wikipedia.org
wikipedia.org
LordLifur LordLifur
2629
BLOG

"Rok 1863 - Pożegnanie i Powitanie" Artura Grottgera

LordLifur LordLifur Kultura Obserwuj notkę 0
 
Jako obserwator sztuki-amator, być może wręcz ignorant, zauważyłem (i nie wyłącznie ja) niegdyś, że sztukę polską cechuje wtórność w stosunku do malarstwa europejskiego. Kiepsko jest też ze znajomością tej sztuki poza granicami kraju. Drugi fakt jest konsekwencją pierwszego, a nieliczne wyjątki jedynie potwierdzają regułę. Chyba tylko, co najmniej dobry zagraniczny historyk sztuki może popisać się wiedzą na temat malarstwa polskiego. Nie trzeba nawet szukać tak daleko. „Przeciętny” Polak poproszony o wymienienie polskiego malarza odpowie najczęściej – „Jan Matejko”. W przypadku człowieka wykazującego więcej dociekliwości usłyszymy może również nazwisko Wyspiańskiego oraz Witkiewicza. Obrazy polskich artystów, znane czy nieznane, niejednokrotnie zachwycają. Wartość wyznaczona przez symbolikę; wzbudzane w obserwatorze emocje; jest większa niż ta dyktowana przez rozpoznawalność w zagranicznych galeriach, czy cenę, którą osiągają podczas aukcji.
Błędem jest twierdzić (jak czynią, to niektórzy), że Artur Grottger nie brał udziału w Powstaniu Styczniowym. W tym celu udał się nawet do Lwowa w marcu 1863, aby stamtąd dołączyć do walczących powstańców. Brak udziału Grottgera w walkach i wnioski jakoby nie widział on Powstania się interpretowane à rebours. Co prawda notorycznie zły stan zdrowia nie pozwolił mu na udział w bitwach, jednak zaangażował się w organizację logistyki insurekcji. Później pomagał uciekającym z zaboru rosyjskiego powstańcom. Mógł widzieć liczne pożegnania powstańców z rodzinami; mógł odczuć atmosferę ludzkiego podniecenia, strachu. Mógł widzieć w ich oczach nadzieję i lęk, odwagę i zwątpienie. Słyszał niewątpliwie także opowieści, opisy walk z „pierwszej ręki”, tout court od samych powstańców. Powstaniem były nie tylko bitwy. Były nim głównie myśli, które pchały ludzi do działania, bo w końcu „własne tylko upodlenie ducha, nagina szyję wolnych do łańcucha” (Byron).
Poszczególne części dyptyku Grottgera budzą we mnie skrajne emocje. „Powitanie”, to jedynie ckliwy malunek (ukochany białogłowej powraca do domu bez ręki, upada na kolana, rzuca konfederatkę na ziemię – wprost opera mydlana); podczas gdy „Pożegnanie” jest już arcydziełem poezji. Dlatego skupię się na tym drugim. Ten wpisuje się w serię obrazów ukazujących wojenne pożegnania, jak „Pożegnanie lansjera 8 pułku” pędzla Jana Chełmońskiego; „Pożegnanie Marii i Wacława” Józefa Simmlera, czy „Pożegnanie hetmana Chodkiewicza z żoną” autorstwa Józefa Oleszkiewicza. W tej kategorii obraz Grottgera dzierży koronę najlepszego dzieła. Jest też jednym z najtrafniejszych symboli Powstania 1863 roku. Mnie „Pożeganie” Grottgera tkwi nieustannie w pamięci.
Co w obrazie. Kobieta stojąca na ganku i ubrana w ciemną suknię (ozdobiona tzw. „czarną biżuterią” – symbol podwójny: żałoby narodowej i ofiarności – kobiety złotą i srebrną biżuterię przekazywały na rzecz uzbrojenia powstańców) przypina pochylonemu mężczyźnie do czapki krakuski okrągłą biało-czerwoną kokardę insurekcyjną. On spogląda jej w oczy, szuka jej wzroku. Z nadzieją oczekuje tego ostatniego spojrzenia. Ona (dziewczyna z obrazu ma twarz Wandy Młodnickiej, wówczas jeszcze Monné – miłości życia autora), choć jak na swój młody wiek dojrzała, nie rozumie. Któżby zrozumiał? A raczej, która kobieta pogodziłaby się; bez cienia żalu, wzruszenia; z rozstaniem z ukochanym… być może już na zawsze. Powstrzymuje łzy. Spełnia rolę Polki-patriotki; jest symboliczną reprezentantką tych wszystkich matek, żon, które żegnały synów, mężów wybywających z domów by walczyć o wolność.
Nie wyczuwam w tej scenie spokoju. Raczej jest to cisza przed burzą. W głębi krakus idący w kierunku konia – niedługo wyruszą. Dalej żółknące liście drzewa przygotowującego się do nadchodzącej zimy. Winorośl oplatająca kolumnę ganku również usycha. Scenę zamykają ciemne chmury. Natura symbolizująca klęskę. Nadzieję widać jeszcze tylko w spojrzeniach tych dwojga; w myślach, które można usłyszeć patrząc na tę scenę.
Symbolika tego obrazu jest wieloraka. Wspomniany wcześniej symbol Polki-patriotki dbającej o „ognisko domowe”. Młody powstaniem symbolizujący hardość Polaków i wskazujący na to, że naród; choć często przez swoje błędy zniewolony; potrafi jeszcze gryźć i szarpać ciało wroga. On reprezentuje tych wszystkich mężczyzn, którzy gromili napastników Polski; którzy – nie tak jak nam współcześni – nie „(…) pragnęli, aby niepodległość kosztowała dwa grosze i dwie krople krwi” (Józef Piłsudski). „Ostatni” w końcu symbol, to lechickie pożegnania. Dumne lecz także wzruszające, które – jak napisał Waldemar Łysiak – „(…) tak chwytają za serca ludzi pamiętających, że kiedyś w Polsce pierwszorzędną cnotą był dubeltowy (rycerski i niewieści) honor”.
 
  Szakal
LordLifur
O mnie LordLifur

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura