„Republika Katalonii wygrała z Monarchią paragrafu 155” – tak podsumował wynik wyborów Carles Puigdemont, Prezydent Autonomii Katalońskiej na emigracji (czy też „na emigracji”) – w zależności, czy określenie jest stosowane przez separatystów (określających siebie samych m.in. jako niepodległościowcy) czy zwolenników pozostania w Hiszpanii (określających się jako konstytucjonaliści). I już na wstępie zamęt lingwistyczny ukazuje chyba lepiej niż wszelkie analizy, jaka skala manipulacji, emocji i problemów towarzyszyła wczorajszym wyborom.
A jak wyglądają liczby? Wybory wygrała partia Ciudadanos uzyskując 37 mandatów w parlamencie (większość absolutna wynosi 68 mandatów), co jednak nie daje jej możliwości rządzenia. Kolejni to partie JxCAT przebywającego w Brukseli Carlesa Puigdemonta (uzyskała 34 mandaty) oraz lewicowa i nacjonalistyczna ERC (uzyskała 32 mandaty; z tej partii wywodzi się eurodeputowany Terricabras, który wsławił się chyba – obok zielonych i postenerdowskich postkomunistów - najbardziej idiotycznymi atakami na Polskę). Do tego dochodzą mandaty pomniejszych koalicjantów i dają tym samym absolutną większość separatystom. Czyli będzie jak było – odsunięte przez Rajoya władze Autonomii Katalońskiej powracają triumfalnie z jeszcze silniejszym mandatem społecznym (rekordowa frekwencja wynosząca 81,9%). Partia Rajoya, PPE, uzyskała całe 3 mandaty i zamyka klasyfikację. Hiszpańska czy katalońska prasa zwycięstwo Ciudadanos przypisuje temu, że jej młodej i energicznej szefowej, Ines Arrimadas, udało się przejąć głosy reszty nie-separatystów czy tzw.konstytucjonalistów, których liczba pozostaje mniej więcej stała. Na marginesie – sądząc po wielu dotychczasowych komentarzach, partia Ciudadanos i jej szefowa jest szczególnie ulubiona przez Brukselę oraz unijnych „wielkich i ważnych”.
Wczorajsze wybory to już nie porażka Premiera Hiszpanii Mariano Rajoya, to klęska kompletna, tym bardziej, że jego wcześniejsze zabiegi o niedopuszczenie do rozszerzenia autonomii czynią go czymś w rodzaju „osobistego nieprzyjaciela Katalończyków”. I w oczach Katalończyków żadne zaklinania „praworządności”, „konstytucji” i podobne nie są w stanie tego zmienić. Najlepszym dowodem na to jest wynik wyborów. Zwolennicy partii proniepodległościowych podkreślają, że wybory odbywały się dodatkowo w utrudnionych i dalekich od normalności warunkach. Kilkoro działaczy oraz członków odsuniętego rządu ciągle pozostaje w więzieniach, inni zwolnieni są za kaucją (m.in.Przewodnicząca Parlamentu Katalońskiego). Carles Puidgemont z kilkoma najbliższymi współpracownikami cały czas przebywa w Brukseli – dopiero niedawno władze hiszpańskie wycofały europejski nakaz aresztowania wobec niego.
I jeszcze pewna ciekawostka. Akurat wczoraj miałam okazję rozmawiać telefonicznie ze znajomymi przebywającymi w Katalonii – nie w kosmopolitycznej Barcelonie ale w niewielkim miasteczku, nie pośród ludności napływowej a pośród Katalończyków posługujących się językiem katalońskim. Opowiadali mi, że Katalończycy byli po prostu wściekli i że od zastosowania paragrafu 155 znacznie wzrosła liczba zwolenników oddzielenia się od Hiszpanii. A ponieważ do lokali wyborczych nie można było się udać z przypiętą żółtą wstążką, nawet nie można było być ubranym na żółto, ludzie po prostu wszędzie wywieszali czy ustawiali żółte przedmioty – drzewa były poobwieszane żółtymi wstążkami, na chodnikach i ulicach rozkładano żółte kartony i papierki, nawet po rzekach pływały żółte piłki czy inne zabawki. W jednej ze stacji telewizyjnych (odbiór telewizji katalońskiej był wczoraj dość utrudniony) widziałam ludzi z pomalowanymi na żółto podeszwami i zostawiającymi wszędzie ślady stóp. Ludzie zwracali też uwagę na wyjątkowa skalę manipulacji medialnych – np. choćby na fakt, że duża część hiszpańskich mediów przemilczała niedawną manifestację 45tys. Katalończyków przybyłych do Brukseli, jedną z większych, jakie Bruksela widziała.
Powróćmy jednak od ciekawostek widzianych i zasłyszanych w regionie do spraw zasadniczych, czyli zadajmy pytanie o skutki katalońskiego zamieszania. Oczywiście nikt nie jest w stanie przewidzieć dalszego rozwoju spraw. Katalończycy są jednak zdeterminowani, by walczyć o niezależność. Z tej niemądrej awantury wywołanej po referendum (bo tak to należy nazwać) i z późniejszego zastosowania paragrafu 155 wychodzi całkowicie osłabiony Rajoy (co może zaowocować przegranymi kolejnymi wyborami) i Hiszpania z poważnym i nierozwiązanym problemem, który może ciągnąć się lata. Ale to nie wszystko. Wychodzą z tego również eurokraci i szefowie największych europejskich państw („dogadani” w jakiś sposób z Rajoyem) z dość przygłupim i zagubionym wyrazem twarzy - do tej pory twierdzili oni konsekwentnie, że żadnego problemu nie ma, że wszystko jest praworządnie i konstytucyjnie i że to wyłącznie wewnętrzna sprawa Hiszpanii. Czyli można powiedzieć, że ci, którzy jeszcze przedwczoraj darli się o praworządności w Polsce i organizowali swoje niedorzeczne debaty, oberwali od małego narodu na południu Europy porządne razy (ach, ten pośpiech, który się rzucał w oczy – zdążyć z kolejną debatą przed wyborami w Katalonii). Dezorientacja i zagubienie wyrażały się wczoraj wieczorem w zupełnie pogmatwanych i w gruncie rzeczy bezwartościowych komentarzach medialnych, jak Europa długa i szeroka. Jak nowy Rząd a przede wszystkim nowy Premier RP rozegra to zawirowanie i na ile będzie w stanie i będzie chciał je rozegrać z korzyścią dla nas, to już zupełnie inna sprawa.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka