Pierwsze zgromadzenie, na które natykam się na mojej trasie to Bieg Niepodległości. Fantastyczna sprawa, nikogo nie dzieli, biegi należy popierać zawsze i wszędzie bez względu na poglądy polityczne. Szczególnie bieg w takiej sprawie. Niedaleko stamtąd, Plac Narutowicza - niezwykłe miejsce w Warszawie - zostało sporo przedwojennych kamienic i gmachów publicznych, tam można dosłownie wdychać atmosferę IIRP. Dziś zajęte przez manifestantów KODu.
Szumna zapowiedź organizatora o 100tys.uczestników. Faktycznie nieprawdopodobna ilość ochrony manifestacji od ulicy Grójeckiej, także spora ilość policji - wszystko wygląda na zgromadzenie wszechczasów. Na Placu Narutowicza za to cienko - do godziny 12:00 jest kilka tysięcy osób. Niewielkie grupki dochodzą, w sumie szacuję ilość uczestników na kilka tys. maximum na 5 tys. (wg oficjalnych szacunków policji demonstracja liczyła w kulminacyjnym momencie max.10tys.). Wiekowo różnie - sporo starszych osób ale też i w średnim wieku, trochę młodych ale nie tak dużo. W okolicy godziny 12:00 następuje najciekawszy moment. Jak ostatnio tu i ówdzie pobrzmiewało, KOD postanowił zagospodarować rewiry niepodległościowe i patriotyczne, "zawłaszczone" wg terminologii różnych ugrupowań rzekomo przez PiS. Więc dziś, na Placu Narutowicza, postanowiono PiS najwyraźniej "wywłaszczyć" z historycznego dziedzictwa, co przybrało dość komiczną formę. Otóż prowadzący zagrzewał do demonstracji a z głośników nagle popłynęły pieśni patriotyczne, m.in. "Pierwsza Kadrowa ", "Hej, sokoły" i kilka innych. Nostalgia niepodległościowo-kresowa. Reakcja uczestników zgromadzenia? Nikt nie śpiewa. Dosłownie nikt, ani jednego uczestnika manifestacji, który podjąłby tę czy inną melodię. Wszyscy stoją w zdumieniu i nie wiedzą, jak reagować, są zupełnie usztywnieni i patrzą dziwnie wokół. Nad głowami i pomiędzy niewielkimi, jakby wstydliwymi portretami Paderewskiego i Witosa dalej rozbrzmiewa samotny głos ze wzmacniacza. Najwyraźniej pieśni nikt nie zna, nikt nigdy ich nie śpiewał a może i o nich nie słyszał, tego nie wiadomo. Mam wrażenie, że jestem jedyną osobą w tej ferajnie, która byłaby w stanie i miałaby ochotę sobie pośpiewać. Nie robię tego oczywiście, bo byłoby to wskazówką, że jestem kimś obcym w tym towarzystwie, zapewne wychowanym na zupełnie innych melodiach i tradycjach. I to jest niewątpliwie kolejna zasługa dobrej zmiany - środowiska lewicowe i liberalne, dotychczas zwalczające tradycje niepodległościowe, teraz przysiądą i będą wkuwać na pamięć "Pierwszą Brygadę". Rewelacja, nic tylko się cieszyć z każdego śpiewającego pieśni legionowe zamiast Międzynarodówki.
Dosyć na Placu Narutowicza, pogoda podła i dla KODu nie zamierzam się zaziębiać, aż tyle poświęcenia to za dużo. Opuszczam miejsce trochę przed 12:30, ilość manifestantów nie zwiększa się w zasadniczy sposób. Docieram w Aleje Jerozolimskie, co w chaosie miasta opanowanego przez zgromadzenia publiczne nie jest takie proste. Tłumy z biało-czerwonymi flagami ściągają na miejsce zbiórki Marszu Niepodległości czyli na Rondo Dmowskiego. Jest dużo ochrony, optycznie wygląda na więcej niż w poprzednich latach, policja w dostatecznej ilości. Na rondzie kilkadziesiąt tysięcy osób, głównie młodych. Powiewają biało-czerwone flagi i flagi wielu różnych organizacji o profilu narodowym, są transparenty Ruchu Kukiza. Ogromny marsz rusza trochę po godzinie 14:00. Szacuję ilość uczestników na ok.100tys., wg oficjalnych danych policji było ich 75tys. Niestety, przed i w trakcie marszu wybuchają petardy mimo że organizatorzy proszą przez megafony o niekorzystanie ze środków pirotechnicznych - to nie robi na nikim dobrego wrażenia. Słyszę koło mnie rodzinę z dziećmi i z biało-czerwonymi flagami - kobieta prosi męża dość przerażona, żeby już szli w czasie, gdy dosłownie gdzieś obok wybuchają kolejne petardy. Co jakiś czas wyskakują skądś grupki dziwnych ludzi - młodych sprawnych, ubranych na czarno i częściowo z zasłoniętymi twarzami, jak w poprzednich latach. Jest ich jednak dużo mniej i najwyraźniej nie mają odpowiednich warunków do prowokacji i urządzania zadym - jak wiadomo, wszystko odbyło się w miarę spokojnie. Na wysokości budynku Giełdy (dawny KC PZPR) na Marsz Niepodległości czeka pikieta/kontrmanifestacja - newralgiczny punkt całej imprezy. Kilkadziesiąt osób protestuje przeciwko "Polsce dla Polaków", są dobrze pilnowani przez policję i straż marszu. Dodatkowo są odgrodzeni metalowym, masywnym płotem więc wszystko wygląda solidnie i można się nie bać, że dojdzie do jakiegoś mordobicia. Organizatorzy zasłaniają pikietę własnymi banerami. Okazało się, że do końca marszu nie było prowokacji i niespodziewanych zdarzeń. Można odetchnąć z ulgą, to wielki sukces policji i służb.
To był 11 Listopada w 2016roku. Lepszy niż dwa czy trzy lata temu, bez większych awantur i prowokacji ale w jakiś sposób nie dający pełnego zadowolenia. Należę do tych, którzy marzyliby o jednym wspólnym marszu w stulecie odzyskania niepodległości. Pracujmy wszyscy nad tym, aby się udało mimo wszelkich różnic i podziałów. Pracujmy nad tym, aby za dwa lata jedynym hasłem i symbolem była biało-czerwona flaga.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka