Prognozy zbliżającej się wojny domowej czy rewolucji, którymi tak chętnie straszą niektóre media, są mocno przesadzone (wszelkie znaki wskazują na to, że dużo szybciej może ona wybuchnąć w jakimś innym państwie). Faktem jest natomiast, że spór polityczny rozszerzył się już dawno na sferę prywatną a fanatyczna nienawiść zatruwa umysły i dusze całkiem sporej grupy ludzi. Coraz częściej występują przypadki, w których opętanym mieszają się ich role i życiowe sytuacje. Przykładem tego mogą być np.osoby pozostające w prywatnych czy zawodowych relacjach z politykami nielubianego ugrupowania publicznie wypowiadające się w mediach na ich temat i wywlekające różne szczegóły z ich życia prywatnego czy zawodowego.
Opętanie nienawiścią do jakiegoś ugrupowania i przenoszenie tego na teren prywatny dotyka jednak nie tylko celebrytów czy pół-celebrytów (tych można podejrzewać, że obiecują sobie po takich czy innych wypowiedziach konkretne korzyści) ale także i zwykłych, najzwyklejszych ludzi. Oddają się oni temu obłędowi - można rzec - całkowicie bezinteresownie z różnych przyczyn. Własne kompleksy, frustracje czy ślepa wiara w medialnie wykreowany świat to tylko niektóre z nich - niewątpliwie to ciekawe pole badań dla psychologów i socjologów. Na szybko należy się natomiast zastanowić, co należy robić, żeby nie dojść - mówiąc potocznie do ściany - czyli do momentu, w którym żadna rozmowa nie będzie już możliwa.
A jak to zjawisko manifestuje się w praktyce? Czasem śmiesznie, czasem strasznie, czasem aż trudno uwierzyć. I może dopaść człowieka w różnych miejscach. Więc zaczynamy przegląd. Spory sklep wnętrzarski w centrum dużego miasta, nie sieciówa ani żaden inny dziwny wytwór zglobalizowanej ekonomii, taki "porządny", prywatny, w rękach tych samych właścicieli od zawsze. I ja od zawsze załatwiam tam sprawy, zwykle z właścicielami, ponieważ któryś z nich jest najczęściej obecny osobiście. Tym razem akurat wypada na jedną z zaKODowanych sobót. Płacę rachunek, jak zwykle zamieniam kilka słów z właścicielem. A on - ni z tego ni z owego - zaczyna mi nadawać, jakbym była jakaś "swoja", że bardzo żałuje, że nie może dziś tam być, ciekawe ile ludzi będzie - ma nadzieje, że tłumy- i że w ogóle straszne, co ONI wyrabiają.
Jeszcze gorzej w warsztacie, do którego zanoszę do konserwacji instrument albo kupuję jakieś części. Warsztat trochę staromodny, miejsce z klimatem - właściwie żadna dyskusja o bieżączce nie pasuje do tego miejsca. Najczęściej i tak rozmawia się o instrumentach, czasami rozmowa schodzi na to czy tamto. Ponieważ tego dnia w okolicy są straszliwe korki, zza okna słychać klaksony i dosłownie czuć spaliny, rozmawiamy chwilę o agresywnych zachowaniach. Nagle rzemieślnik, ok.60-tki - doskonały fachowiec w swej dziedzinie - wykonuje jakiś przedziwny pomost od korków za oknem do Kaczyńskiego, - "No tak, ta agresja jest coraz gorsza. Na przykład taki Kaczyński - to on powoduje tę agresję, kogoś takiego należy wyeliminować z życia!". Dotychczas spokojny właściciel warsztatu, zaczyna mówić nerwowym głosem, jakby roztrzęsionym.
Spotkanie w kręgu znajomych, wszystko osoby dorosłe, z dyplomami dobrych uczelni. Obok mnie mowa o ludziach, których inni uczestnicy spotkania znają, ja nie znam. Kilka osób obok mnie zaczyna się wytrząsać, że kiedyś to były jakieś kontakty a teraz oni wszystkie pozrywali. W ogóle coś nienormalnego, bo ani nie odpowiadają ani sami nie dzwonią - nic. Nie znam ludzi ale słucham z coraz większym zainteresowaniem, ponieważ widzę, że sprawa jest bardzo emocjonująca. W końcu nieśmiało pytam, o co chodzi (bo i ile można stać obok, słuchać i niczego nie rozumieć). Odpowiedź szokująca - "Bo wiesz, oni są PiSowcami i dlatego już nie chcą z niki utrzymywać kontaktów. Widzisz przecieź, co się dzieje!".
I na koniec coś, co - gdyby istniał ranking opętania - powinno znaleźć się na pozycji nr 1. Spotkanie towarzyskie. Rozmawiam z młodszymi i starszymi o różnych sprawach, nie rozmawiam o polityce - w podobnych sytuacjach taką mam zasadę od pewnego czasu (chyba, że ktoś zacznie ale staram się też wtedy najwyżej wyjaśniać i odpowiadać rzeczowo na pytania, nie angażuję się już zbytnio w takie utarczki). W końcu jest tyle innych ciekawych spraw i tematów, które przynajmniej nie grożą wywołaniem awantury na przyjęciu. W grupce, do której podchodzę, rozmowa toczy się akurat na temat programu 500+. Oczywiście mowa o alkoholikach i patologii, o tym, że "jak dostaną to przechleją" i tym podobne, na inną interpretację zresztą w tym kręgu nie liczyłam. Wszystko osoby dość dobrze ustawione o poziomie dochodów znacznie ponad przeciętną. Nagle odzywa się jedna z kobiet, matka dzieci podpadających pod przepisy ustawy (w jej przypadku jedno dziecko) - "Nie muszę tych pieniędzy brać, bo ich nie potrzebuję. Ale ja ich tak nienawidzę, że wezmę te 500zł. Żeby im zaszkodzić!"
Obłęd i choroba, którym wszyscy rozumni ludzie, bez względu na poglądy polityczne, powinni przeciwdziałać.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka