Ciężka choroba umysłowa, której objawami jest m.in. przypisywanie Polakom – ofiarom II wojny światowej - winy za zbrodnie IIIRzeszy czy twierdzenie, że Polacy oraz Państwo Polskie uczestniczyło „systemowo” w Zagładzie Żydów, niestety nie cofa się. Wprost przeciwnie – rozwija się, ma się dobrze i atakuje coraz to nowe obszary. Jej ostatnim skutkiem są zarzuty antysemityzmu oraz negacji Holocaustu pod adresem Premiera Morawieckiego oraz list kilkudziesięciu organizacji i stowarzyszeń żydowskich w Polsce, w którym domagają się one, żeby władze RP zaczęły zwalczać antysemityzm, szerzący się po nowelizacji ustawy.
Przyznam otwarcie, że ja już mam tego najzwyczajniej w świecie i po ludzku dosyć. Okres II wojny światowej był dla mnie zawsze ze względu na historię i ofiary mojej rodziny czymś poważnym, tragicznym i wyjątkowym, nie znam też w Polsce nikoto, kto negowałby Holocaust (znam ludzi, którzy nie lubią Żydów ale nawet i oni nie negują Holocaustu – przecież to jakiś idiotyzm). I po prostu nie chce mi się więcej patrzeć na to, jak ktoś robi z tragedii tani cyrk czy odstawia swój Dance macabre na prochach Ofiar oskarżając je do tego nikczemnie o „systemowe uczestnictwo w Zagładzie” albo sugerując, że jedne ofiary są więcej warte od innych. Powiem więcej i konkretniej – to wszystko jest dla mnie obraźliwe. Do tej pory nie spotkałam się z czymś podobnym na taką skalę i na tak wysokim politycznym poziomie (pojedyncze, niemądre i podłe głosy traktowałam zawsze jako głosy pojedyncze) – no cóż, teraz zrozumiałam, że i to jest możliwe. Tak samo jak i to, że można następnie obwiniać o wszystko tych, którzy bronią się przed oszczerstwami i kłamstwami. Personalnie winą za zniszczenie dotychczasowego dorobku w relacjach polsko-izraelskich obarcza się ostatnio Premiera Morawieckiego – o czym cała prasa zachodnia huczy dziś jak na zawołanie. Rewelacja, po prostu.
No ale dosyć lamentów – one nic nie wniosą do sprawy a dalsze brnięcie w tą aberrację duszy i umysłu nie ma sensu. Kiedyś, w nieco lepszych czasach, planowałam na spokojnie poruszyć tematy polsko-żydowskie i polecić Państwu kilka świetnych a nie tak bardzo znanych książek. Zrobię to dziś – nie wiem oczywiście, czy jeszcze ktoś będzie miał ochotę zagłębiać się w temat ale może ktoś jednak skorzysta i przeczyta. Mam do polecenia trzy świetne pozycje – może lepiej jednak poczytać niż tracić nerwy z powodu zdarzeń wokół i patrzeć, jak kolejne maski opadają.
Bronisław Szatyn: Na aryjskich papierach.
Wspomnienia krakowskiego adwokata, któremu udało się wyprowadzić z getta swą najbliższą rodzinę i przeżyć całą okupację po aryjskiej stronie. Historia prawdziwa, pełna grozy i niesamowitych sytuacji. Tych, którzy nie lubią książek typu wojenno-martyrologicznego, mogę zapewnić, że to zupełnie nie ten gatunek, książkę czyta się niemal jak kryminał. Tyle, że ten kryminał napisało życie i dlatego opowieść jest wstrząsająca. Książkę przeczytałam dawno temu, chyba jeszcze jak byłam na studiach albo zaraz po. Była w księgozbiorze moich rodziców, potem gdzieś zniknęła, chyba wypożyczona. I – co ciekawe – później szukałam jej w katalogach, księgarniach, próbowałam jakoś zdobyć, szukałam w Internecie. I przez długi czas nie mogłam znaleźć, potem w końcu przestałam szukać. Po przerwie zajrzałam do Internetu – i miła niespodzianka, książka jest i jest tu i ówdzie dostępna. W gruncie rzeczy nie jest bardzo znana – wielka szkoda.
Henryk Schönker: Dotknięcie Anioła. Książka dużo bardziej znana od wspomnień Bronisława Szatyna, napisana na podstawie wspomnień ojca Henryka, Leona Schönkera, który był ostatnim przewodniczącym Gminy Żydowskiej w Oświęcimiu. Okupacyjna historia żydowskiej rodziny, która cudem przeżywa koszmarne momenty – likwidację getta, kontrole, deportacje. Dodatkową wartością tych wspomnień jest ogromna wiedza autora o życiu społeczności żydowskiej przed wojną i w czasie okupacji oraz duża wiedza polityczna. Tak więc, oprócz opisów scen okupacyjnych, znanych i z wielu innych wspomnień, w książce znajdujemy sprawozdania z rozmów i negocjacji przedstawicieli Gmin Żydowskich z okupantem oraz sporą porcję wiedzy niedostępnej wtedy dla ogółu ludności. Cała historia zamknięta jest w swego rodzaju metafizycznej ramie. Na początku opowieści powszechnie szanowany cadyk mówi do Przewodniczącego Gminy żegnającego go na dworcu kolejowym wraz z wieloma innymi, że „Pan i pana rodzina przeżyjecie” (cadyk miał oficjalne zezwolenie na wyjazd). Do końca opowieści zdanie to zyskuje dosłownie i konkretnie tragiczny wymiar – faktycznie z osób zgromadzonych na dworcu przeżywa wszystko wyłącznie narrator i jego rodzina. Zamknięcie tej ramy to spotkanie po likwidacji getta i ucieczce rodziny człowieka – Polaka - w lesie, który nakazuje rodzinie poczekać, oddala się i po pewnym czasie przynosi świeżą odzież i rzeczy potrzebne na dalszą podróż i instruuje rodznię, jak ma się dalej poruszać. Dotknięcie Anioła. Naprawdę warto przeczytać.
Uzupełniając jeszcze dodam, że autorów obydwu książek łączy to, że w IIRP obydwoje byli szanowanymi obywatelami, brali czynny udział w polskim życiu społecznym i traktowali Rzeczpospolitą jak swoją ojczyznę. Ich narracja jest prawdziwa, rzeczowa i przepełniona inteligencją i szerokimi horyzontami – tak więc całkowicie różni się od lamentów i oskarżeń wciskanych przez jakieś nierozgarnięte, zdemenciałe i odpychające płaczki prywatne czy zawodowych prowokatorów - czym ostatnio jesteśmy bez przerwy epatowani i od czego już chyba wszystkim robi się niedobrze.
Bożena Szaynok: Z historią i Moskwą w tle. Polska a Izrael 1944 – 1968.
Trzecia pozycja to coś zupełnie innego – to praca naukowa w prawdziwym znaczeniu tego słowa a więc znacznie różniąca się od wypocin Grossa czy jemupodobnych. Chyba najszersze i najrzetelniejsze przedstawienie stosunków polsko-izraelskich. Nie jest to oczywiście lektura łatwa, jak to z pozycjami typowo naukowymi bywa ale warto się z nią zapoznać, gdyż naprawdę świetnie uzupełnia wiedzę – czy to o okresie stalinowskim, czy to o marcu ’68 roku. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego o tej książce jest tak cicho i właściwie nikt o niej nie mówi, nikt jej nie cytuje i właściwie spośród szerszej publiczności nikt nie wie, że taka książka i taka badaczka istnieją - no może poza salami wykładowymi czy konferencyjnymi uczelni. Czyżby dlatego, że ta rzetelna i solidna praca nie może się specjalnie przydać do pałowania Polski i Polaków w odróżnieniu od wszelkich pseudonaukowych wypocin, od których aż się roi i o których ciągle ktoś wrzeszczy? Przeczytajcie Państwo i oceńcie sami. A przetrzepując Internet znalazłam coś optymistycznego – otóż Profesor Bożena Szaynok została w roku 2016 odznaczona przez Prezydenta Dudę Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski. Cieszy, jak ktoś piszący dobre i wartościowe rzeczy z dala od zidiociałego jazgotu zostaje dostrzeżony i doceniony.
Tak więc – owocnej lektury, o ile Państwo macie jeszcze ochotę na zajmowanie się tematem. Bo za drzwiami biblioteki końca tej paranoi, niestety, nie widać.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka