Różnica między Bogiem a historykami polega głównie na tym, że Bóg nie może zmieniać przeszłości.
A jak to było za Gierka? To znaczy w latach 70-tych. Ponieważ nie jestem historykiem, nie będę pisał o historii. Opiszę natomiast, jakie elementy związane z historią pojawiały się w przestrzeni kulturowej tamtych czasów, ze szczególnym uwzględnieniem działalności skierowanej do dzieci, co wydaje się naturalne, jeśli wziąć pod uwagę mój wiek. Ponieważ relacjonuję tylko własne doświadczenia, nie dotykam w żaden sposób narracji jaką w PRL można było spotkać w latach 60-tych, 50tych, czy 40-tych.
Nasz rodowód, nasz początek
Hen, od Piasta, Kraka, Lecha
PRL miał być spadkobierczynią Polski piastowskiej, dzięki czemu perspektywa czasowa naszego państwa sięgała tysiąca lat. Godnie. Akurat uroczystości rocznicy chrztu w 966 mnie ominęły, więc nie zreferuję jak fetowano tę rocznicę (m.in. szkoły tysiąclatki). Ale i dekadę później zdarzały się okrągłe rocznice powstania miast, nieco tylko młodszych od Kalisza czy Gniezna.
Polska Piastów dawała kilka argumentów propagandystom. Po pierwsze: orzeł piastowski nie miał korony. Więc PRLowski orzeł bez korony nie stanowił dziwadła, ale nawiązywał do najbardziej historycznej historii. Po drugie: terytorium Polski powojennej było niezwykle podobne do obszaru, jakim rządził Bolesław Chrobry, więc dawało to historyczne uzasadnienie zarówno dla pozyskania Ziem Odzyskanych jak i utracenia Kresów. Po trzecie: podkreślanie ludowego pochodzenia Piasta Kołodzieja w legendzie (nie historii), zgrabnie wprowadzało pierwiastek „ludowości”.
Skoro jednak o „ludowości” mowa: Nie było zbyt wielu postaci, które były z ludu, a pojawiły się na kartach podręczników czy popularnych książek dla dzieci o zacięciu historycznym – Bartosz Głowacki i Michał Drzymała należą do wyjątków. Nawet jak dołączymy do nich wójta ze słynnego wiersza Mikołaja Reja, to wciąż jest ich niewielu, jak na 1000 lat historii. Byłbym zapomniał! Jest jeszcze Janosik!
(...) zszlachcić naród cały
Podręcznikowa historia Polski, to historia wojen, królów i hetmanów. Popkutura nie stroniła od tego obrazu. Najpopularniejsze dzieło tamtych czasów czyli filmowy „Potop”, każe nam podziwiać niezbyt mądrego szlachcica, mordercę spod którego ręki zginęło wielu niewinnych ludzi, koniec końców walczącego o wolność Ojczyzny. Wiem, wiem – tego nie wymyślił Hofmann, ale Sienkiewicz. Kto by to nie był, serce nam rosło, gdy widzieliśmy, jak Kmicic napychał armatę i mruczał „Naści piesku kiełbasy”.
Nie da się ukryć, że dzieje Polski aż do czasów insurekcji kościuszkowskiej oglądaliśmy oczami szlachty. Wróg, jeśli się pojawiał, był z zewnątrz. Szwedzi z potopu, Turcy w Kamieńcu Podolskim, w końcu zaborcy. Obrazy XIX wieku uraczyły nas dodatkowo dość ładnymi obrazkami nieszlacheckich środowisk – mieszczaństwo w „Lalce”, wolni chłopi w „Chłopach”, rodzina zarządcy w „Nocach i dniach”. I tylko Wajda odważył się przy okazji „Ziemi obiecanej” odsłonić na chwilę kolorową zasłonę i pokazać dziwny gatunek podludzi, czy to stojących w kolejce po miskę zupy, czy rozrywanych przez maszyny tkackie. Nie popełni już jednak tego „błędu” w historycznym (miejscami bardzo dobrym) serialu „Z biegiem lat, z biegiem dni”, w którym „zaciążona” służąca okazuje się zwykłą cwaniarą, a nie tam żadną ofiarą.
Danie główne: Kochanowski, „Pan Tadeusz”, trylogia Sienkiewicza, trójka wielkich wieszczów romantyzmu. Dodatki mile widziane, ale pod warunkiem braku konfliktów z daniem głównym.
Jeden tylko, jeden cud:
Z Szlachtą polską – polski Lud
Teza jaka wynikała z tego pięknego obrazka była następująca: Polacy to jeden naród. Czy to chłopi czy szlachta czy jeszcze kto inny. Stracili niepodległość, bo niektórzy z nich – tu wina skupiała się przede wszystkim na magnatach – nie wykazali się wystarczającym patriotyzmem i nasz kraj zniknął z mapy na jakiś czas. Proste? Proste. Polacy – naród ludowy z nazwy, szlachecki z kultury – w końcu jednak zwyciężyli, bo stanowili jedność.
O sukcesie tego podejścia niech świadczy fakt, że gdy przerabiałem w szkole „Wesele”, to nie widziałem w nim nic takiego, co mogłoby wywołać ferment, jaki w swoim czasie wywołało. Jaka jest fabuła dramatu? Ano jesteśmy świadkami tytułowego wesela – chłopka wychodzi za mąż za inteligenta. No i co w tym takiego wyjątkowego? Na weselu mamy i chłopów i panów, po prostu dwa różne środowiska, ale oba z jednego narodu.
A przecież nie chodzi o to, że Wyspiański chciał opisać nieco karykaturalne małżeństwo, będące skutkiem mody na chłopomanię panującej w Krakowie i okolicach. Przedstawiał dwa obce sobie, a do niedawna wręcz wrogie narody – panów i chamów. Obcość obu grup była niezwykle trwale ugruntowana – budowała się przez kilka stuleci i dlatego jego sztuka tak rezonowała. W latach 70-tych ten sam dramat, widziany przez pryzmat proponowanej ówczesnej wizji historii, wyglądał jak opis mezaliansu, okraszony serią barwnych i efektownych złotych myśli w rodzaju: „A to Polska właśnie”, „Nie poleci orzeł w gówna” czy „Cóż tam panie w polityce?”
Ksiądz dobrodziej łaskaw bardzo.
Proszę nas nie zapominać.
Oficjalne kanały państwowe – szkoła, TV, kina, wydawnictwa książkowe – nie miały jednak monopolu. Istniał drugi kanał przekazywania informacji i nie był to wcale tzw. drugi obieg, który nabrał wielkiego znaczenia w latach 80-tych. Mowa o działalności kościelnej. Co tydzień rzesze wiernych spotykały się w kościołach i wysłuchiwały kazań. Dzieci powszechnie chodziły na lekcje religii organizowane w salkach katechetycznych. Organizowano religijne wydarzenia – np. peregrynacje kopii świętych obrazów. Oczywiście historia nigdy nie była głównym tematem tych działań, ale od czasu do czasu, niejako przy okazji, o niej wspominano.
Różnice pomiędzy historią „państwową” a „kościelną” wtedy mogły wydawać się zasadnicze, ale wbrew pozorom były zaledwie symboliczne. Do owych wyjątków należał św. Stanisław – jedna strona chciała w nim widzieć zdrajcę, druga świętego. Tam gdzie oficjalna narracja mówiła o tysiącleciu państwa, w kazaniach podkreślano, że to rocznica chrztu Polski. Kontrowersje dotyczyły także zdarzeń nieodległych w czasie np. cudu nad Wisłą. No i wspomnianej korony orła w godle.
Nie chcę tu uchodzić za jakiegoś znawcę, ale być może oficjalna wersja historii podkreślająca jedność Polaków, była wtedy pożyteczna zarówno dla państwa, jak i dla Kościoła. Nie wiem. W każdym razie pamiętam do dziś komunikat wypisany w broszurce dołączonej do peregrynującego obrazu, w której zaleca się patriotyczny dobór czytanych w rodzinie książek. Jako przykład podana jest trylogia Sienkiewicza.
Znam to tylko z opowiadań,
ale strzegę się tych badań,
(...)
Myśmy wszystko zapomnieli
Amnezja. Milczenie. Żeby nie zadrażniać. To główna taktyka dotycząca tematów niewygodnych i kontrowersyjnych. „Płynie Oka, jak Wisła szeroka”, więc do Sielc kierowali się Polacy zamieszkujący ZSRR, ale po co podkreślać skąd oni się tam wzięli? Wszyscy wiedzą, a ci co nie wiedzą (dzieci), dowiedzą się jak dorosną. Po co drążyć temat leśnych (dziś mówimy na nich wyklęci)? Strzelali do rodaków po wojnie, srodze ich ukarano w okresie kultu jednostki, najlepiej o nich nie wspominać. Po co roztrząsać winy władzy ludowej i tłumaczyć się, dlaczego Polacy zabijali Polaków? Zapomnijmy, a przynajmniej nie eksponujmy.
W latach gierkowskich z przestrzeni publicznej znikają Żydzi. Nie wnikano jaką narodowość mieli więźniowie obozów koncentracyjnych. W Polsce w czasie drugiej wojny zginęło kilka milionów Polaków. W Oświęcimiu też były miliony Polaków. Po co roztrząsać, że obywatel Polski mógł być Żydem? Być może była to reakcja na rok 1968, od którego rządząca ekipa chciała się wizerunkowo odciąć. Nie wiem. W każdym razie nie mówiono o roku 1968, nie opisywano pogromów. Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że oglądany przeze mnie w TV odcinek radzieckiego serialu „Decydujący front” zatytułowany „Wyzwolenie Polski”, poświęcony był w dużej mierze ludności żydowskiej.
I ruszała wiara w pole
Od Chicago do Tobolska
Wbrew temu, co można dziś czasami usłyszeć, propaganda nie rozróżniała polskich żołnierzy na dobrych i złych (za wyjątkiem leśnych/wyklętych). Monte Cassino, Tobruk, bitwa o Anglię, szlak bojowy od Lenino do Berlina, partyzanci Hubala, AK, AL, BCh (o NSZ na wszelki wypadek nie mówmy, wprowadzają kłopotliwe kontrowersje) – to wszystko nasi bohaterowie. Potrzebne to było do utwierdzania mitu jedności. A nic tak nie jednoczy, jak wspólna walka z wrogiem.
Bardzo żywotne były wtedy postacie Kościuszki i Pułaskiego. No bo ważne było, że walczyli „Za wolność waszą i naszą”. Aż dziwne, że Dąbrowszczacy nie dostąpili udziału w głównym nurcie propagandy historycznej. Może żeby nie prowokować do kontrowersji? Nie wiem.
Primus inter pares jeśli chodzi o żołnierzy walczących w czasie II wojny, byli rzecz jasna Kościuszkowcy. Usilnie kultywowano mit „od Lenino do Berlina”. Chyba najlepszym tego przykładem będzie seria filmów wojennych z „Kierunek Berlin” na czele. A skoro o Lenino mowa – pomimo bardzo powszechnej obecności tego tematu, nie natkniemy się na żadne kontrowersje dotyczące samej bitwy. Nawet w śladowych ilościach.
Póki świat światem nie będzie Niemiec Polakowi bratem
Wróg, nie tylko z lat drugiej wojny, najczęściej był niemieckojęzyczny. Nie na darmo symbolem jednej z organizacji tamtych czasów były dwa nagie miecze. Dialog z „Krzyżaków” na stałe wszedł do powszechnej świadomości Polaków. Obudzeni w nocy wyrecytujemy „...gdyby brakowało ci oręża...”, by zakończyć „...ale i te przyjmiemy jako wróżbę zwycięstwa”. Jako bieżące tematy historyczne preferowane były: bitwa pod Cedynią, obrona Głogowa, oszustwa Krzyżaków (bo było ich co najmniej dwa), kulturkampf, Westerplatte...
I spróbuj to dziś wytłumaczyć dziecku... Bo gdyby to był Francuz, Czech, Rusin czy inny Włoch, nie byłoby problemu.
* * *
Kończę na tym przegląd elementów historycznych, na które w latach 70-tych mógł się natknąć młody człowiek. Przypominam, że w poprzednich dekadach PRL, jak również w czasach jeszcze dawniejszych mogło być zupełnie inaczej (albo i nie), o czym jednak nie piszę, bo mnie wtedy nie było na świecie. Zdaję też sobie sprawę, że moi rówieśnicy czy starsi ode mnie, mogą inaczej pamiętać tamte czasy. Nie twierdzę, że przedstawiony przeze mnie obraz jedynie prawdziwie oddaje rzeczywistość. To jedynie subiektywny punkt widzenia.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo