Artur Lewczuk Artur Lewczuk
753
BLOG

Czego Rosjanie dowiedzieli się ostatnio o Polakach?

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 10

O smoleńskiej katastrofie mówi się najczęściej w związku z jej przyczynami. Dosyć często w odniesieniu do niej rozważa się szanse polepszenia relacji polsko-rosyjskich. Stała się ona też okazją do refleksji ma temat stanu naszych sił zbrojnych, a zwłaszcza systemu szkolenia polskich pilotów. Mówiąc o katastrofie smoleńskiej, zwraca się uwagę na przebieg prac rosyjskiej komisji śledczej. Niekiedy w kontekście smoleńskiego dramatu dokonuje się próby uogólnienia związanego z funkcjonowaniem rosyjskiego państwa. Kilka wcześniejszych zagadnień jej dotyczących zeszło już jednak na dalszy plan. Prawie wcale nie wspomina się ofiar. Po niedawnych atakach na Jana Pospieszalskiego, Ewę Stankiewicz, wywołanych zrealizowanym przez nich filmem „Solidarni 2010”, przestano dyskutować o wymiarze psychologicznym, moralnym doświadczeń zwykłych obywateli przeżywających śmierć 96 pasażerów TU-154M.

Całkiem umknął nam jeszcze jeden problem wynikający z dramatu smoleńskiego: kestia dotycząca tego, czego mogli dowiedzieć się o Polakach Rosjanie na podstawie zachowań polskiego rządu wobec tragedii smoleńskiej oraz na podstawie reakcji polskiego społeczeństwa na to wszystko, co działo się w naszym kraju po rozbiciu się samolotu. Wydaje się, że Rosjanie dowiedzieli się sporo i już z tej wiedzy korzystają. 

Wobec historii 

Sądzę, że Rosjanie, zanim jeszcze doszło do katastrofy, spostrzegli, że Polacy różnią się między sobą w pojmowaniu wartości moralnych, własnej historii oraz obowiązków wobec pamięci o tych, którzy oddali życie za ojczyznę.

5 marca 1940 roku na wniosek ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ławrientija Berii Biuro Polityczne Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) - najwyższej władzy ZSRR - podjęło decyzję o zamordowaniu 14730 polskich jeńców przebywających w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku. W wyniku tej decyzji zabito również 7300 Polaków zamkniętych w więzieniach NKWD. Dokonano wielkiej zbrodni, o której jawnie zaczęto mówić dopiero po wielu latach milczenia. Wydawać się może, że jej ocena jest jednoznaczna, ale nie jest.

Dla wielu Rosjan zbrodnia katyńska to, co prawda haniebny, ale tylko wybryk jakiejś zdegenerowanej grupy enkawudzistów, którzy wzięli odwet na Polakach za ich rzekome zbrodnie dokonane na rosyjskich jeńcach wojennych z 1920 roku. I nic więcej. W każdym bądź razie ich zdaniem to nie było ludobójstwo. Niestety, ta wstrząsająca ocena mordu katyńskiego znalazła zwolenników także i u nas. Część polskich polityków, takich jak chociażby wicemarszałek Stefan Niesiołowski, przekonywała, że Katyń to była zbrodnia wojenna, ale nie ludobójstwo. Rosjanie pojęli, że Polacy to naród o dualistycznej świadomości. Odwołując się do twórczości Sofoklesa, można powiedzieć, że część z nas ma świadomość Antygony, a część świadomość Ismeny. Premier Putin dostrzegając to, zrobił wiele, żeby "Ismena" zaczęła widzieć w nim przyjaciela, gotowego do skruchy. Ten rozziew ocen, niejednoznaczność osądu mordu katyńskiego był dla Rosjan czymś, co w jakimś stopniu pozwalało usprawiedliwić ich dotychczasową opieszałość i niechęć w wyjaśnieniu wszystkich okoliczności związanych z zabiciem polskich oficerów i ukaraniu sprawców tego mordu. 

Przed katastrofą 

Rosjanie, obserwując niedawne wydarzenia w naszym kraju, przekonali się także, że zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, którą należy stosować w odniesieniu do racji stanu, u nas nie obowiązuje. Możemy różnić się zasadniczo, możemy kłócić się, a nawet nie lubić, ale w sprawach wagi najwyższej musimy występować wspólnie, solidarnie. Musimy świadczyć, że potrafimy siebie wspierać i że stanowimy jedną siłę, z którą trzeba się liczyć. Niestety, świadectwa tego nie daliśmy. Można sobie wyobrazić, jaki demoniczny chichot rozlegał się w komnatach kremlowskich, kiedy okazało się, że Polacy ze zrozumieniem i wdzięcznością przyjęli zaproszenie premiera Władimira Putnia skierowane do premiera Donalda Tuska na uroczystości upamiętniające 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Ten chichot Rosjan zapewne przemienił się w rechot, kiedy zobaczyli, że wielu Polaków nie rozumie, dlaczego do Katynia miałby jechać prezydent Lech Kaczyński (niezaproszony przez Putina). Doszło do sytuacji, której nie można było pomieścić w głowie: oto na groby naszych bliskich zapraszają nas ci, którzy powinni stać przed nami ze spuszczonymi głowami i jednocześnie mówią: „Ty możesz przyjechać, ale jego nie chcemy.” Poczucie godności narodowej w obliczu nieodkłamanej zbrodni, poczucie patriotyczne nakazywało tylko jedno rozwiązanie: kurtuazyjnie podziękować za zaproszenie i odpowiedzieć, że w uroczystościach wezmą udział premier i prezydent RP. Nie mogło być inaczej. Groby ojców powinny łączyć synów. Tak powinno być, ale tak się nie stało. 

Rosja zobaczyła, że może bezkarnie dawać Polsce prztyczki w nos. Próbą sprawdzenia tego w jakimś stopniu był przebieg katyńskiej uroczystości: premier Putin nie przeprosił nas, nie prosił o wybaczenie za mord katyński. A konferencja prasowa obu premierów była zorganizowana tak, że w przekazie telewizyjnym praktycznie nie było słychać pytań zadawanych im przez dziennikarzy ani ich odpowiedzi. Trudno sobie wyobrazić, żeby w czasie tego rodzaju spotkania problemy techniczne wystąpiły przypadkowo. Co więcej premier Putin swoje wystąpienie na konferencji zaczął od omówienia spraw gospodarczych, skoncentrował się na problemie związanym z dostawą gazu do Polski. Jakby chciał dać znak, że przeszłość przeszłością, ale najważniejsze, żebyśmy robili ze sobą dobre geszefty. Rosjan interesowało głównie to, żeby odbył się rytuał pojednania, który oni zainicjowali. Co znamienne odprawili go tak, by ci, którzy jemu się przyglądali, mieli wrażenie, że i my powinniśmy prosić Rosjan o przebaczenie.

Równolegle do tych wydarzeń, jak Polska długa i szeroka, toczyła się kuriozalna dyskusja na temat tego, czy prezydent Lech Kaczyński powinien uczestniczyć w uroczystościach rocznicowych upamiętniających mord katyński. Przedstawiciele niektórych ośrodków opiniotwórczych przekonywali, że taka wizyta byłaby niestosowna. Rosjanom w to graj. Pojęli, że obniżenie przez nich rangi wizyty prezydenta RP w Katyniu nie będzie odebrane przez wielu Polaków jako coś uwłaczającego Polsce, jako dyshonor. – „Chce przylecieć, niech przylatuje, ale niech nie liczy na to, że przywitamy go wylewnie.” 

Nieodwzajemniona miłość 

Mimo wielu prztyczków w nos, które dostajemy od Rosji, część Polaków jest ślepo w Rosji zakochana. Są podobni do żony, którą mąż okłada z byle powodu, której każe to czy tamto, której zabrania tego czy owego, a ona i tak go będzie kochać i będzie okazywać wdzięczność, za to np., że ten łaskawie pozwoli jej wyczyścić jego buty. Wygląda na to, że są Polacy, którzy są w Rosji zakochani po uszy i złego słowa na jej temat nie dadzą powiedzieć, bo przecież ona nie jest taka, jak mówią o niej źli ludzie. Ona jest dobra. Ona jest inna, niż sądzą ci, którzy jej nie rozumieją. Ona jest duszoszczypatielna. Ci, którzy raz za razem ślą petycje, odezwy „Do przyjaciół Moskali” tylko czekają, żeby ich przygarnęła, przytuliła, żeby spojrzała na nas łaskawym okiem. Marzą o tym, żeby Rosja w końcu schwytała Polskę w objęcia, poklepała i powiedziała: Och, ty mordo moja! No, już dobrze, ale żeby to mi było ostatni raz! 

Wobec żałoby narodowej 

Rosjanie mogli też zobaczyć, że część elity intelektualnej Polski zwyczajnie nie lubi swojego narodu. Charakter uroczystości pogrzebowych, sposób przeżywania przez polskie społeczeństwo tragedii katyńskiej w niektórych naszych artystach, pisarzach, dziennikarzach wywołały niesmak, oburzenie. Zaczęli śmiać się z polskiego paradygmatu romantycznego. W demonstrowaniu przez ludzi przejętych dramatem smoleńskim widzieli przesadę, oznakę histerii. Niektórych z nas uczynili nekrofilami. Wszem i wobec ogłaszali jak to ta Polska jest zacofana i głupia. Rosjanie mogą być zatem pewni, że ze strony części polskiej inteligencji nic jej nie zagraża, że są tacy w naszym społeczeństwie, którzy bardzo chętnie widzieliby naszą ojczyznę odpolonizowaną i jednocześnie zeuropeizowaną. 

Dochodzenie w sprawie katastrofy 

Wydarzenia po katastrofie, przyzwolenie polskiego rządu na to, by to Rosjanie przejęli dochodzenie w sprawie rozbicia się polskiego samolotu, by stali się depozytariuszami ciał pasażerów, szczątków samolotu, by to oni określali tempo i zakres wyjaśniania przyczyn smoleńskiego dramatu, być może było w zamierzeniu polskiego rządu gestem zaufania, chęci zmiany stosunków Polski z Rosją. Dla Rosjan jednak dzięki temu stało się jasne, że Polska nie umie, a może nawet nie chce upominać się o swoje prawa. Nie zrobi wszystkiego, co w jej mocy, by wywiązać się ze swoich powinności wobec swoich obywateli.I nie w tym rzecz, czy akty prawne dawały szansę na przejęcie śledztwa, rzecz w tym, czy nasz rząd chociaż podjął próbę stania się główną stroną mającą ustalić, dlaczego doszło do rozbicia się polskiego samolotu na terytorium Rosji. 

W czasie trwania prac związanych z przeszukiwaniem terenu katastrofy dowiedzieliśmy się z wypowiedzi naszych urzędników, że teren został bardzo dokładnie zbadany. Minister zdrowia Ewa Kopacz mówiła w Sejmie o zbadaniu przez Rosjan całego miejsca katastrofy na głębokość ponad jednego metra i skrupulatnym zebraniu wszystkich rzeczy należących do pasażerów i wszystkich szczątków samolotu. Okazało się, że jest inaczej. Do dzisiaj można znaleźć na miejscu katastrofy przedmioty z rozbitego TU-154M.

Nieotrzymanie przez polskich prokuratorów jednego z podstawowych dowodów w śledztwie – wyników obdukcji ofiar, problemy z uzyskaniem przez Polskę oryginalnych zapisów z czarnych skrzynek, protokołów z przesłuchań i zdjęć, zabieranie przez funkcjonariuszy FSB dziennikarzom materiałów w postaci nagrań, notatek zrobionych na miejscu katastrofy, skandaliczne opóźnianie przez funkcjonariuszy rosyjskich konwoju z Jarosławem Kaczyńskim, mnożenie przez Rosjan różnych wersji przyczyn katastrofy, które sprowadzały się do obarczenia winą Polaków, tajemnicza wymiana oświetlenia na lotnisku w Smoleńsku i wiele innych zdarzeń nie przeszkodziły naszym władzom w zapewnianiu nas, że Rosjanie robią wszystko, co tylko możliwe, żeby ustalić przyczyny rozbicia się naszego samolotu. Do tej pory władze jednej i drugiej strony milczą na temat przebiegu akcji ratowniczej. Do tej pory nie wiemy, dlaczego została ona podjęta dopiero po kilkunastu minutach i dlaczego nie wysłano karetek pogotowia.

Te fakty przekonały Rosjan, że polski rząd jest gotowy nie powiedzieć całej prawdy związanej z okolicznościami przebiegu badania przyczyn katastrofy, że jest gotowy zgodzić się na działania Rosjan, które będą tylko dla nich korzystne. Rosjanie pojęli, że Polska w pewnych sprawach jest gotowa być niema.  Głos Polski w odniesieniu do polityki zagranicznej Rosji, który był do niedawna często głosem krytyki, napomnienia, ostrzeżenia podejmowanego w imię prawdy, głosem wzywającym do poszanowania przez władze rosyjskie praw innych narodów, stał się słaby i ledwo słyszalny. W tym kontekście bardzo wyraźnie widać, jak wielką tragedią była śmierć członków polskiej delegacji na uroczystości katyńskie, jak ogromną stratą w wymiarze nie tylko ludzkim, ale i politycznym była śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 

Pogrzeb 

Szczupłość udziału delegacji zagranicznych na pogrzebie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony Marii Kaczyńskiej, zamienienie przez prezydenta Baracka Obamę obecności na uroczystościach pogrzebowych w Krakowie na grę w golfa pozwoliło Rosjanom zobaczyć, że przyjaciół takich jakMicheil Saakaszwili mamy niewielu.

Reakcje Rosjan 

O tym że Rosjanie potrafią szybko wyciągać wnioski ze zmieniającej się rzeczywistości, może świadczyć ton artykułu w rosyjskiej gazecie „Kommiersant”, który poświęcono przyczynom rozbicia się polskiego samolotu. Ton ten świadczy, że jeszcze tak niedawno spektakularnie okazywane nam wyrazy współczucia ustąpiły ostrej krytyce polskich pilotów. W artykule w sposób zdecydowany wyraża się przekonanie, że główną przyczyną katastrofy smoleńskiej były błędy popełnione przez załogę naszego samolotu, które spowodowały  jego lot nurkowy tuż nad lotniskiem. Z tekstu można się dowiedzieć, że rosyjski kontroler próbował jeszcze ratować samolot, krzycząc do pilotów, by wyrównali samolot do położenia horyzontalnego, ale załoga nie posłuchała go. „Była zajęta wizualnym poszukiwaniem ziemi i nikogo już nie słyszała. Lotnicy opamiętali się dopiero, gdy zobaczyli przed sobą brzozę. Było już jednak za późno."

W podobnym tonie wypowiedziała się na konferencji prasowej Tatiana Anodina, przewodnicząca Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (tzw. MAK-u, instytucji, która w Rosji oraz krajach byłego ZSRR zajmuje się badaniem przyczyn katastrof lotniczych w oparciu o zasady prawa międzynarodowego). Uznała, że istotny wpływ na rozbicie się naszego tupolewa mogły mieć osoby trzecie, które znajdowały się w jego kokpicie. W ciąg dającej się znowu zauważyć krytyki Polski wpisuje się także "Niezawisimaja Gazieta" informująca w piątek, że dziadek premiera Donalda Tuska - Józef Tusk, był wśród ochotników, którzy w latach II wojny światowej zaciągnęli się do Wehrmachtu i SS.

Wiedza, którą ostatnio zdobyli Rosjanie na nasz temat, pozwala im myśleć, że „na Zachodzie bez zmian”. Uwierzywszy w to Rosjanie chyba zaczęli zdejmować maskę, która prawdopodobnie przez ostatnie tygodnie strasznie ich uwierała.

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka