Artur Lewczuk Artur Lewczuk
92
BLOG

Wolna amerykanka

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 1

No i stało się. PiS zszedł z ringu, więc PO teraz zaczęła dosyć komicznie podskakiwać, biegać między linami, bijąc w powietrze i krzycząc: „Dajcie nam go!” Partia Jarosława Kaczyńskiego postanowiła wyjść ze zwarcia, wydostać się z klinczu uznając, że lepiej porzucić boksowanie i zająć się czymś pożytecznym.


Ufam, że zrobiła to z zamiarem pochylenia się nad prawdziwymi problemami naszego kraju, z zamiarem ich rzetelnego rozpoznania, z postanowieniem projektowania działań usprawniających funkcjonowanie państwa. Wierzę, że tak będzie, tym bardziej że tyle czasu straciła na udowadnianie, że nie jest wielbłądem, „odkłamywanie” kłamstw. Co zrzuciła z siebie jakąś kupkę błota, którą ją oblepiano, zaraz nowa na nią spadała. Trzeba przyznać, że PO pod tym względem zachowywała się, z punktu widzenia tej partii, mądrze – nie pozwalała przeciwnikowi dojść do siebie, nie dawała złapać oddechu. Okładała PiS jak tylko mogła, robiąc wszystko, żeby przeciwnik stracił z oczu rzeczywistość, żeby był nieustannie pochłonięty walką i nic poza nią nie widział.

Technika zasadniczych ciosów w warunkach walki może się zmieniać, w zależności od indywidualnych właściwości boksera, rodzaju działań i sytuacji przeciwnika, tempa walki, zadań taktycznych itp. W związku z tym powstaje różnorodność ciosów.

W tej walce PiS od początku bijatyki, do której prowokowała PO, przyjął złą taktykę. Starał się odpowiadać na zaczepki, stosując tę samą technikę co członkowie i zwolennicy miłościwie nam panującej partii. Jako że w jej stosowaniu był jednak nieporadny, został dotkliwie poturbowany.
Bronią zaczepną PO były ciosy sierpowe lewopalikotowe. To szyderczo - prześmiewcze uderzenia; błazenada, która miała PiS wyprowadzić z równowagi. Wyczerpywały one przeciwnika, a jednocześnie trudno było im przeciwdziałać. Sporo czasu minęło, zanim PiS zorientował się, że najlepszą odpowiedzią na te uderzenia jest wzruszenie ramion, odwrócenie się plecami. No bo jak można zareagować na faceta, który staje na postumencie zrobionym z kartek papieru, który biega z pistoletem zabawką, wymachuje wibratorem, a potem na ulicy raczy się wódeczką i ciągle miele słowa tak, że powstaje z nich co najwyżej jakaś obrzydliwa papka? Żeby wygrać z kimś takim, trzeba mieć w swoim repertuarze cios sierpowy wojewódzki, a najlepiej sierpowy wojewódzki w połączeniu z ciosem sierpowym figurskim. Jatka przy użyciu takich ciosów z pewnością wywołałaby podziw ze strony dużej części widowni, która od życia oczekuje głównie zabawnego widowiska. PiS jednak z samej swojej istoty na użycie takich ciosów nie mógł sobie pozwolić.

Uderzenia sierpowe lewopalikotowe były wyprowadzane przez PO właśnie z myślą o aplauzie ze strony tej części naszego społeczeństwa, która jest żywo zainteresowana, hecą, kupą. Już w czasie słynnej debaty Tusk-Kaczyński spin doktorzy PO zorientowali się, że mogą one być mocne i mogą powalić przeciwnika. „Mądrość” PO polegała na tym, że sierpowy lewopalikotowy nie był nadużywany. Prawie po każdym jego zastosowaniu pojawiało się zapewnienie ze strony PO, że już nigdy więcej go nie użyje. Czasami nawet próbowano przekonywać masy, że jeśli jeszcze raz sierpowy lewopalikotowy dotknie PiS, to ręka, która go wyprowadziła, zostanie odcięta. Oczywiście nikt rozsądny tych zapewnień nie brał poważnie. Wkrótce przecież okazywało się, że była to zmyłka, zrobiona tylko po to, żeby kolejny sierpowy lewopalikotowy mógł być silniejszy, bo wyprowadzony z zaskoczenia. PiS próbował odpowiadać na sierpowego lewopalikotowego sierpowym prawokurskim. Jednak ten cios często chybiał celu albo celu nie dochodził , bowiem niestety więcej w nim było przywiązania do formy niż do treści. Poza tym tak naprawdę był dość łagodny, bo opierał się na technice „ależ, pani Moniko, tak nie można”.

PO dobrze wiedziała, że jednym rodzajem ciosu walki nie wygra się. Dlatego też używała ciosu sierpowego prawoniesiołowskiego. O ile sierpowy lewopalikotowy miał robić wrażenie na tych, którzy są pokroju Edka z „Tanga” Sławomira Mrożka, to sierpowy prawoniesiołowski był wyprowadzany, by zauroczyć tych, którzy zaliczają siebie do „europejskiej inteligencji”. Niekiedy sierpowy prawoniesiołowski był zmieniany na sierpowego prawobartoszewskiego. Jakby nie patrzeć, prawy to cios profesorki. Żeby go opanować, należy stosować jak najwięcej przymiotników, najlepiej przymiotników nacechowanych emocjonalnie i, broń Boże, nie używać argumentów ani dowodów. Używanie tego ciosu w zasadzie polega na zarzucaniu przeciwnika obraźliwymi określeniami w formie giełkotu. W tym przypadku PiS próbował odpowiadać sierpowym lewocymańskim, ale i ten cios był nieskuteczny, bo opierał się zazwyczaj na technice: „Zaraz, zaraz, poczekajmy, to nie tak”.

PO, żeby nie wyjść w odczuciu części widowni na jakiegoś opryszka, starało się też stosować ciosy proste. W zadawaniu ciosów prostych PO używało najczęściej dwóch technik. Pierwsza to technika „Muchy”, druga to technika „Kopacz”. Obie mają cechy wspólne, ale i cechy je różnicujące. To co je łączy, to dążenie do oszołomienia przeciwnika; z tym że technika „Muchy” prowadzi do oszołomienia przez urodę, spokój, wyważenie, zagadkowy uśmiech Natomiast technika „Kopacz” obezwładnia przez niespotykaną ruchliwość, emocjonalność, stosowanie zdań wielokrotnie złożonych, budowanie labiryntowych komunikatów, w których nawet Tezeusz mógłby się zagubić. W tym względzie PiS raczej dawał sobie radę, ponieważ skutecznie bronił się, chociażby przy użyciu gardy typu „Poncyliusz”.

Trzeci rodzaj ciosów, które PO stosowała w walce z PiS, to ciosy z dołu. Były one równie powalające jak sierpowy lewopalikotowy, bo zadawane przez tych, którzy formalnie nie należą do PO. To przeważnie ci, którzy byli kiedyś pupilkami PRL-u, uczestniczyli w budowie rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego, a teraz nadal chcą uchodzić za elitę intelektualną kraju. To przeważnie damscy bokserzy, którzy pragną być dla innych alfę i omegę w sprawach moralnych, a swoją moralność okazują poprzez gardzenie tymi, którzy myślą inaczej niż oni.
Na czym polega technika zadawania ciosów z dołu? Obowiązują tu dwie techniki. Pierwsza polega na tym, że sadza się takiego intelektualistę-boksera w studiu telewizyjnym (najlepiej jakby miał na sobie marynarkę, trampki), po czym ten rozwala się na kanapie, zakłada nogę na nogę i ględząc robi sobie żarty z nazwiska przeciwnika, jego wyglądu, sposobu wysławiania się, towarzyskiego faux pas. Mówi, że przeciwnik robi mu straszny obciach, bo kiedy jest, dajmy na to na jakimś festiwalu filmowym i spotyka się ze swoimi francuskimi, niemieckimi przyjaciółmi, to musi czerwienić się, wysłuchując słów w rodzaju: „Co tam u was w tej Polsce się wyprawia?”
Druga technika sprowadza się do udzielania wywiadów dla zagranicznych gazet, w których to uderza się w szloch, w spazmatycznym intymnym wyznaniu mówi się o tym, jak to źle jest w tej Polsce: szerzy się nacjonalizm, rodzi się totalitaryzm, rozpełza się na wszystkie strony obrzydliwa polska homofobia i zaczyna wyłazić z nor antysemityzm.
W obronie przed ciosami z dołu PiS też nie miał większych szans, a to dlatego że inteligencja to warstwa zazwyczaj lękliwa, której spora część staje zawsze po stronie tych, którzy sprawują władzę.

Określeniem pozycja bokserska oznaczamy wyjściową pozycję bojową, z której bokser, będąc równocześnie w stałej gotowości bojowej, może w każdym momencie rozpocząć akcję, wcielać w czyn swoje plany i uprzedzać zamierzenia przeciwnika. W ten sposób pozycja bokserska jest, w rzeczywistości, uniwersalną bojową pozycją wyjściową, stosowaną zarówno przy zaczepnych, jak i obronnych działaniach.

PiS w walce z PO był w opałach także ze względu na przyjętą pozycję walki. Donald Tusk był raczej za pierwszą linią walki i tylko od czasu do czasu wychodził przed nią, żeby zaraz skryć się za szeregiem swojej gwardii, natomiast Jarosław Kaczyński był prawie cały czas na czele swoich sił głównych. Nic więc dziwnego, że o ile Donald Tusk stosunkowo mało otrzymywał ciosów, o tyle Jarosław Kaczyński raz po raz był trafiany.

Nie wszystko w boksie zależy od samych zawodników. Istotne jest to, jak walkę pokazuje się, jak się ją komentuje. PO sprzyjało dobre „ustawienie” kamer. Ci, którzy obserwowali rzeczywistość, zadawalając się przekazem telewizyjnym czy radiowym, informacje dotyczące PiS-u mogli odbierać przeważnie w formie burleski, tragifarsy, pastiszu. Z kolei informacje dotyczące PO zazwyczaj przyswajali w formie eposu bohaterskiego, powieści tendencyjnej, peanu, hymnu, ewentualnie w formie tragedii bądź westernu, w których czarnym bohaterem był PiS – burzyciel albo złoczyńca.

Na szczęście, wielu kibiców zna się na sporcie, więc kiedy walka jest prowadzona nieuczciwie, a werdykt jest niesprawiedliwy, potrafią się zbuntować i krzyknąć: „Sędzia kalosz!”, a czasami nawet wedrzeć się na ring. POwinniście o tym pamiętać.

 

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka