarnął go jakiś niepokój. Podczas przerwy pomiędzy aktami podszedł do generała, pokręcił się koło niego i, pokonawszy nieśmiałość, wykrztusił: „Ekscelencjo, ja opryskałem waszą Ekscelencję... Proszę mi wybaczyć... Ja przecież... nie, żeby...” I choć wydawało się, że generał Brizżałow nad sprawą przeszedł do porządku dziennego, to Iwan Dmitrycz Czerwiakow czuł, że zwykłe przeprosiny to za mało, więc przepraszał i przepraszał...Ten zalękniony urzędnik, bez charakteru, przyjmując postawę pełną uniżoności, która była jednocześnie wyrzeknięciem się własnej godności, ostatecznie swoim zachowaniem doprowadził do tragedii. Jego postępowanie było tym bardziej niezrozumiałe, że jego los, jego kariera zawodowa nie zależały bezpośrednio od humorów generała Brizżałowa. 

„Kichnął, jak państwo widzą. Kichać wolno każdemu. Kichają chłopi i policmajstrzy, a niekiedy nawet radcy tajni. Wszyscy kichają.” Każdemu z nas zdarza się popełnić błędy. Każdy z nas pewnie niesie na plecach kosz śmieszności, do którego „kamyczki” bądź „kamienie” wrzucają inni, lub my sami. Jedni mają ten kosz zapełniony w połowie, inni w niewielkiej części. To jest ludzkie. Dobrze jest, kiedy człowiek ma świadomość obarczenia tymi „kamieniami”, a źle, kiedy pod ciężarem takiego czy innego „kamienia” upada, czy to przepraszając nieadekwatnie do sytuacji, czy też przyjmując postawę poddaństwa wobec tych, którzy mu „kamień” wrzucili. 

Deprecjacja wartości

Pewne sytuacje, kiedy ci, którzy występują jako nasi reprezentanci, przyjmują postawę tego gorszego, słabszego jakoś można ostatecznie przeboleć, jak chociażby zachowanie naszych niektórych piłkarzy po meczu z Hiszpanią (mecz pokazał, że Hiszpanie grają w piłkę nożną, a my gramy w szmaciankę). Myślałem, że ze wstydu schowam się pod stół widząc jednego z nich, kiedy natarczywie proponował Hiszpanom zamianę koszulki z białym orłem na koszulkę z hiszpańskim godłem. Hiszpanie zignorowali prośbę, odwracając się ostentacyjnie. Wydali w ten sposób świadectwo swojej pychy, ale nasz piłkarz swoim zachowaniem dał jednocześnie dowód tego, że chyba nie rozumie, że reprezentowanie Polski do czegoś zobowiązuje. Tę sytuację można jakoś zrozumieć – był w szoku spowodowanym wynikiem meczu, Hiszpanie tak go kiwali, tak przed nim żonglowali piłką, że dostał zawrotu głowy. Trudno natomiast zrozumieć zachowanie rzecznika polskiego rządu, który przeprasza tych, którzy nas obrażają. 

Tajemnicza gra w karty

Czymś podłym było ograbienie ofiar smoleńskiej katastrofy przez osoby, które miały nieść nam pomoc. Bardzo długo ten fakt był utrzymywany w tajemnicy. A kiedy ujrzał światło dzienne, to okazało się, że w formie kolejnego kłamstwa związanego z rozbiciem się naszego tupolewa. Najpierw Paweł Graś mówił: „Ten hańbiący akt (kradzież kart) miał miejsce. Pragnę jednak podkreślić, że to był jedyny tego typu akt na miejscu katastrofy, ani strona polska, ani strona rosyjska nie ma informacji o tym, że podobne sytuacja miała miejsce.” Od Moniki Lewandowskiej, rzeczniczki Prokuratury Okręgowej w Warszawie, dowiedzieliśmy się, że z karty kredytowej Andrzeja Przewoźnika dokonano 11 wypłat i że śledztwo w tej sprawie trwa od 14 maja. Zaraz potem usłyszeliśmy, że Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, to nie jest jedyna ofiara smoleńskiej katastrofy, która została okradziona. Złodzieje przywłaszczyli też kartę kredytową Aleksandry Natalli-Świat. Dopiero co zostaliśmy poinformowani, że z kont ofiar skradziono za pomocą kart 2 tys. dolarów („Jedną kartę bankomat zatrzymał, a trzy – znaleziono i skonfiskowano podejrzanym po zatrzymaniu”), a już okazało się, że to nieprawda. Co więcej, zaginione karty bankowe Aleksandry Natalli-Świat odnalazły się – są podobno w dyspozycji Żandarmerii Wojskowej. Doprawdy ktoś stawia w sprawie katastrofy smoleńskiej gęste zasłony dymne. 

Paweł Graś poinformował w niedzielę, że aresztowano trzech funkcjonariuszy rosyjskiej grupy antyterrorystycznej OMON-u, którzy ograbili ciało Andrzeja Przewoźnika. Jego słowa zawierały przeinaczenie nazwy formacji, do której należeli ci, którzy dopuścili się zbeszczeszczenia ciał ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu. Jednak w swojej części nie rozmijały się z prawdą - tuż po rozbiciu się tupolewa dokonano nikczemnego czynu. W tej sytuacji mogliśmy spodziewać się,  że Rosjanie w poczuciu wstydu nas przeproszą. Stało się inaczej. Okazało się, że według Rosjan jesteśmy ludźmi podłymi, cynicznymi, że Polacy zorganizowali prowokację i że możemy nawet zapłacić za to skandalem międzynarodowym. Do chóru lamentującego z powodu niesprawiedliwości, jaka spotkała Rosjan ze strony Polaków, przyłączyło się nawet rosyjskie MSW. Reakcja Rosjan na „kichnięcie” Pawła Grasia była szokująca, bo oto krzywdzący stali się skrzywdzonymi. 

Sztuka przepraszania

Co w tej sytuacji zrobił rzecznik naszego rządu? Przeprosił. To, że to zrobił, w sytuacji, w jakiej się znalazł, jest zrozumiałe, ale jak to zrobił, to już zrozumiale nie jest. "Sztuka przepraszania", której dał wyraz swoimi słowami, nie jest wyrazem sztuki. Jest wyrazem braku szacunku dla samego siebie, ale też przejawem niedbania o naszą godność. Obrażający nas Rosjanie, posądzający nas o złe intencje, powinni dowiedzieć się od przedstawiciela polskiego rządu, że źle „bawią się” słowami. Powinni usłyszeć, że jeszcze raz muszą zastanowić sie nad etycznym wymiarem oskarżeń i ocen, którymi nas dopiero co „obdarzyli”, tym bardziej, że słowa ”wybaczcie” ani w tej ani w innych sprawach od nich nie usłyszeliśmy. Paradoksalnie pada ono tylko z polskiej strony i to w dodatku wypowiedziane w języku rosyjskim. Co mogą w tej sytuacji pomyśleć o nas nasi „przyjaciele Moskale”? Czy mogą nas szanować, kiedy my nie szanujemy siebie? Czy będą kiedykolwiek zdolni opuścić głowę i prosić o wybaczenie?

Nie zrobią tego, dopóki znowu nie zaczniemy wspólnie „śpiewać” „Roty” mocno, głośno, uznając za szlachetne wartości, które w sobie przechowuje i wierząc, że można je urzeczywistniać.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Polityka