Niedawno otrzymałem następujący mail:
Hi Lexblue (w oryginale moje imie)
I will not be able to finish my writing this week. Alice (w oryginale prawdziwe imię) had an echo this morning, and we found out that the foetus has a major malformation and the pregnancy will have to be interupted. I am not feeling up to comming to work, but if you need anything you can always contact me by e-mail.
Thank you for understanding,
Pierre (w oryginale prawdziwe imię mojego znajomego)
Pierre to mój były student z którym w tych dniach mieliśmy napisać artykuł. Jest Francuzem, ale ponieważ ja nie znam francuskiego korespondencja jest po angielsku (literówek nie poprawiałem). W mailu tłumaczy się, że nie może napisać artykułu na czas bo jego żona miała badanie USG i okazało się, że płód jest poważnie uszkodzony. W kolejnym mailu po dwóch tygodniach informuje, że miała aborcję.
Tyle fakty, a teraz szczegóły.
Para ta stara się o dziecko metodą in vitro. Przyczyną niepłodności są zrosty jajowodów u Alice. W jakiejś notce lub dyskusji, kiedy wspomniałem, że zrosty są główną przyczyną niepłodności u kobiet podniosła się wrzawa, że kobiety powinny bardziej dbać o siebie, nie dopuszczać do infekcji, nie łapać chorób wenerycznych, „cieknie im, a potem nie mogą mieć dziecka”, itp w podobnym tonie. W tym przypadku zrosty i stany pozapalne nie były spowodowane infekcją. Alice miała białaczkę i w czasie leczenia stosowano naświetlania okolic dróg rodnych; zrosty są po naświetlaniach.
Alice przeszła zabieg pobranie jajeczek bodajże 2 lub 3 lata temu. Procedura jest bardzo uciążliwa bo kobiety poddaje się dużym dawkom hormonów by więcej jajeczek dojrzało w tym samym czasie. Zwykle udaje się pobrać 5-6 jajeczek; 5 w przypadku Alice. Zapłodnienie dokonuje się oczywiście in vitro, ale z sukcesem tylko ok. 50%. W konkretnie omawianym przypadku były to 3 embriony. Ktoś by powiedział - trójka dzieci. Niby tak, ale różnica niemniej jednak jest; chociażby taka, że tego dziecka nie widać gołym okiem.
Na wszelki wypadek wyjaśniam, że pozbycie się niezapłodnionego jajeczka nie wiąże się z dylematami moralnymi na tej samej zasadzie jak nikt nie płacze nad jajeczkami usuwanymi z organizmu w trakcie menstruacji.
Najtrudniejsza w in vitro jest implantacja zarodków w ścianę macicy. Dokonuje się ją najczęściej 5 dni po zapłodnieniu; embrion ma wtedy średnicę 0.1-0.2 mm i składa się z ok. 200-300 komórek. Fachowo embrion na tym etapie nazywa się blastocystą. Na tym samym etapie dochodzi do implantacji zarodka przy naturalnym zajściu w ciąże. Dopiero po implantacji zarodka można powiedzieć, że kobieta jest w ciąży. Notka ta jest zilustrowana zdjęciem blastocysty.
Sukcesem kończy się około 60% implantacji, organizm kobiety odrzuca 40% zarodków. To oczywiście dużo, ale są to liczby zbliżone do naturalnych poronień; tzn. tych poronień o których kobieta często nie wie. Obecnie najczęściej implantuje się tylko jeden zarodek (pozostałe się zamraża) i tak też było w przypadku Alice i Pierra. Mitem jest zamrażanie jakiejś niebotycznej ilości zarodków i późniejsze ich niszczenie. Pary najczęściej chcą więcej niż jedno dziecko i na to idą zamrożone zarodki. Po prawidłowej implantacji, ryzyko ciąży jest takie samo jak „zwykłej” ciąży. Przygotowanie kobiety do pobrania jajeczek i implantacji zarodka nie jest sprawa banalną i wymaga ogromniej determinacji. Po implantacji podaje się matce przez 3 miesiące domięśniowe zastrzyki hormonalne. Pod koniec takiej terapii nie ma miejsca, które by nie bolało. In vitro jest poważną sprawą i nie można trywializować ani procedury ani tego co przechodzi matka.
W omawianym przypadku Alice i Pierra implantacja pierwszego zarodka okazała się niepowodzeniem. Druga próba (z odmrożonym zarodkiem numer 2) zakończyła się ciążą. Rodzice byli super szczęśliwi, ogłosili tą radosną wiadomość wszystkim znajomym i rodzinie. Niestety, Alice poroniła. Odmrożono więc trzeci i ostatni już zarodek. Alice ponownie zaszła w ciążę. Tym razem para była znacznie ostrożniejsza i nie rozgłaszała tej wiadomości. Ze znajomych chyba tylko ja wiedziałem. Ok. 3-go miesiąca ciąży Alice zrobiła USG. To pierwsze było prywatne bo rodzice byli spragnieni zobaczenia tego ukochanego i oczekiwanego dziecka i nie chcieli czekać kolejnego tygodnia lub dwóch na rutynowe badanie w klinice. Byli super szczęśliwi gdy pokazano im fajne i zdrowe dziecko. Tym większy był szok i tragedia kiedy powtórzyli badanie w klinice instrumentem o znacznie lepszej rozdzielczości. To własnie po tym badaniu dostałem maila cytowanego na początku. Dziecko miało poważnie uszkodzoną główkę – połowa mózgu była poza czaszką. Zwykle takie dzieci umierają i dochodzi do samoistnego poronienia. Czasami jednak – dziwnym przypadkiem natury – tak się nie dzieję i matka potrafi donosić ciąże. Tak uszkodzone dziecko nie jest w stanie żyć i umiera zaraz lub kilka dni po urodzeniu.
Pytanie co robić kiedy badania wykażą, że uszkodzenie płodu tak ciężkie, że uniemożliwiające samodzielne przeżycie po porodzie. Przestrzegam czytelnika przed pochopnymi ocenami. Uważa się, że dziecko zaczyna być zdolne do odczuwania bólu mniej wiecej od 27 dnia ciąży, kiedy powstają nerwy. Dziecko z wadą cierpi po urodzeniu; tym bardziej cierpi jak umiera; być może cierpi też jak się rozwija w macicy. Chodzenie w ciąży wiedząc, że dziecko umrze po urodzeniu jest niewyobrażalnym dla mnie cierpieniem także dla matki. W omawianym przypadku Alice i Pierre zdecydowali się na aborcję; tak dla dobra dziecka, jak i własnego.
Jak wspomniałem na początku Alice przechodziła serię naświetlań w czasie leczenia białaczki. Przy niepowodzeniach ciąży nr. 2 i uszkodzeniu płodu nr. 3 zaczęto brać po uwagę możliwość, że jajeczka Alice uległy uszkodzeniom w czasie naświetlań. Ale okazało się, że nie. Po szeregu testach genetycznych konkluzja jest taka, że jajeczka Alice są prawidłowe, bez żadnych wad DNA. Dlatego Alice i Pierre zdecydowali się kontynuować próby. W październiku Alice ma przejść drugi zabieg pobierania jajeczek. Para liczy ponownie na ok. 5-6 jajeczek i 3 zarodki na kolejne trzy próby zajścia w ciąże.
Inne tematy w dziale Rozmaitości