Artur Lewczuk Artur Lewczuk
215
BLOG

Cicho, sza!

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 37

www.youtube.com/watch

Są cisze błogie, rozkoszne, kojące. Zdarzają się cisze zadumy, cisze, które wyrażają tęsknotę, rozpacz, które są jak przysięga wierności. Cisza jest wtedy pięknem. Bywają jednak też cisze martwe, złowrogie, cmentarne, straszne. Takie cisze dzwonią w uszach, krzyczą. Powinno się je przerywać, przezwyciężać. Nie można na nie się godzić. Tych cisz u nas jednak ostatnio namnożyło się . Zaczęły rozpełzać się na wszystkie strony. Niedoścignionym mistrzem w kreowaniu tego rodzaju cisz, ich dyktatorem jest nasz rząd. Raz po raz kładzie palec na ustach i mówi do nas: „nie wracajmy do tego, nie mówmy o tym, po co to roztrząsać, poczekajmy jeszcze, trzeba być cierpliwym, nie możemy tego powiedzieć, trzeba zachować spokój – cicho, sza!”. 

Rozmiłowanie naszej władzy w ciszy widać już było, kiedy minister spraw zagranicznych Radek Sikorki dowiedział się od dyrektora jednego z departamentów MSZ o katastrofie pod Smoleńskiem. Wówczas pogrążył się w chwilowej ciszy, bo jak wspominał, zaczął mieć dylemat „czy po takiej jednoźródłowej informacji stawiać w stan kryzysu całe państwo”, w końcu rozstrzygnął go i wysłał sms-a (sic!) do premiera. Potem zadzwonił do ambasadora, który był w Smoleńsku. Kilkanaście minut później ambasador na własne oczy zobaczył wrak. Wtedy nikt nie miał już żadnych wątpliwości co do skali tragedii. –wyznał minister Radek Sikorski.

Być może wzorował się na prezydencie wielce nam przyjaznego i wielce nas szanującego państwa, od którego dopiero co otrzymaliśmy ruchomą zabawkę zwaną: wyrzutnia rakiet „Patriot” (dobre i to, pod warunkiem, że naszym żołnierzom będzie dane pobawić się trochę tą wyrzutnią pozbawioną tego, co zwykła wyrzucać). Państwo to od jakiegoś czasu tak się ćwiczy w zachowywaniu ciszy, że przestało się do nas „odzywać”. Dlaczego akurat wybrało Polskę na obiekt swojego ćwiczenia? Tego doprawdy nie wiem.

Gdy tylko rozeszła się po świecie wiadomość o tym, co stało się w Smoleńsku prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama przed rozpoczęciem obrad szczytu nuklearnego w Waszyngtonie długo mówił o solidarności jego państwa i całego świata z Polakami i poprosił o minutę milczenia. Prezydent USA i wielu polityków europejskich tak się w tej minucie zatopiło, że jakoś do Polski od dłuższego czasu przyjechać nie mogą. Pogrążeni w kontemplacyjnej zadumie prawdopodobnie nie zauważyli, że islandzki wulkan już w zasadzie przestał dymić. Od katastrofy ta minuta ciszy przemieniła się w godzinę, godzina w dzień, dzień w tydzień, tydzień w miesiąc. Sądząc po polityce Stanów Zjednoczonych wobec Polski można już być pewnym, że jeszcze długo potrwa ta cisza.

Tydzień po katastrofie prezydenckiego samolotu w sobotę o godz. 8.56, w całym kraju zawyły syreny alarmowe. Biły także kościelne dzwony. Ludzie zatrzymywali się na ulicach. Ludzka rozpacz potęgowana dźwiękiem syren i dzwonów mieszała się z ciszą ludzkiej zadumy. Przekonani, że oto na nowo stajemy wobec tragicznej minuty, dopiero później dowiedzieliśmy się się, że nasze przeżycia dotyczyły innego czasu. Żeby to pojąć, musieliśmy długo czekać. Dopiero dociekliwość osób, których poruszyła smoleńska tragedia, pozwoliła poznać prawdę i uświadomić, że prezydencki samolot rozbił się znacznie wcześniej, niż mówiły oficjalne komunikaty. Ktoś nas zwyczajnie próbował zrobić w swoją ciszę.

Zaraz po rozbiciu się tupolewa znaleźli się tacy, którym zaczęła ciążyć cisza naszych władz. Zaczęli domagać się odpowiedzi na niepokojące ich pytania związane ze smoleńska tragedią. Na ten nielicujący z powagą sytuacji krok, na ten akt obywatelskiej niecierpliwości odpowiedział marszałek Bronisław Komorowski. Pytany o to, czy starannie przeszukano miejsce smoleńskiej katastrofy, czy zebrano wszystkie rzeczy ofiar, zaczął nawoływać do zachowania umiaru w tworzeniu atmosfery, że oto gdzieś znaleziono kawałek ubrania.

Zresztą, przedstawiciele naszych władz apelowali o zachowanie ciszy nie tylko do zwykłych obywateli. Marszałek Stefan Niesiołowski przestrzegał Jarosława Kaczyńskiego przed używaniem języka konfrontacyjnego, przed wypowiadaniem się na tematy publiczne. Zachęcał go do pewnego rodzaju ciszy mówiąc: Kto go upoważnił do kontynuacji misji ofiar tragedii? (…) J.Kaczyński nie może mówić, że jest depozytariuszem misji wszystkich ofiar tragedii. To jest przywłaszczanie sobie testamentu politycznego ofiar tragedii. Obawiam się, że Jarosław. Kaczyński będzie grał tą tragedią, to źle wróży kampanii wyborczej. Kiedy myślę o tym apelu, to mam mętlik w głowie. Czasami wydaje się mi, że rzeczywistość jest nie do ogarnięcia. Raz nasi dobrodzieje, opiekunowie narodu mówią, że Jarosław Kaczyński powinien milczeć, ale zaraz krzyczą, że się ukrywa, że nic nie mówi. Niby chcą, a nie chcą – ot zagadka.

Rządowy projekt zachowania obywatelskiej ciszy aktywnie wspierają niektórzy posłowie i senatorowie. Na kwietniowym posiedzeniu sejmowej komisji obrony narodowej minister Bogdan Klich i prokurator generalny Andrzej Seremet przedstawili informację dotyczącą smoleńskiej tragedii. Jednak potem na wniosek Izabeli Sierakowskiej zrezygnowano z zadawania im pytań na ten temat. Wielu senatorów bardziej interesuje los KRRiT niż los prezydenta RP i towarzyszącej mu delegacji na uroczystości upamiętniające mord katyński. Na ostatnim posiedzeniu Senatu PiS złożył dwa wnioski w sprawie porządku obrad: o zdjęcie punktu dotyczącego sprawozdania z działalności KRRiT w 2009 roku i wprowadzenie informacji rządu na temat katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Wnioski zostały odrzucone głosami senatorów PO. 

O ciszę apelują również artyści, naukowcy. Mają już dosyć narodowego trenu, tych wszytkich płaczów, lamentów, żalów, frasunków, tego załamywania rąk, którego świadkami byliśmy w ostatnim czasie. Profesor Hubert Orłowski w rozmowie z Michałem Kokotem, wypowiadając się w kontekście ostatnich tragicznych wydarzeń powiedział: Polacy mają skłonność, by natarczywie okazywać światu swoje historyczne rany, żądając uznania, nadużywając współczucia. Powinni wiedzieć, że współczesne dramaty, katastrofy naturalne, klęski głodu i rzezie przejmują ludzi bardziej niż stare cierpienia. Jeśli się żąda ciągłego pochylania nad tragicznymi kartami polskiej historii, wówczas inni się pochylają, dla świętego spokoju i nie całkiem szczerze - niczym nad krajem specjalnej troski.

PO, żeby uwiarygodnić swoje ostatnie umiłowanie ciszy, zamknęło na jakiś czas w puszce Pandory Janusza Palikota. Jednak chyba wieczko puszki zostało zamknięte na niby, bo Palikot znowu z niej wyskoczył, próbując powalić na ziemię swoich przeciwników politycznych serią wielce obrzydliwych pytań. Jak zwykle w swoim stylu zaczął strzelać ślepakami. Na poważnie tych jego ostrzeliwań i prób postrzeleń nikt nie bierze . No ale huku jednak przy tym trochę narobi – i chyba o to im chodzi. 

Moda na ciszę, która zapanowała w Polsce ma wiele zalet. Świadczyć może o tym chociażby to, że dzięki niej poseł PO Mirosław Drzewiecki, jeden z bohaterów afery hazardowej, został członkiem komisji kultury fizycznej, sportu i turystyki. – Będzie robił to, na czym się dobrze zna – przekonuje jej wiceszefowi, Beata Bublewicz z PO. Kiedy usłyszałem te słowa, przyznam szczerze, że ciarki przeszły mi po plecach.

Mam przekonanie, że nakaz milczenia, ciszy stał się w naszym państwie prawem. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że ci, którzy chcą głośno mówić o katastrofie smoleńskiej są na swój sposób karani za złamanie tak obecnie pożądanej przez nasze władze ciszy? Jaki wymiar może mieć ta kara, mogła ostatnio przekonać się Ewa Stankiewicz, reżyserka filmu dokumentalnego „Solidarni 2010”.

Stare przysłowie mówi: mowa jest srebrem, milczenie złotem. Czasami jednak nabiera ono innego znaczenia: mowa jest złotem, milczenie hańbą. Powinniśmy o tym pamiętać.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (37)

Inne tematy w dziale Polityka