Na obrzeżach średniowiecznych map świata, tam gdzie zaczynała się ziemia nieznana, często były napisy: „tam mieszkają smoki”, a zatem jakaś część wiedzy o ziemi była w wiekach średnich jedynie sprawą wyobraźni, fantazji, przypuszczeń. Wydaje się, że w naszych czasach takich map już nie ma. Prawie każde miejsce na ziemi zostało zbadane i dokładnie opisane. Ale czy naprawdę ich nie ma? Kiedy przyglądam się naszej polityce wschodniej, naszym związkom z Polonią mieszkającą na Litwie, na Białorusi, na Ukrainie, mam nieodparte wrażenie, że mapy te istnieją, z tym że nie mają fizycznego charakteru, a mentalny. Są one w nas, w naszym społeczeństwie.
Fascynujemy się rozgrywkami piłkarskimi w lidze hiszpańskiej, nie możemy doczekać się informacji o tym, kto zastąpi Megan Fox w "Transformersach", z wypiekami na twarzy czytamy, że małżeństwo Ronana Keatinga z grupy „Boyzone” zakończyło się skandalem po tym, jak wokalista został wyrzucony z domu przez żonę Yvonne z powodu zdrady, której się dopuścił, ale nie zaglądamy prawie wcale na „wschodnią stronę myśli.” To, co dzieje się za naszą wschodnia granicą, jest dla wielu z nas nieznane i nieodgadnione. Dla wielu z nas „tam mieszkają smoki.”
Biorąc pod uwagę niezwykle trudną sytuację naszych rodaków żyjących na Wschodzie i naszą „wschodnią mapę myśli”, można powiedzieć, że oto nastąpił swoisty akt zdrady i osamotnienia. Jak wielkie jest osamotnienie naszej Polonii na Wschodzie, mogłem przekonać się, oglądając niedawno reportaż, którego bohaterem była młodzież ucząca się w jednym z wileńskich polskich gimnazjów. Niezwykle mądrzy, wrażliwi młodzi ludzie mówili o ich dramatycznym doświadczeniu bycia Polakiem na Litwie. To bycie bardzo często zamyka im drogę do kariery, do ustabilizowanego życia. Wiąże się z odczuciem bycia gorszym, bo jak wynikało z wypowiedzi uczniów polskość w świadomości Litwinów ma taki sam wymiar jak niekiedy u nas w świadomości mieszczucha czyjeś pochodzenie ze wsi. Mimo to są dumni z tego, kim są, nie ukrywają tego i tęsknią, bardzo tęsknią za Macierzą. A Ona? Ona często milczy i na ich tęsknotę nie odpowiada. Młodzi wileńscy gimnazjaliści mówili o tym, jak z zazdrością patrzą na Rosjan mieszkających na Litwie, do których przyjeżdżają z koncertami, przedstawieniami, wykładami, prelekcjami, promocjami swoich książek rosyjscy artyści. Z Polski natomiast ludzie kultury przyjeżdżają rzadko. A przecież taki przyjazd jest nie tylko okazją do przeżyć estetycznych - może dać poczucie dumy z tego, że jest się Polakiem.
Na Kresach podejmowany jest heroiczny wysiłek o to, by istniejące na nich ślady polskości nie zostały zadeptane. Niestety, wydaje się, że Polska w tym trudzie nie uczestniczy tak, jak należałoby. Trzeba rozumieć dziejowe zmiany, czasami z nimi się pogodzić. Myślę, że każdy z nas z zapartym tchem śledził wolnościowe dążenia Litwinów, Białorusinów, Ukraińców i jak najlepiej życzył tym narodom, wszak każdy powinien być sobą u siebie. Gdy jednak dzieje się krzywda naszym bliskim, gdy dąży się do tego, by wyzbyli się swojej tożsamości, nie powinniśmy w imię poprawności politycznej milczeć.
Bo czy można milczeć, gdy Polacy mieszkający na Litwie są karani za posługiwanie się językiem polskim? Niedawno litewska Państwowa Inspekcja Językowa wymierzyła pierwsze grzywny z tego powodu. Czy można milczeć, gdy Polacy na Litwie nie mogą posługiwać się polską pisownią swoich nazwisk? Czy z pokorą trzeba przyjmować fakt, że państwo litewskie nie chce swoim obywatelom polskiego pochodzenia zwracać ich majątków znacjonalizowanych w czasie władzy sowieckiej? Przykładem takiej sytuacji jest historia Czesława Tomaszewicza z Czarnego Boru w rejonie wileńskim, który od 20 lat walczy o odzyskanie zagrabionej przez Sowietów ojcowizny. Jego starania trwają prawie tyle, ile istnieje niepodległa i demokratyczna Republika Litewska.
Najwyższy czas, abyśmy naszą „wschodnią mapę myśli” zapisywali nie tylko wspomnieniami okrutnych lat, które panowały na Kresach. Ta mapa powinna zapełnić się opowieściami o współczesnych Polakach, którzy swoim życiem przyczyniają się do rozwoju ojczyzn, których są obywatelami, ale którzy jednocześnie nie wyrzekają się swojej polskości i ją kształtują. Niech tam „nie mieszkają smoki”, bo jeśli tak będzie, to za jakiś czas słowo „polonia” będzie młodym ludziom kojarzyć się jedynie z klubem sportowym „Polonia-Warszawa.”
"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński
Moje fotografie
https://www.deviantart.com/arte22/gallery
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka