Internet tworzy wiele okazji, żeby w glorii najnowszych technologii stracić swoje pieniądze. Można na przykład za sporą sumkę kupić sobie zwykły obrazek.
Świat IT jest zadziwiającym konglomeratem. Jego powstanie jest konsekwencją wybuchu drugiej wojny światowej. To wtedy powstały podstawowe założenia teoretyczne i praktyczne rodzącej się dziedziny wiedzy. Do tego dorzućmy kilka pomysłów technologicznych wprowadzonych w życie w drugiej połowie XX wieku. Przykryjmy to gigantyczną miniaturyzacją i multiplikacją wszystkiego, dzięki czemu będziemy mogli rozpatrywać coraz bardziej złożone zagadnienia. Rzecz jasna nie może zabraknąć obrazkowo-kolorowych upiększeń. No i zwykłych przesądów.
Do takowych należy gorączka NFT, której apogeum miało miejsce kilka lat temu. Postaram się skrótowo opisać w czym rzecz.
Gwarantowane obrazki
Spójrzcie na ilustrację:
Wiem, nie jest piękna. Ale pochodzi z limitowanej kolekcji Letniego (mojej :) ). Mam pytanie: ile byś mi zapłacił, żeby mieć ją na własność? Pewnie odpowiesz: „Po co płacić, skoro każdy może ją skopiować na swój dysk”. To oczywista odpowiedź. Sam bym tak odpowiedział. No to dodam jeszcze możliwość potwierdzania, że to TY jesteś właścicielem. Mógłbyś wtedy powiedzieć: „Ten obrazek należy do mnie. Sprawdźcie sobie na serwerze”. Ile zapłaciłbyś za to, że jakiś komputer potwierdzi, że to na pewno ty jesteś powiązany z prezentowaną ilustracją? Domyślam się, że nadal zaoferujesz 0 złotych. No chyba, że widziałbyś innych, którzy kupują obrazki z mojej kolekcji, a wiele znanych osób nagle zaczęłoby publicznie opowiadać, że obrazki te będą coraz droższe. I gdyby kilka gwiazd telewizyjnych czy sławnych sportowców, wydało na przykład po 100 tysięcy złotych, to może kupisz, bo potem możesz sprzedać z zyskiem. Wszak na razie ceny obrazków Letniego rosną.
Opisany powyżej proceder oparty jest o technologię zwaną NFT – skrót tłumaczy się jako „niewymienny token”. NFT może służyć do paru innych celów, ale przez ostatnich kilka lat w praktyce jego zastosowanie sprowadzało się do opisanego handlu.
Podsumowując: Osoba która „kupiła” prawo własności do obrazka, tak naprawdę dostała możliwość potwierdzania, że istnieje powiązanie samego obrazka z konkretną osobą – 1 do 1. Osoba taka może również to „prawo własności” odsprzedać z zyskiem, albo stratą. To zależy czy znajdzie się chętny do odkupienia. Dowód, że istnieje powiązanie obrazka z osobą realizowany jest przez dość zaawansowaną procedurę obliczeniową.
Jak wyglądały typowe sprzedaże NFT sprzed kliku lat? Na początku wszystko wygląda bardzo dobrze. Kolejne obrazki sprzedawane są coraz drożej. Na aukcjach osiągane są coraz wyższe ceny. Obrazek kupiony za 100 złotych, po miesiącu wart jest 1000, a przecież ceny rosną. Od czasu do czasu pojawia się informacja, że jakiś celebryta wydał 100 tysięcy złotych. Letni ma do sprzedania tylko 5000 takich obrazków, jest ich coraz mniej, więc są coraz droższe. Właściciele zastanawiają się, czy sprzedać je teraz, czy czekać, żeby cena urosła jeszcze bardziej. Mija rok, dwa lata i nagle okazuje się, że nikt nie chce kupować obrazków Letniego. Cena spada do kilku złotych, bo np. za 2 złote ktoś jednak się pokusi.
Wypisz wymaluj – piramida finansowa.
Oczywiście nawet gdybym uruchomił taką sprzedaż – co jest skomplikowane technicznie – to zapewne i tak nikt by się nie zdecydował kupić obrazka ze słoneczkiem. Do sukcesu – czyli złapania grupy jeleni, która zapłaci w nadziei na duże zyski – potrzebny jest rozgłos medialny i odpowiednia perswazja. Jako przykład mogą tu posłużyć znudzone małpy.
Co to jest Jachtowy Klub Znudzonych Małp?
Bored Ape Yacht Club to jedna z wielu firm, które takie obrazki sprzedawały. Przypomnijmy jeszcze raz: „kupno” obrazka w praktyce oznacza, że można potwierdzić związek konkretnej ilustracji z konkretną osobą. BAYC zaproponował sprzedaż obrazków z rysunkami małp – wyglądały dość stylowo i nowocześnie. Firma namówiła grupę bardzo znanych ludzi, żeby ci kupili cyfrowe „prawo własności” – na liście są m.in. Justin Bieber, Snoop Dogg, Serena Williams, Madonna, The Weeknd, Gwyneth Paltrow, Paris Hilton i paru innych. Taki Justin Biber wydał 1,29 miliona dolarów! Robi wrażenie. Do tego dorobiono legendę, powtarzaną przez media sprzyjające kryptowalutom. Przeczytajmy typowe głosy: Kupując jedną z tych małp, kupujesz nie tylko cyfrową ilustrację, ale także bilet wstępu do ekskluzywnego klubu. Te NFT mają nie tylko wartość estetyczną – są to także zasoby cyfrowe z powiązanymi prawami do komercyjnego wykorzystania.
Jak to cię nie przekonało, to wylejmy jeszcze więcej wazeliny: Właścicielami tych małpich NFT są często gwiazdy, sportowcy lub wpływowe osobistości, które dzielą się swoimi nabytkami w sieciach społecznościowych, pomagając w ten sposób zwiększyć popularność klubu. BAYC to nie tylko zbiór NFT, ale także silna i tętniąca życiem społeczność. Jest to doskonały przykład tego, jak NFT mogą stać się czynnikiem spójności społecznej, tworzenia sieci kontaktów oraz budowania marki tożsamości osobistej i cyfrowej.
Czytajmy dalej: Kupno małpy nie ogranicza się do prostej transakcji finansowej. To inwestycja zapewniająca dostęp do szeregu korzyści i przywilejów, od imprez prywatnych po współpracę artystyczną. Dodatkowo wraz z eksplozją rynku NFT, te wirtualne małpy mogą stać się jeszcze bardziej dochodowe.
Czyż to nie brzmi jak poezja? Skoro wszyscy zarabiają, a oferta jest ograniczona, to może warto kupić?
Po paru latach okazało się, że chętnych do kupna elitarnych małp nie jest tak wielu, jak można byłoby sądzić z hurraoptymistycznych zapowiedzi PR. Początkowo (2021) średnia cena obrazka wynosiła 241 tysięcy dolarów, dwa lata później „akty własności” sprzedawane były średnio za 48 tysięcy, dziś to równowartość 32 tysięcy dolarów. Fakt dość wysokiej ceny, można tłumaczyć tym, że firma BAYC wciąż utrzymuje wokół siebie szum medialny, uruchamiając najrozmaitsze zdarzenia w Internecie i świecie rzeczywistym.
Większość NFT sprzed trzech lat została zapomniana, a osoby, które je kupiły, wolą sobie tego nie przypominać. Bo któż lubi rozpamiętywać, że zrobiono go w konia?
* * *
I na koniec dwie refleksje:
Na bardzo podobnych zasadach działają tzw. kryptowaluty. Ich wartość wynika tylko z tego, że ktoś chce je kupować. Obrazki NFT też były coś warte, tylko dlatego, że byli chętni do kupowania.
Opisana powyżej sprzedaż obrazków, wygląda jak zwykłe oszustwo. Ale jeśli ubierze się je w szaty innowacji technologicznej, dopisze do tego odpowiednią legendę, włączy do działania znane nazwiska, staje się zwykłym biznesem.
Inne tematy w dziale Technologie