Kiedy przysłuchuję się politycznym „dyskusjom”, przeglądam komentarze na forach internetowych, nabieram przekonania, że na naszych oczach umiera sztuka rozmowy.
„Jednomyślność jest rzeczą bardzo nudną w rozmowie”
(Michel de Montaigne)
Coraz rzadziej tworzy się ją na podwalinach szacunku dla rozmówcy, na fundamencie poczucia, że jest on wartością naczelną. Coraz rzadziej pojmuje się ją jako spotkanie, które może służyć poznaniu drugiego człowieka, a przez to samego siebie, i świata. Odkrywanie prawdy w rozmowie przestaje być czymś ważnym. Dla wielu osób nie ma nic pociągającego w możliwości wspólnego rozwiązania problemów poprzez rozmowę. Nasze rozmowy raczej dzielą, niż łączą. Dla wielu rozmowa służy przede wszystkim zadaniu komuś bólu, ośmieszeniu kogoś, odstraszeniu innych od kogoś. Pomniejszanie w rozmowach wartości tych, którzy myślą inaczej niż „ja”, jest na porządku dziennym. Kiedy rozmówca zostanie w rozmowie rozbity w pył, kiedy zostanie zmieszany z błotem, kiedy rozegra się akt obnażenia jego „nieuctwa”, kiedy obrzuci się go obelgami, wtedy zazwyczaj następuje etap budowania własnego pomnika niezwykłości i chwały - tak często bywa.
W tym, jak rozmawiamy, jest odbicie naszych twarzy, jest odbicie współczesnej Polski. Niestety, twarz ta nie jest twarzą, która zachwyca. To często twarz pełna nienawiści, agresji, twarz bez uśmiechu, to często twarz szydercy, prześmiewcy. Smutne jest to, że tę „gębę” próbują usilnie narzucić Polakom ci, którzy należą do „elit politycznych”, do „elit kulturalnych”, czego przykładami mogą być Stefan Niesiołowski czy Kazimierz Kutz.
Kiedy myślę o tym, jak rozmawiamy, jak siebie traktujemy, kim dla siebie staliśmy się, kiedy widzę, jak pęka na pół nasz naród, mnożą się mi przed oczami sceny z filmu Jerzego Kawalerowicza „Pociąg”. Wydaje się mi, że w filmie tym, który powstał w 1959 roku, jest wiele z naszej współczesności, jest wiele z nas. Jego rama to odjazd i przyjazd pociągu. Wszystko, co mieści się w tej ramie, tworzy wielką metaforę dzisiejszego czasu.
„Przykrość pewnych rozmów polega na tym, że rozmówca mówi zbyt głośno, aby jego opinie mogły nas uśpić”
(George Bernard Shaw)
W pociągu jest tłoczno, ciągle słychać gwar, nawoływania, krzyki. Ciągle ktoś przepycha się, naciska na innych. Tu niechętnie ustępuje się miejsca innym ludziom, tu nikt na nikogo nie zważa. Najważniejsze jest, by jak najszybciej usiąść, zająć jak najbardziej wygodne miejsce.
Gdy pociąg rozpoczyna swój bieg, zaczyna rozlegać się monotonny stukot kół. Będzie on trwał przez całą podróż. To symbol charakteru życia pasażerów – schematyczności ich egzystencji. Pasażerowie pociągu zdają się nie dostrzegać niczego, co jest poza nim. Nie patrzą na zewnątrz. Świat zewnętrzny, widziany przez nich, jawi się im jako zamazane tło z zaledwie zarysowanymi konturami.
Podróżni są zajęci przede wszystkim sobą. Daleko im do myślenia, wnikliwej obserwacji tego, co ich otacza. W pewnym stopniu chcą być z innymi, ale tak naprawdę tylko po to, by przejrzeć się w drugim człowieku jak w lustrze, które pokaże ich niezwykłe piękno. Potrafią długo mówić o tym, co im się przydarzyło, opowiadać o swoich przygodach, w których wykazali się przebiegłością, odwagą, z przejęciem mówią o swoich doznaniach, ale gdy przychodzi im słuchać innych, zaczyna gasnąć zapał w ich oczach, przestają być zainteresowani rozmową.
„Nic tak nie rozbudza lenistwa, jak jałowe rozmowy”
(Lew Tołstoj)
Ludzie w pociągu nieustannie mówią, wagon wypełnia się ich słowami, które zlewają się w zgiełk. Sprawiają wrażenie, jakby bali się ciszy, bycia sam na sam ze sobą. Ich rozmowy dotyczą tego, co błahe, wypełniają się słowami bez znaczenia. Jerzy – bohater, wokół którego rozgrywa się akcja – stojąc na korytarzu pociągu, patrząc w okno, przysłuchuje się jednej z tego rodzaju rozmów. Za oknem widzi kłęby dymu rozpadające się na pojedyncze chmurki, które szybko znikają. Przypominają one „kłęby” wypowiadanych przez podróżnych słów - tak samo jak dym ulotnych, krótkotrwałych i bezwartościowych. Potem, zwracając się do Marty, z którą podróżuje w jednym przedziale, powie: „Pleciemy głupstwa dla zabicia czasu jak podróżni w pociągu”.
Nie ma lustra, które by lepiej odbijało człowieka niż jego słowa
(Juan Luis Vives)
Podróżni to ludzie narzucający się nieustannie innym: młodzieniec, który podąża za Martą, wsiadając za nią do pociągu, chce ją nakłonić do powrotu i wspólnego życia, ale nie potrafi jej nic zaoferować, umie tylko żądać. W swojej argumentacji jest żałosny, pragnie przekonać ją, by została z nim mówiąc, że przez dwa tygodnie znajomości było im „dobrze”.
Egzystencja pasażerów jest oczekiwaniem na coś niezwykłego, chcieliby, by była wyjątkowa, ale jednocześnie nie chcą ponosić trudu związanego z realizacją własnych pragnień. Są gotowi na upokorzenia, są skłonni do konformizmu, kłamstwa, aby w łatwy sposób zdobyć to, co wydaje się im wartościowe. Przykładem tego staje się młody mężczyzna, który próbując grać na ludzkiej litości upokarza się przed Martą. Odgrywa rolę nieszczęśliwego kochanka, ale więcej, w tym, co czyni, jest błazenady, oszustwa, sztampy niż prawdy – wielokrotnie w czasie podróży mówi, że popełni samobójstwo, nie biorąc na poważnie wypowiadanych przez siebie słów.
[...] odniosła wrażenie [...] że dali jej odczuć, a było to odczucie arcyniemiłe, iż nigdy, przenigdy nie należy mówić, co się myśli
(Wirginia Woolf Orlando)
Podróżni są ukazani jako postacie, które ciągle grają jakieś role i zazwyczaj czynią to nieudolnie. Brakuje im autentyczności i siły, by je udźwignąć w takim zakresie, do jakiego nimi są zobowiązani: prokurator ćwiczy wystąpienie w sądzie, głosząc pochwałę cnoty i honoru, lecz ten strażnik moralności sam nie jest moralny - do żony odnosi się opryskliwie i lekceważąco. Młody ksiądz próbuje dostroić się do postawy kontemplacyjnej proboszcza, ale to mu jednak nie wychodzi. Poza kilkoma schematycznymi zdaniami ujętymi w wyuczone formuły tak naprawdę nie ma nic do powiedzenia. Niby powinien służyć radą innym, którzy wspominają o swoich problemach, ale on sam wydaje się bardziej bezradny i zagubiony niż ci, z którymi rozmawia. Jeden z podróżnych zakłada biret zastanawiając się, jakby wypadł w roli księdza, co wzbudza powszechny śmiech, i nie ma w tym nic dziwnego, bo prawość i wiara są czymś obcym w świecie pasażerów pociągu. Wszyscy wiedzą, że być „księdzem” można tylko na niby, że zasady etyczne są nieobecne we współczesnym świecie.
Źródeł swoich nieszczęść bohaterowie „Pociągu” upatrują w innych – prokurator, kiedy kładzie się spać, mówi do żony: „Z tobą nawet porozmawiać się nie da”, a przecież sam jest oschły i nieczuły.
Podróżni boją się otwarcia na innych oraz szczerości, czego przykładem stają się marynarz i dziewczyna. Oboje potrzebują siebie, daje się w nich dostrzec to, że nie są sobie obojętni, ale przez całą podróż nie zamienią ze sobą słowa, choć siedzą naprzeciwko siebie. Stracą tym samym bezpowrotnie szansę na urzeczywistnienie marzeń.
Wydaje się, że większość z pasażerów pociągu to osoby pogrążone w swoistym letargu. Ukazuje to scena poszukiwania człowieka podejrzanego o dokonanie morderstwa, który znajduje się wśród nich. Milicjant szukający go, otwiera kolejno drzwi przedziałów, zapala na moment światło, odsłaniając to, co dzieje się w środku. Widzi śpiących ludzi, przykrytych płaszczami, młode osoby bawiące się beztrosko (wydaje się, że nic ich nie interesuje, oprócz ciągłej trywialnej zabawy). Starsze panie, uczestniczące w pielgrzymce, pogrążone są w swoim świecie modlitw. Wszyscy oni protestują, gdy ktoś zakłóca ich błogi stan „podróży”, i zamykają zaraz drzwi. To ujęcie w filmie Kawalerowicza zasługuje na szczególną uwagę, bowiem ukazuje w sposób symboliczny, w jak różny, a zarazem taki sam sposób ludzie przemierzają przestrzeń życia.
Słowa są czynami, a czyny rodzajem słów
(Ralph W. Emmerson)
Kiedy pociąg się zatrzymuje i pasażerowie spostrzegają uciekającego mężczyznę, od razu wydają na niego wyrok, widząc w nim bezwzględnego mordercę. Bezmyślnie kierując się zwierzęcym instynktem, rzucają się w pogoń za nim, by go osaczyć i wymierzyć mu karę. Goniąc uciekającego, próbują go ukamienować. Gdy uderzeniem kamienia zostanie powalony na ziemię i stanie się bezbronny, dopiero wtedy rzucą się na niego, kopiąc go, okładając go pięściami. To, co czynią, jest rodzajem rozgrzeszenia samych siebie z własnych win. Myślą, że tak postępując, dowiodą swojej szczególnej wartości, odwagi i szlachetności. Jednak tak naprawdę stają się podobni do swojej ofiary. W imię moralności potrafią zaszczuć człowieka i go sponiewierać. Scena próby samosądu rozgrywa się w symbolicznej przestrzeni – na cmentarzu. Jest ona znakiem nieobecności w życiu bohaterów sacrum, miłosierdzia.
Ich dusze stanowią cmentarzysko uczuć. Pasażerowie pociągu uświadamiają sobie tę prawdę, gdy przychodzi chwila opamiętania się – wówczas rodzi się w nich wstyd, poczucie życia okrytego hańbą. Wyrazem tego jest plan ogólny, który pojawia się po scenie cmentarnej – przedstawia on obraz pustej, rozległej równiny.
Film kończy scena przedstawiająca pusty pociąg – nieubłaganie przypominający, że kiedyś wszyscy wysiądziemy z niego, ale czy uśmiechnięci, spokojni, w poczuciu dobrego życia? Warto o tym pomyśleć, zanim kogoś będziemy chcieli ukamienować plotką, pomówieniem, zanim kogoś niesprawiedliwie ocenimy, chcąc zrekompensować swoje resentymenty. Warto prawdziwie rozmawiać, pragnąć szczerej, mądrej rozmowy, jak chleba naszego powszedniego.
"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński
Moje fotografie
https://www.deviantart.com/arte22/gallery
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka