Mogłoby się wydawać, że ceny wynajęcia lokalu, sprzedaż usług lub towarów, reguluje niewidzialna ręka rynku i święte prawo własności. Strony dogadują się ile trzeba zapłacić i już. Na dobrą sprawę, jeśli umówię się z kimś, że coś mu sprzedam za 5 tysięcy, choć w podobnych przypadkach płaci się kilka razy więcej, to przecież co komu do tego? Jak ktoś chce tracić, niech traci. Otóż nie. Jeśli skutkiem transakcji będzie jakiś podatek, na przykład od dochodów osiąganych przez wynajmem kamienicy, sprawą powinna zainteresować się skarbówka. Bo zbyt niskie ceny stanowią podejrzenie, że główna część zapłaty idzie „pod stołem”, dzięki czemu jest „wolna” od podatku. Innymi słowy w takich razach mamy do czynienia z przestępstwem podatkowym.
Prezes NIK M. Banaś we wczorajszym oświadczeniu przyznał, że cena wynajmu odbiegała od normy: Ta niższa cena wzięła się stąd, że ta kamienica miała być kupiona na podstawie umowy przedwstępnej, i w finale później przy rozliczeniu, ta cena miała być wyrównana. Przy okazji prezes ujawnił w jaki sposób strony chciały oszukać fiskusa – różnica między ceną rynkową a kwotą ustaloną przy wynajmie, miała być wpisana do ceny sprzedaży. Podatek dochodowy to 18%, a jeśli można zastosować tzw. ryczałt, opłata będzie wynosiła 12,5% lub 8,5% w zależności od wysokości dochodu. Podatek od czynności cywilnoprawnych przy zakupie to 2% ceny mieszkania. Przy czym te 2% strony zapłaciły, jeśli cena kamienicy rzeczywiście została powiększona o owe brakujące koszty wynajmu.
Mamy więc kuriozalną sytuację – pan M. Banaś przyznał się publicznie jak „zoptymalizował” sobie podatek, a skarbówka siedzi cicho. Gdyby coś takiego zdarzyło się tobie drogi czytelniku, już zbierałbyś pieniądze na karę. I to pewnie niemałą. Ale nie od dziś wiadomo, że Jedno prawo dla nas, drugie prawo dla nich, jak śpiewał klasyk.
Inne tematy w dziale Gospodarka