Od długiego czasu jestem świadkiem często powtarzającej się krytyki Polaków jako spadkobierców idei romantycznych. W naszym przywiązaniu do romantyzmu widzi się źródło narodowych klęsk, ale i narodowej głupoty. Przez wiele lat, jak i teraz, próbuje się przeciąć pępowinę łączącą naród z romantyczną tradycją.
Pojawiające się tu i ówdzie głosy mówiące, że romantyzm jest przekleństwem Polaków nie są czymś nowym. Mają swoje źródło chociażby w pozytywistycznych programach politycznych, społecznych, literackich. Paradoksalnie jednak pozytywizm, mimo swojego uwielbienia dla realizmu, ze swoimi hasłami pracy u podstaw, pracy organicznej, ze swoim agnostycyzmem, ewolucjonizmem romantyczny nie przestał być. Świadczyć może o tym chociażby wiele nowel H. Sienkiewicza, B. Prusa czy E. Orzeszkowej.
W oparach Gombrowicza
Rozprawa z romantyzmem tak na dobre zaczęła się w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Hetmanem koronnym wiodącym polskie społeczeństwo na bój z romantyzmem był wówczas Witold Gombrowicz, a jego najpotężniejszą armatą, z której próbował ostrzeliwać romantyków stał się ”Trans-Atlantyk”. W odczuciu tego pisarza Polacy, mając przekonanie o swojej wyjątkowości, apoteozując pojęcie narodu, dają wyraz swojej ciemnoty. Jego zdaniem, naród polski jest tworem, który nigdy w pełni się nie wykształcił, to coś w rodzaju pokracznej istoty. I dopóki nie zrzuci z siebie płaszcza romantyka, nie stanie się w pełni uformowanym narodem. W jego przekonaniu polskość jest pełna szaleństwa, tragizmu, masochizmu. Jest w niej uwielbienie dla własnej męki, skłonność do wyolbrzymiania różnych problemów, do dramatyzowania.
Zdaniem autora „Ferdydurke” przynależenie do narodu polskiego to niezwykle trudne doświadczenie dla człowieka, bo naród ten każe ciągle się poświęcać i składać siebie w ofierze na ołtarzu ojczyzny. Wybujały romantyczny indywidualizm, który tkwi w Polakach jak drzazga, w jego przekonaniu, sprawia, że Polacy nie potrafią wspólnie działać, nie umieją wspólnie realizować wielkich przedsięwzięć. Katalog grzechów narodowych, z których w „Trans-Atlantyku” W. Gombrowicz każe się nam spowiadać, jest przeogromny: pod warstwą grzeczności kryjemy nieufność, podejrzliwość, nasza otwartość na świat, nasza gościnność są mitem, ciągle zmieniamy poglądy, a w zasadzie brakuje nam jasnych poglądów, co świadczy o naszym krętactwie, braku odwagi w wypowiadaniu myśli.
Nie dość tego: jesteśmy ciągle rozemocjonowani. Gombrowicz pisze, że wieść o wojnie wśród rodaków, z którymi przebywał w Argentynie, spowodowała jeden wielki zamęt. Wszyscy nagle zaczynają pędzić gdzieś, ale nie wiedzą dokąd, po co. Jeden biegnie w jedną, drugi w drugą stronę, powstaje ogólne zamieszanie. W zachowaniu Polaków, których przedstawia W. Gombrowicz, nie ma porządku, namysłu. Wszyscy są gotowi od razu iść na ofiarny stos i wszyscy biegną do kościoła na modły, prosić o zmiłowanie Pańskie, żeby Bóg wziął Polaków w obronę. Co więcej, z „Trans-Atlantyku” dowiadujemy się, że lepiej trzymać się cudzoziemców niż rodaków, bo cechami naszymi są: obmawianie, donoszenie, oskarżanie innych. Mało tego, ciągle gryziemy się między sobą i potrafimy skutecznie zagryźć. Wszystko u nas opiera się na układach. Tu załatwia się sprawy jedynie dzięki znajomościom. W. Gombrowicz, po postawieniu diagnozy narodowi polskiemu, wszystko, co na nią się złożyło, nazwał romantyzmem, no i tak zostało.
Polacy, poszukując własnej tożsamości, często odnoszą się do romantyzmu. W tym działaniu jedni próbują z narodu ściągnąć płaszcz Konrada, inni próbują się nim opatulić. Trzeba przyznać, że Gombrowicz dzieci jego myśli napłodził co niemiara. Jego dziedzicami byli niektórzy twórcy polskiej szkoły filmowej, tacy jak chociażby Andrzej Wajda (np. „Lotna”, „Popiół i diament”, „Popioły”, „Kanał”). Do czeredki tej można zapisać budowniczych PRL-u, ich spadkobierców, ale i wielu współczesnych koryfeuszy naszej kultury, którzy za wszelką cenę chcą nas przekonać, że romantyzm (zazwyczaj utożsamiają go z mesjanizmem) to nasza śmiertelna choroba narodowa.
Romantyzm – odrodzenie człowieka
A romantyzm był formacją myślową otwartą na świat jak żadna inna przed nią. Przezwyciężył normatywność, skostniałość sztuki oświecenia, nadał wartość człowiekowi jako jednostce z jej życiem emocjonalnym. Dostrzegł, że człowiek rozwija się nie tylko przez ćwiczenie rozumu, ale przez serce, stąd częste wykorzystywanie w tekstach romantycznych motywu miłości. Romantyczni kochankowie, jak wielu błędnie sądzi, nie byli z założenia ludźmi, którzy szukali nieszczęścia, jeśli już ktoś szukał, to bohaterowie sentymentalni, ale nie romantycy. Miłość romantyczna była nieszczęśliwa, bo z natury taka musiała być. Jej motyw służył zdemaskowaniu istoty życia społecznego, przeciwko któremu romantyzm występował. Romantycy występowali przeciwko kamiennym ludziom, marionetkom, osobom przywiązanym wyłącznie do sfery materialnej.
Twórcy romantyczni dążyli nie tylko do zdemokratyzowania sztuki, ale i stosunków społecznych, stąd ich rewolucyjna postawa i chęć przebudowy świata, w którym ludzie są sobie równi. Romantycy postawili na piedestale wartość, jaką jest wolność. Sztuka romantyczna nadała nowe znaczenie sztuce ludowej, zmieniła sposób patrzenia człowieka na naturę. Dzięki romantykom odkryto nowe wymiary świata. Świat został poszerzony o wymiar duchowy. I w związku z tym zmieniły się perspektywy jego oglądu – ważny stał się świat wewnętrzny człowieka. Romantyzm na nowo docenił człowieka "idącego", podróżującego, człowieka – pielgrzyma i wyznaczył nowe drogi podróżowania, chociażby podróż w głąb człowieka, w głąb historii, w głąb kultury. Romantyzm dostarczył ludziom nowych narzędzi poznania – przypomniał, że poznanie rozumowe nie jest jedynym sposobem poznawania świata i człowieka. Teksty romantyczne stały się dziełami otwartymi, które zmuszały do wysiłku myślowego, zaangażowania czytelniczego i kusiły nastrojowością, regionalizmem. Już choćby tylko zasługi dla zachowania dorobku folkloru, jakie miał romantyzm, wystarczyłyby, by głosić jego pochwałę.
Walorem romantyzmu jest jego filozofia człowieka, życia ludzkiego, kształtowana często w powiązaniu z Biblią. Choć w jakimś stopniu zrywał z tradycją, to jednak od niej się nie odwrócił, czego dowodem może być czerpanie przez romantyzm różnych rozwiązań ze sztuki antycznej, ze średniowiecza. Ideologia romantyczna stała się podwaliną nowych państw. To dzięki niej w XIX w. niektóre nacje uzyskały na nowo samodzielny byt państwowy.
Meandry mesjanizmu
To, co działa na wrogów romantyzmu jak czerwona płachta na byka, to romantyzm polityczny. Osobliwa formacja kulturowa, która nigdzie nie wystąpiła poza kulturą Polską. Zrodził się po powstaniu listopadowym. Powstał z potrzeby przezwyciężenia poczucia klęski narodowej, dramatu narodowego. Przeciwnicy polskiego romantyzmu naigrywają się z niego, pomijając cały kontekst społeczno-polityczny, w którym się tworzył. A jaki to był kontekst? Przerażający: stłumienie zrywu powstańczego, ogrom ofiar w ludziach, wielka emigracja elit twórczych, zsyłki na Syberię, konfiskaty majątków, „potępieńcze swary”, represje cenzury carskiej. Naród stanął wobec cierpienia, które mogło mieć dwojaki charakter: niszczący albo konsolidujący. Trzeba było je pomieścić w narodowym doświadczeniu, odnaleźć jego sens i ten sens znaleziono w myśli mesjanistycznej, która ostatecznie nie pozwoliła Polakom pogrążyć się w rezygnacji, rozpaczy, która stała się źródłem scalenia i wyznaczyła bieg narodowego trudu w walce z wrogiem. Mesjanizm wyrósł nie ze skłonności do cierpienia, jakichś upodobań do bólu i przeżywania tragedii. Został przez Polaków przyswojony w poczuciu własnej wartości, inności, wiary chrześcijańskiej. Był opowiedzeniem się po stronie dobra i służby Bożej. Był aktem zaufania Bogu, świadectwem przekonania, że w dziejach świata tkwi sens. Był wyborem drogi życia opartej na nauce Chrystusa, a jednocześnie odrzuceniem drogi zemsty, zbrodni. Nic więc dziwnego, że Adam Mickiewicz bohaterami cz. III „Dziadów” uczynił dwie antagonistyczne postaci: Konrada i ks. Piotra. Uznał, że warunkiem poznania i życia wartościowego jest doskonałość moralna, osiągana przez samowyrzeczenia i znoszenie cierpienia. Tego rodzaju życie staje się źródłem poznania „prawdy żywej”. Ten, kto ją pozna, staje się mędrcem, człowiekiem wybranym. I powinien ją wcielać w życie w walce ze złem. W tego rodzaju patrzeniu na ludzkie życie nie ma nic szalonego, nic z obłędu, czego należałoby się wstydzić. To akt wiary. Dlaczego więc są tacy, którzy widzą w tym sposobie życia akt narodowej głupoty? Doprawdy nie wiem.
W cz. III „Dziadów,” wychodząc z ewangelicznej historii, Adam Mickiewicz staje po stronie człowieka skrzywdzonego, pohańbionego, po stronie tego, z którego inni szydzą, nad którym się pastwią. Staje i mówi jak Chrystus, że taki człowiek jest człowiekiem wybranym, że taki naród jest narodem wybranym. Jednocześnie dokonuje znakomitego studium tyranii, a w „Ustępie” staje się autorem świetnej analizy istoty carskiej Rosji. Dlaczego naród polski jest narodem wybranym? Rozwiniętą odpowiedź na to pytanie nasz romantyczny wieszcz przedstawia w „Panu Tadeuszu”, w którym przedstawia dwie Polski: starą i nową. Ta pierwsza pozwala określić przyczyny klęsk, które spadają na naród. Ta druga pozwala zrozumieć, jak naród powinien trwać, jaki mit urzeczywistniać. W projekcie nowej Polski, która jest zawarta w „Panu Tadeuszu”, nie ma niczego z tego, co przedstawia Witold Gombrowicz w „Trans-Atlantyku”. Jest natomiast nakaz wspólnego przezwyciężenia partykularyzmu, podziałów narodowych, nakaz wspólnego wysiłku, rozsądku, rozwagi, mądrej, zaplanowanej walki, nakaz otwarcia się człowieka na innych i świat. Szerzej o tym pisałem w tekście „My z Soplicowa”.
Wobec współczesności
Krytycy polskiego romantyzmu, mesjanizmu, sadząc po tym, co mu za zarzucają, dokonują swoistej kontaminacji poglądów: Adama Mickiewicza mylą z Juliuszem Słowackim, a Juliusza Słowackiego z Adamem Mickiewiczem. Słowa: Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei/ i przed narodem niosą oświaty kaganiec;/A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,/jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec, to słowa z „Testamentu mojego” Juliusza Słowackiego. Idea ofiary całkowitej w walce, tyrtejskiego czynu, walki w duchu bohaterów broniących przejścia przez wąwóz termopilski jest ideą Juliusza Słowackiego, którą przeciwstawia poeta myśli autora III cz. „Dziadów”. Czy to idea niedorzeczna, ośmieszająca nas? Czy to przekonanie, które przyniosło nam tylko same klęski? Czy jego przyjęcie świadczy o naszej narodowej głupocie? Dla tych, którzy chcieliby wytrzeć z naszej świadomości narodowej romantyczny patriotyzm, ta idea jest pewnie niedorzeczna, śmieszna, "głupia". Założę się jednak, że jej krytycy jednocześnie z zachwytem czytają „Iliadę”, nie potępiają Leonidasa i jego spartańskich towarzyszy. Z zapartym tchem oglądają amerykańskie czy radzieckie filmy wojenne, w których wyrażona jest pochwała ofiarnictwa i zawarty jest podziw dla heroicznego bohaterstwa.
Czym należy tłumaczyć niechęć wielu współczesnych Polaków do tradycji romantycznej? Chyba tym, że przez długi czas, zwłaszcza w PRL-u próbowano od niej odciąć się, widząc w niej źródło, z którego mogą się wylęgnąć idee niepodległościowe, myśli, które mogłyby pokrzyżować plany komunistów wszczepienia narodowi polskiemu nowej świadomości. Biorąc pod uwagę niedawne wypowiedzi naszych luminarzy kultury, na temat romantycznej tradycji, wypowiadane w kontekście smoleńskiej tragedii, słysząc że romantyzm pachnie dla nich starzyzną, naftaliną, można powiedzieć, że ta operacja komunistom częściowo się udała.
"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński
Moje fotografie
https://www.deviantart.com/arte22/gallery
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka