Zacznę notkę od pewnej uwagi osobistej – otóż we wczorajszą, dziewiątą już, rocznicę smoleńskiej tragedii nie za bardzo chciało mi się cokolwiek pisać. Wolałam się w skupieniu pomodlić i zapalić świeczkę i świadomie przesunęłam sprawę na dziś. I tak zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właściwie wczoraj dosłownie odrzucało mnie od wypowiadania się na ten temat. Zmęczenie materiału? Znużenie tematem? Zwyczajne odłożenie na jakąś dalszą półkę dawnych spraw, nad którymi należy przejść do porządku dziennego? A może jakaś głęboko zakorzeniona niechęć do wszystkiego, co „upaństwowione” i oficjalne i do tego poczucie, że formuła „blogerskich interwencji” zupełnie się wyczerpała? Może wszystkiego po trochę ale prawdziwa przyczyna jest inna i bardzo smutna – to poczucie kompletnej bezsilności i beznadziei.
Po prawie dziesięciu latach, po odrzuceniu emocji i po zdystansowaniu się od ludzkiego i teologicznego wymiaru tej tragedii widać brutalną prawdę. A nieprzyjemna prawda jest taka, że Polska po raz kolejny padła ofiarą operacji wszelkich agentur i służb. I dotyczy to zarówno przeprowadzenia samej „katastrofy” (nie wyłączając takiego „szczegółu” operacji jak dobranie odpowiedniego składu delegacji) jak i tego wszystkiego, co działo się i dzieje do tej pory po „katastrofie”, czyli badania jej przyczyn i przebiegu, manipulowania prawdą czy swoistej zmowy milczenia w mediach międzynarodowych (no, czasem gdzieś tam bąkną, że garstka „nacjonalistów” obchodzi rocznicę” - zresztą głównie w celu wmówienia międzynarodowej opinii publicznej, że domagający się przeprowadzenia rzetelnego śledztwa to faszyści, naziści, w najlepszym przypadku psychopaci). Do dziś trudno zapomnieć o jednoznacznym znaku, w swej wymowie dość złowrogim, jakim było niepojawienie się zachodnich przywódców na pogrzebie Pary Prezydenckiej. To, że jakieś tam pyły piekielne z siarką (z siarką i spod ziemi na islandzkim odludziu, to zapewne chyba sam Szatan musiał popluć) tak nagle przestraszyły racjonalnych przywódców Zachodu, wsadzam z góry między bajki.
Trudno mieć złudzenia, że polskie władze i polskie instytucje będą miały decydujący głos w tej sprawie i to nawet przy założeniu, że odpowiednie organy dokładają obecnie wszelkich starań, żeby sprawy rzetelnie wyjaśnić. Obawiam się jednak, że – o ile nie zdarzy się coś zupełnie nieoczekiwanego - będzie to raczej niemożliwe i że całej prawdy nie poznamy nigdy. „Nadzorcy” różnego rodzaju będą już odpowiednio pilnować, żeby były to ewentualnie różne półprawdy czy prawdy nie całkiem kompletne albo wręcz przeinaczone. Niestety, pełna i bezwzględna prawda mogłaby znów naruszyć zbyt wiele interesów i różne konstrukcje mogłyby się posypać niczym domki z kart. Obawiam się nawet czegoś jeszcze gorszego – mianowicie, że może się nagle okazać, że owszem, że nagle „wypłyną sobie” jakieś niezwykle ciekawe informacje przybliżające nas do prawdy ale wypłyną one dokładnie wtedy, kiedy będzie to potrzebne komuś zupełnie innemu. Na przykład, żeby nas choćby wrobić w jakiś większy konflikt na naszym terytorium (coś jakby deja vu z czasów II wś). To oczywiście bardzo luźne i teoretyczne rozważania ale ciekawe w tym aspekcie wydaje się np.pytanie, co różne wywiady, także i te sojusznicze, wiedziały o planowanej operacji i co wiedzą o tym, co naprawdę stało się w Smoleńsku – bo że wiedzą, to nie ulega wątpliwości. Tak samo jak i to, że podzielą się wiedzą, czy ujawnią coś dopiero wtedy, kiedy będzie to im na rękę.
Nurtuje mnie przy okazji jeszcze inne pytanie – dlaczego do tej pory nie zostały sformułowane zarzuty wobec osób w Polsce, które nie dopełniły swoich służbowych obowiązków. To akurat wydawałoby się w obecnej sytuacji możliwe w odróżnieniu od pociągnięcia do odpowiedzialności winnych po stronie rosyjskiej czy w ogóle załatwiania czegokolwiek z tamtą stroną (zawsze uważałam, że powinniśmy się w śledztwie i w badaniach koncentrować na tym, co działo się po naszej stronie, bo reszta to jałowe wysiłki, możemy sobie najwyżej pokrzyczeć a czasami i to nie za bardzo). No ale cóż, nie wiadomo nigdy do końca, który odpowiedzialny za zaniedbania wokół „katastrofy” smoleńskiej był pod czyją opieką albo i pozostaje pod nią w dalszym ciągu.
I tymi mało optymistycznymi akcentami kończę na dziś i dodaję – obym się myliła i obyśmy jednak w jakimś przyzwoitym czasie poznali prawdę o tragicznej śmierci Polskiej Delegacji. Cuda i nieprzewidziane sytuacje czasami się zdarzają.
P.S. 1. Szanowni Państwo – udało mi się napisać notkę, ale zupełnie nie dam rady dziś ani jutro siedzieć przed kompem i odpowiadać, coś spróbuję ale generalnie nie ma mnie;
2) Komentarze trolli pospolitych, chamskie i szydzące z katastrofy, jej Ofiar oraz ich Rodzin będą mimo braku czasu usuwane;
3) Notka nie jest dokroratem, pracą habilitacyjną ani inną pracą naukową, ma charakter felietonu oraz zawiera moje osobiste przemyślenia, do których każdy w RP ma jeszcze póki co prawo. Trolli politycznych i agenturalnych informuję z góry, że nie będę odpowiadać na pytania oraz prośby w rodzaju „podaj link do agentury”, „udowodnij, że działa agentura”, itp. Uporczywe trollowanie w takich przypadkach będzie również wymiatane.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka