Ilustracja przedstawia korespondencję zamieszczoną w „Szpilkach”.
Gdyby dziś istniały „Szpilki” i coś takiego zrobiły,
po 25 maja mogłyby spodziewać się wizyty kontrolera.
Za kilkanaście dni wejdą unijne przepisy dotyczące danych osobowych. RODO (Rozporządzenie o Ochronie Danych Osobowych) jest, od co najmniej miesiąca, straszakiem na wszystkiego rodzaju przedsiębiorców, firmy, stowarzyszenia, kościoły itd. Każdy, kto przetwarza dane osobowe musi postępować zgodnie z RODO. Rodzi to obawy, że taki przedsiębiorca zamiast produkować, co tam zwykle produkuje, zajmie się papierami i dokumentowaniem, że dane osobowe jego pracowników, klientów i kontrahentów są bezpieczne. Jednym słowem unijna biurokracja, inna wersja krzywizny banana czy uznawania marchewki za owoc.
Ale całość ma dość złowieszczy charakter, bo kontroler z GIODO, czy jak on tam się będzie nazywał po 25 maja, może narzucić karę do 20 milionów euro lub 4 procent obrotu firmy. Taka kara może oznaczać bankructwo firmy. Jest się czego bać.
Co prawda osoby odpowiedzialne nie potrafią na czas przygotować odpowiednich aktów prawnych (ustawy jeszcze nie ma), ale – według nieoficjalnych „przecieków” – już szykują się na to, że wkrótce w Polskę ruszą liczne kontrole. I należy się spodziewać dużych kar. Nie przewiduje się „okresu przejściowego”, ostrzeżeń, pouczeń itp. Kary pieniężne mają stanowić istotny zastrzyk do budżetu.
* * *
Środki, którymi dysponują instytucje finansowe są nieproporcjonalnie duże w stosunku do możliwości ich klientów. Od paru lat ich kafkowska władza jest nieco temperowana. Sprawa windykacji przeterminowanych długów, która urodziła się za rządów PO, dotknęła kilkadziesiąt tysięcy osób. Odwrót od praktyk ułatwiających błyskawiczną windykację rozpoczął się w grudniu 2014 roku i potem toczył się ze zmiennym szczęściem.
Do wzięcia pożyczki często wystarcza dziś dowód osobisty. Wciąż zdarza się, że jakaś firma lichwiarska daje pieniądze nie tej osobie, od której potem wymaga ich spłacania. Rozmaite „dowody osobiste” są do kupienia w darknecie od ręki. Na przykład takie ze zmienionym zdjęciem, ale z resztą danych odpowiadających jakiejś rzeczywistej osobie. Resztę łatwo sobie wyobrazić: wyłudzenie pożyczki, skierowanie sprawy do e-sądu, automatyczną windykację dzięki elektronicznemu zajęciu rachunku. Tłumacz się, że to nie ty.
W tej sytuacji wydaje się, że restrykcyjne przepisy RODO zwiększą nasze bezpieczeństwo. Bo firemka XYZ po zeskanowaniu dowodu swojego klienta może zostać nawiedzona przez pracownika GIODO i dostać bolesną karę administracyjną. Przedsiębiorstwo mające nasze dane, zostanie przymuszone do lepszych praktyk, skuteczniejszych zabezpieczeń, po to by kradzież naszej tożsamości była mniej prawdopodobna.
Ale tak naprawdę RODO nic nie zmieni w sytuacji, kiedy nasza tożsamość zostanie już skradziona. Przecież GIODO do oszusta na kontrolę nie przyjdzie.
Unijne przepisy dotyczą zasadniczo innych sytuacji. Takich gdzie mamy globalne zbiorów danych, których zarządcy powoli przejmują nad nami kontrolę. Dotyczą też nieuczciwych firm, które handlują naszymi danymi bez naszego pozwolenia, albo nękają nas telefonami, bo nasz dostawca energii elektrycznej akurat u nich wynajmuje usługę swojej infolinii.
* * *
Jeszcze w 2000 roku zgubienie dowodu oznaczało kłopot polegający na ponownym wyrobieniu dokumentu. To był jedyny kłopot. Wspominam ten rok, bo mojemu koledze właśnie wtedy skradziono portfel z pieniędzmi i dokumentami. Policja znalazła parę dni później portfel bez gotówki, ale dowód i prawo jazdy nie zginęły. Nie stanowiły łakomego kąska, widocznie dla złodziei były wtedy bezużyteczne. Dziś nie do pomyślenia.
Czy naprawdę tak trudno doprowadzić do sytuacji, gdy utrata naszych danych osobowych nie będzie stanowiła dla nas dużego ryzyka? Na razie to zadanie przekracza możliwości prawa na Polsce. RODO niewiele tu zmienia. Jeśli przepisy i praktyka pozostaną bez zmian, czeka nas tożsamościowy chaos. Wtedy historie, podobne do tej z filmu „System” (z S. Bullock), staną się powszechne.
Inne tematy w dziale Technologie