letni letni
532
BLOG

Kryptowaluty – patologia dzisiejszego świata

letni letni Bitcoin Obserwuj temat Obserwuj notkę 12
Kryptowaluty są już stałym elementem życia ekonomicznego świata. Są idealnym rozwiązaniem dla przestępców i finansowych spekulantów. Jeśli będziemy słuchać się tych ostatnich, uwierzymy, że kryptowaluty są niezwykle pożyteczne, choć na razie nie ma ku temu żadnych przesłanek.

Szum związany z kryptowalutami nieco już zelżał. Niestety stały się one stałym elementem życia ekonomicznego świata. Sam napisałem „niestety”, ale osobiście znam paru gorących orędowników tego rozwiązania.

Zacznę od uwagi: Różne kryptowaluty są różnie budowane, więc żeby przyjrzeć się szczegółom technicznym, skupię się na Bitcoinie – bodaj najważniejszej, a na pewno najbardziej znanej.

Ogólnie rzecz biorąc system kryptowalut składa się z dwóch części:

  • komputerowej maszynerii, która pełni rolę spisu, kto ile czego ma i kto ile komu przekazał,
  • miejsc w których dokonuje się wymiana: pieniądz kryptowalutowy (informacja)↔ pieniądz prawdziwy (złotówki, dolary itp.).

Apostołowie kryptowalut często skupiają się jedynie na pierwszej części, podkreślając, jak rozwiązania techniczne z pogranicza matematyki, technologii i programowania, zapewniają wyjątkową wyjątkowość całego systemu – bezpieczeństwo, niezależność od polityków, brak zagrożenia inflacją i tego podobne dyrdymałki. Aparat informatyczny zbudowany jest z kilku elementów składowych – funkcji skrótu, sieci p2p, podpisywaniu informacji za pomocą kluczy publicznych i prywatnych. Jeśli nie wiesz co oznaczają te terminy, to nic nie szkodzi – nie będę do nich wracał. Wystarczy wiedzieć, że w teorii zapewniają one stuprocentową pewność, że właściciel jakieś kwoty rzeczywiście nim jest.

Co możemy powiedzieć o maszynerii informatycznej? Przede wszystkim że jest niezwykle kosztowna. Utrzymywanie całości jest wielokrotnie droższe od tradycyjnych systemów bankowych. Koszty wynikają z tego, że trzeba zapłacić za energię elektryczną intensywnie używaną przy realizowaniu operacji. I to w dodatku tradycyjnymi pieniędzmi, bo Tauron nie przyjmuje zapłat w bitcoinach :). Kto płaci za prąd zużywany przy kryptowalutach? Zasadniczo płacą ci, którzy kupują bitcoiny za prawdziwe pieniądze(*). „Szczęśliwie” cena bitcoina przez długi czas rosła sobie bardzo udatnie, więc „opłacało się” zostać uczestnikiem systemu. Ten wzrost zapewniał ciągły dopływ prawdziwego pieniądza, którymi opłacało się między innymi rachunki z elektrowni. Niektórzy po prostu kradli energię elektryczną – i można mniemać, że może być to jedno z ważniejszych źródeł utrzymania rzeszy komputerów obsługujących kryptowaluty w Rosji. Kłopot może się zacząć, gdy ceny zaczną spadać, wtedy może przestać „się opłacać”.

image

To co napisałem wygląda jak opis piramidy finansowej. Nic na to nie poradzę. Powiedzmy to jasno: wartość Bitcoina wynika tylko i wyłącznie z tego, że istnieją osoby, chcące go kupować. A kupują głównie dlatego, że liczą iż jego cena wzrośnie.

Szacuje się, że sieć Bitcoina zużywa rocznie 176TWh. Ponieważ Tera-Wato-godzina to słabo wyobrażalna jednostka energii, to dodajmy, że w Polsce produkuje się rocznie ok. 160TWh. Czyli samo istnienie tej kryptowaluty na świecie pochłania więcej energii niż cały nasz kraj. Nie trzeba lewakiem przeliczającym to na CO2, żeby informacja ta wzbudziła sprzeciw. Do tego trzeba doliczyć koszty sprzętu komputerowego.

Koszty utrzymania systemu są ogromne, może więc istnieją jakieś inne ważne zalety? Może systemy kryptowalutowe są wyjątkowo wydajne? Ano nie. Przepustowość sieci Bitcoin to około 5 transakcji na sekundę. Na cały świat. No to teraz policzmy, ile transakcji musi obsłużyć system bankowy w Polsce: Załóżmy, że mamy 15 milionów użytkowników posiadających karty płatnicze i każda z nich używana jest 3 razy dziennie. Jak iloczyn tych dwóch liczb podzielimy przez liczbę sekund w dobie, to wyjdzie, że polski system bankowy musi obsłużyć co najmniej 520 transakcji na sekundę. A przecież wziąłem pod uwagę tylko płatności kartą.

Bitcoin nie jest w stanie sprostać wymogom średnio-dużego kraju europejskiego, a co tu mówić o świecie?

Przejdźmy do drugiej części kryptowalutowego świata. Dajmy na to, chcemy zostać posiadaczem kawałka bitcoina. Jak to osiągnąć? Musimy wydać prawdziwe pieniądze. Obrót umożliwiają prywatne firmy, zwane giełdami kryptowalut. To ten drugi, wspomniany we wstępie, fragment systemu. Miejscami bardzo ciekawy.

Żeby świat kryptowalut był bezpieczny, przyjazny, nieomylny i co tam jeszcze wypisane jest w zaletach cyfrowej waluty, giełdy musiałyby być bezpieczne, przyjazne, nieomylne i przede wszystkim uczciwe. A giełda to po prostu prywatna firma. W tym biznesie właścicielem giełdy może być jedynie jakiś bogaty człowiek albo grupa bogatych ludzi, bo to nie jest zabawa dla średniaków. I wcale nie musi być nim rosyjski mafioso, który swe serwery postawił na Syberii za kołem podbiegunowym, by nie płacić za chłodzenie. Może być nim uznanym w środowisku nerdem, który pokazując się na okładkach branżowych czasopism, przez trzy lata skutecznie ukrywa, że zarządzana przez niego giełda ukradła 11 miliardów dolarów – tych prawdziwych dolarów. Co mogą usłyszeć klienci tej giełdy, gdy po latach syndyk nie odda im w całości tego, co wpłacili? Ano: „Nie mamy pańskiego płaszcza…”

Co do bezpieczeństwa, które jest odmieniane przez wszystkie przypadki, gdy ktoś mówi o cyberwalucie, to jest ono oparte o dwie liczby. Jedna, całkiem jawna jest czymś w rodzaju numeru konta, druga – tajna, zwana kluczem prywatnym – stanowi dowód, że jej posiadacz jest właścicielem cyfrowych pieniędzy. Tradycyjny bank przechowuje dużo więcej informacji o właścicielu konta (imię, nazwisko, adres, numer ewidencyjny – u nas PESEL – dokument tożsamości i pewnie coś jeszcze), natomiast Bitcoin posługuje się jedynie dwiema wspomnianymi liczbami. Czyli jak złodziej podglądnie komuś klucz prywatny, to może sobie zabrać zgromadzone pieniądze cyfrowe zupełnie legalnie i nieodwracalnie.

Ponieważ wspomniane dwie liczby stanowią komplet informacji o posiadaczu konta, nie wiadomo kto kim jest. Jak widać, jest to idealne narzędzie dla przestępców, bo nawet jeśli wszyscy widzą, że na jakimś koncie jest tyle-a-tyle, to nikt nie ma pojęcia, kim jest posiadacz tajnej drugiej liczby (klucza prywatnego). Służby dowiadują się kto jest złoczyńcą, dopiero wtedy, gdy ten ktoś sprzedaje bitciony = wypłaca sobie prawdziwe pieniądze. Co też samo w sobie jest dość ciekawe z punktu widzenia kryminalno-informatycznego. A jak się ma do tego jawność, która jest wypisywana na sztandarach pro-bitcoinowych? Ano każdy może sobie zobaczyć, że na konto złoczyńców wpadają jakieś cyfrowe pieniądze. Ale nikt nie będzie wiedział czyje to konto jest. Czy można to zmienić? Oczywiście, choć nie globalnie. Poszczególne kraje mogą narzucić na giełdy obowiązek sprawdzania tożsamości wykonującego transakcję.

I tu pojawia się pierwszy pozytywny aspekt: Od grudnia tego zeszłego roku obowiązuje dyrektywa unijna MiCA (Markets in Crypto-Assets), która ma ucywilizować giełdy działające na terenie UE. Między innymi giełdy – a co za tym idzie i służby – będą znały tożsamość klientów. Może mieć to taki skutek, że przestępcy przestaną z nich korzystać i przesiądą się do giełd działających w mniej cywilizowanych rejonach świata. Zauważmy – przepisy nie zmienią części informatycznej kryptowalut, a jedynie ich styk ze światem rzeczywistym.

Rzecz jasna apostołowie cyberwalut nie mają dobrego zdania o ucywilizowaniu rynku: Niestety niemal z roku na rok jest nam odbierana prywatność. Teraz większość „głównych” komisji Parlamentu Europejskiego zatwierdziła zakaz realizacji transakcji wykonywanych za pomocą kryptowalut. Ojej! Czy na pewno zabronią Bitcoina? Nie, nie zabronią: po tym kasandrycznym (i nieprawdziwym) wstępie nasz apostoł precyzuje: Gdy regulacje wejdą w życie (…), nie będzie możliwe przesłanie kryptowalut z anonimowego portfela na scentralizowaną giełdę. Zapewne wcześniej trzeba będzie zadeklarować w systemie platformy, że dany adres w blockchainie jest nasz. A więc będzie można działać, ale trzeba będzie się ujawnić. Tak jak w prawdziwym banku. A jakie będą konsekwencje? Ano takie, że ci którzy chcą ukryć swoje transakcje, będą musieli się wynieść gdzie indziej: Paradoksalnie wejście przepisów w życie może wzmocnić rolę kryptowalut w stworzeniu drugiego obiegu pieniądza.

* * *

Osobom, które są zainteresowane tematem, gorąco polecam serię świetnych artykułów blogera o wdzięcznym pseudonimie Informatyk Zakładowy. Reszta źródeł jest dostępna w olinkowaniu tekstu.


(*) Tak, wiem, że tzw. górnicy, którzy tworzą kolejne cyfrowe monety, płacą za użytkowany przez siebie prąd. Ale gdyby nie było chętnych na wykopane przez nich bitcoiny, to by tego nie robili. Koniec końców, całość i tak spłacają kupujący.

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Technologie