W ramach modnego ostatnio "odkłamywania kłamstw smoleńskich" (a przy okazji również walki z "mową nienawiści"), czołowy fizyk-chemik III RP Krzysztof Łoziński tytułuje swoje ostatnie wypociny "Kiedy rozum śpi, budzą się pisiory" i z góry zaznacza, że nie będzie przekonywał tych "zaczadzonych PiSem", tylko spróbuje uratować "skołowanych".Całkiem słusznie i naukowo, bo "zaczadzonych PiSem" tak prymitywna propaganda na pewno nie ruszy, cała nadzieja więc w tych drugich!
Na tapetę bierze nasz kamikadze dwie smoleńskie konferencje, żeby wykpić każdego naukowca, któremu przyszło do głowy stanąć po stronie szukających prawdy i wyjaśnienia. Wszyscy bez względu na pozycję naukową i doświadczenie zostają wrzuceni do jednego wora i nazwani "pisowskim wiecem" oraz "Orwellowskim seansem nienawiści". Uuuuuu, grubo pojechał!
"Eksperci powinni też być niezależni od stron sporu" - edukuje skołowanych hipokryta.
"Niezależny" geniusz z portalu Stefana Bratkowskiego najwyrazniej główne zlecenie dostał na Marię i Wiesława Biniendów - to oni poddani są drobiazgowej inwigilacji, łącznie z rodzajem płatków śniadaniowych. W celu deprecjonowania i ośmieszania pracy naukowca z Ohio, autor posuwa się do starych, dobrze znanych metod - jego samego nazywając nauczycielem budownictwa lądowego w college'u, a prace filmikami animowanymi w grafice komputerowej. "Dla NASA wykonywał jedynie mało istotne prace zlecone, jak i tysiące innych inżynierów i naukowców z całego świata".Ciekawe, czy władze uczelni, konsorcjum Boeninga i NASA wiedzą, że Binienda się "podszywa", a w rzeczywistości jest "specem od od wiaduktów, nasypów i przydrożnych rowów"? Na marginesie - NASA niezle płaci Biniendzie za te "prace zlecone", może dr Lasek mógłby się do nich zgłosić? Tysiące naukowców dało radę, to czemu nie on? To takie proste zawstydzić profesora z Akron! A Łozińskiemu mimo wszystko zalecam korzystanie z wikipedii i innych pożytecznych zródeł.
Dla pozostającego pod wrażeniem symulacji Anodiny, domorosłego fizyka równie ważny jest "wirtualny trotyl" i "kłamczuchy z "Rzepy". Fachowiec od "naukowej metodyki" tak kręci w temacie trotylowej chemii, że na mój gust skołowani będą jeszcze bardziej skołowani. Brzmi to szczególnie groteskowo w kontekście oświadczenia NWP. Pytanie tylko, czy ktoś doceni wysiłki pana naukowca? A z drugiej strony, coś chyba musi być na rzeczy, skoro Łoziński tak się poci.... Może właśnie mamy się upajać propagandową "metodyką", a o próbki nie pytać? BTW - co się z nimi dzieje?
Coś wyraznie śmierdzi również wokół nitów, bo Łoziński na pomoc wzywa nawet kozy spod Krakowa:
"Wiesław Binienda twierdził, że dowodem na wybuch są „wyrwane nity”, które wręcz „wystrzeliły” i „latały po samolocie jak pociski”. Po pierwsze wyrwane nity są dowodem na wybuch tyle samo wartym co fakt, że trzy dni wcześniej pod Krakowem pasiono kozy. Przy takim walnięciu w ziemię, z taką prędkością, wszystko ma prawo być wyrwane, nie tylko nity. Poza tym, nit to nie korek od szampana i nie „wystrzeliwuje”. To jest naiwne wyobrażenie o działaniu ciśnienia wybuchu, tak samo jak rzekome „charakterystyczne wygięcie blach”. Każdy, kto choćby jak ja, przechodził w wojsku szkolenie saperskie, wie, że fala wybuchu trotylu ma gigantyczną prędkość i tnie metal jak nożem. No i jeszcze te nity „latające po samolocie”. Panie Binienda, chyba się panu pomyliły kierunki. Skoro w samolocie był wybuch, to „wyrwane nity” powinny polecieć na zewnątrz, a nie do środka."
Kolejny fragment - Łoziński w wersji załamanej :
"Można się załamać, ręce opadają z rozpaczy z szelestem, że człowiek tytułujący się fizykiem plecie takie bzdury. Rejestrator TAWS odnotowuje (według Nowaczyka) nacisk podwozia na sensor umieszczony między samolotem a podwoziem. Ten sensor to zwykły pstryczek-elektryczek, który pod naciskiem zamyka obwód prądu. Rzeczywiście podczas lądowania podwozie najpierw wisi pod samolotem, a gdy dotknie ziemi naciska na sensor. Pan „fizyk” jakoś nie zauważył, że gdy samolot znajdzie się w pozycji grzbietowej, to podwozie też naciska na sensor i zamyka obwód prądu. Podwozie w tej pozycji naciska na sensor swoim ciężarem, bo urządzenie nie przewiduje tego, że podwozie nie będzie pod samolotem wisieć, tylko znajdzie się nad nim i będzie na niego swoim ciężarem opadać. Rzekomy dowód pana Nowaczyka świadczy o czymś wręcz odwrotnym, niż on twierdzi. Potwierdza grzbietowe położenie samolotu. Zresztą potwierdza to cała masa innych faktów, a to, że wrak leżał do góry kołami, chyba wszyscy widzieliśmy nawet w telewizji."
A telewizja jak wiemy nadaje "całą prawdę całą dobę", zamknijmy więc na tym dyskusję, bo wizja latania samolotami gdzie pełno pstryczków - elektryczków lekko mnie przeraziła.
Tak na poważnie -nasuwa się pytanie: czy rozum Łozińskiego zasnął? Myślę, że wręcz przeciwnie - może zameldować wykonanie zadania.
PS Trudno powiedzieć, jaki był target ( wygląda na nauczanie początkowe), ale wszystkich skołowanych, którym Łoziński pokazał światełko w tunelu lub coś "odkłamał" uprzejmie proszę o zgłaszanie się.
Chociaż, czy nie jest przypadkiem tak, że ci, którzy kiedyś mieli wątpliwości co do symulacji Biniendy, dziś, czytając takie wpisy, mają pewność, że są jak najbardziej prawidłowe?
http://www.buchtelite.com/ua-lands-nasa-grant/
http://studioopinii.pl/krzysztof-lozinski-gdy-rozum-spi-budza-sie-pis-iory/
Inne tematy w dziale Polityka