Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1470
BLOG

Wspomnienie o świetlanej epoce Generała

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 38

       Ponieważ władze państwowe uszczęśliwiają swój lud ponurym, oficjalnym wydarzeniem zatytułowanym "Pogrzeb z honorami" zaś w mediach publicznych (i kilku innych) odbywa się festiwal kłamstw na temat epoki gen.Jaruzelskiego uznałam, że należy się temu natychmiast sprzeciwić. Od razu zaznaczam też, że nie zamierzam się zajmować ani sprawą nagłych nawróceń ani osobą czy rodziną zmarłego. Dlatego też komentarze z natury debilne w rodzaju "taniec na trumnach" czy "w spokoju człowieka i rodziny nie zostawią", które niestety mnożą się w ostatnich dniach niczym grzyby po deszczu, będą natychmiast usuwane. Notka ta odnosi się wyłącznie do kolejnej nieprawdopodobnej manipulacji z udziałem władz i mediów - a o tym pisać trzeba. Właśnie teraz.

       Czego to więc dowiadujemy się na temat epoki gen.Jaruzelskiego z mediów? A więc przede wszystkim, że jej główna postać to szlachcic patriotycznie wychowany, który całe życie służył Polsce, Sybirak i ofiara represji stalinowskich. Dowiadujemy się również, że generał nigdy nie robił niczego sprzecznego z polską racją stanu i że zawsze starał się zapewnić Polsce jak najlepsze warunki w ramach aktualnych możliwości, że zapewniał w Polsce wolność i że był zawsze człowiekiem wiernym swoim ideałom. Ponadto dowiadujemy się, że to właśnie Generałowi zawdzięczamy obecność Polski w UE oraz przemiany polityczne i gospodarcze. Brednie wariata? Nie, to jedynie dość reprezentatywne zestawienie wypowiedzi - głównie z 25.05.14, głównie z TVP Info. Wszystko natomiast w wykonaniu osób, które do tej pory pełnią funkcje społeczne i publiczne.

       Komentarz jest zbędny, zamiast niego przejdę więc od razu do tego, w jaki sposób zapamiętałam jako licealistka a potem studentka epokę Jaruzelskiego. Dla porządku i z powodu kronikarskiej uczciwości zacznę od tego, że ani ja ani nikt z mojej najbliższej rodziny (bo z dalszej tak) nie działał w opozycji a za komuny (a ściślej mówiąc dopóki nie nastała omawiana epoka) powodziło nam się całkiem dobrze. Tak więc nikt z mojej najbliższej rodziny nie został osobiście (z naciskiem na "osobiście") poszkodowany przez reżim i na szczęście nie musieliśmy opłakiwać ofiar. Ten stan rzeczy i fakt osobistego nieuwikłania w ówczesne zdarzenia nie oznacza jednak, że należy bezkrytycznie przyjmować każdy kit wciskany obecnie przez konglomerat komunistycznych aparatczyków, postkomunistycznej elity i manipulanckich mediów. A epokę Jaruzelskiego, czyli okres mniej więcej '81 do '89 wspominam jako czas bardzo zły, paskudny i nieciekawy pod każdym względem. Odbierałam go wówczas - i teraz z perspektywy niewiele się zmieniło - jako czas beznadziei, powszechnej depresji, biedy i poczucia ogólnego zagrożenia.

       Zgodnie z wynurzeniami laudatorów miała to być najlepsza z możliwych możliwości - może dla nich, w to nie wątpię, ale na pewno nie dla reszty polskiego społeczeństwa. No i to "przygotowywanie Polski pod przyszłe zmiany". Niestety ale osoby uważające, że przygotowanie kraju do zmian i reform gospodarczych polega na trzymaniu społeczeństwa w nędzy a gospodarki w całkowitej ruinie przez okres 7 czy 8 lat, są po prostu albo zadaniowymi manipulatorami albo infantylnymi głupkami. Zresztą dziwnym trafem, temat co działo się wówczas w polskiej gospodarce i w polskim życiu społecznym jest przy okazji tych obłudnych debat skrzętnie pomijany, jakby sami obłudnicy obawiali się trafić na minę. Więc przypominam, co się działo: puste sklepy, głodowe pensje nawet tych tzw."dobrze zarabiających" bieda i nędza, możliwość zdobycia większości produktów jedynie na czarnym rynku po cenach niedostępnych dla większości konsumentów, stojące i nieprodukujące zakłady pracy, prawie całkowicie stojące budownictwo mieszkaniowe, wzrastające zadłużenie, bandytyzm na ulicach i złodziejstwo (mimo że władza dysponowała nieprawdopodobnie rozbudowanym aparatem bezpieczeństwa). Do tego - co tu dużo mówić - zapaść cywilizacyjna, upokorzenie społeczeństwa i po prostu odcięcie od reszty cywilizowanego świata i pogłębienie przepaści między nim a Polską. Tak po prostu było i żadne kłamstwa o "tworzeniu sytuacji najlepszej z możliwych", o "dbaniu o polską rację stanu" (od kiedy to polska racja stanu polega na rujnowaniu gospodarki? Albo na mordowaniu młodzieży i księży?) i przygotowywaniu gruntu pod reformy tego nie zmienią.

       Pamiętam do dziś, jak większość zwykłych ludzi miała trudności ze związaniem końca z końcem, jak wszyscy byli udręczeni zdobywaniem niezbędnych produktów, jak wszystko to, co lepsze i wartościowsze było zastrzeżone jedynie dla garstki wybranych. Pamiętam, jak wszystko w mojej ukochanej Warszawie było dosłownie szare, jak po ulicach jeździły zatłoczone, zdezelowane autobusy śmierdzące jakimiś badziewnymi olejami napędowymi, jak budynki - nawet w centrum Warszawy - waliły się ku ruinie i nikt z tym nic nie robił. Władza zaś była w tym czasie zajęta utrwalaniem racji stanu, tłuczeniem maturzystów i tropieniem księży. Tak na dobre Warszawa potrzebowała chyba ponad 10 lat, żeby podnieść się z depresji '81roku. Właśnie ta depresja i szarość w całym mieście i w całym kraju to moje główne wspomnienie tamtego okresu. Państwo w stanie gospodarczej ruiny, społeczeństwo w stanie depresji. I tak przez 8 lat - to faktyczny sukces.

      W '81 mój Ojciec został zwolniony z instytucji, w której pracował i w której zajmował dość znaczące stanowisko. Nie z powodu "S" (jak już wspomniałam nie był członkiem) - po prostu razem z ludźmi pragnącymi zmian (z "S" i spoza) zaczął się ich domagać. Skrytykował służalczość szefa wobec PZPR, powszechne nieróbstwo wśród dużej części kadry kierowniczej, libacje za państwowe pieniądze, itp. I tyle tego było - pozbyto się jego i pozbyto się wielu innych. Wieczna libacja za państwowe, nieróbstwo i służalczość wobec PZPR trwały w epoce Jaruzelskiego dalej. Reżim postarał się, aby ci krytykowani w '80 - '81 mogli kręcić swoje lody w dalszym ciągu, do końca, do wysokiej emerytury. W tej i w innych instytucjach. To też wielkie osiągnięcie tej epoki i przygotowanie gruntu pod dzisiejsze przemiany. My mieliśmy zresztą o tyle dobrze, że Ojciec wrócił po prostu do swego pierwotnego zawodu i dość szybko znalazł pracę w jednym z instytutów. W stanie wojennym instytutem tym zarządzał faktycznie - jak i wszystkimi instytucjami - komisarz-jełop wraz z postawionym w miejsce kogoś niedawno wyrzuconego dyrektorem-politrukiem. W końcu stamtąd odszedł, jak i wielu pracowników, jako że te rządy jełopów były dość trudne do zniesienia dla normalnych ludzi, i trafił do sporej państwowej firmy. Administrowało tam podobne duo - komisarz-jełop i prezes-politruk. I tak i podobnie wyglądało w polskiej gospodarce, tak wyglądała rzeczywistość epoki Jaruzelskiego. To że rządy wojskowych komisarzy i cywilnych politruków stanowiły świetny punkt wyjścia do przemian ustrojowych ma być oczywiste samo z siebie.

       I ta "wolność". Muszę przyznać, że gdy usłyszałam od jednego z laudatorów o zapewnionej wówczas "wolności", to już dosłownie wysiadłam. "Wolność" tę pamiętam z tamtego okresu głównie jako szykany wobec naszej nauczycielki historii (która uczyła nas prawdziwej historii), jako zakaz mówienia o pewnych wydarzeniach historycznych i jako zakaz czytania, posiadania, itp. nielegalnych książek (już co za wstrętny fakt, że książka może być nielegalna). Te ostatnie pożyczaliśmy sobie i wymienialiśmy z kolegami i koleżankami, czasem trzeba było z tym trefnym produktem iść przez miasto. Na szczęście nikt się mną nie interesował - wyglądałam grzecznie i zawsze na kilka lat mniej niż miałam i chyba żaden patrol nie podejrzewał mnie, że mam przy sobie nielegalne wydawnictwa. Owa "wolność" opiewana przez laudatorów przetrąciła jednak nieźle kręgosłupy dwóm moim kolegom, już później, na studiach (także z powodu wwozu tudzież drukowania "niestosownych" wydawnictw). Kolejnym aspektem owej "wolności" a zapewne i pielęgnowania "polskiej racji stanu" było także zabranianie ludziom wyjazdów i scedowanie decyzji, gdzie i komu wolno się ruszyć na obmierzłych urzędasów paszportowych. Traf chciał, że nawet i ja nie dostałam raz paszportu (choć jak wspomniałam byłam całkiem grzeczna i w nic się nie mieszałam) - nie wiem, dlaczego, bo te ponure kreatury z paszportowego nie miały w zwyczaju się tłumaczyć przed obywatelami. To tyle w sprawie ówczesnych "wolności", o których dowiedziałam się właśnie kilka dni temu - nie ukrywam, że mocno zdumiona. 

        Najgorzej jednak wspominam z ówczesnych czasów coś, co określam "powszechną depresją". Pamiętam nasze wieczory  w kręgu przyjaciół i znajomych, zwykle przy węgierskim winie - innego wtedy nie było albo było tak obrzydliwe, że nie dało się pić. Byli tam ludzie z różnych rodzin - zamożnych, niezamożnych, "ustosunkowanych" gdzie trzeba i "nieustosunkowanych". I wszyscy mieli tej sytuacji dosyć. Nikt nie wiedział, co będzie jutro. Jedyną perspektywą była praca za głodowe pensje (nawet w tzw. "dobrych zawodach") lub brak pracy w ogóle no i oczywiście brak mieszkań (a nawet niemożliwość wynajęcia czy wzięcia kredytu). Toteż większość znajomych myślała o wyjeździe. Sporo też wyjechało mimo że ludzie ci czuli się mocno związani z Polską i z Warszawą. Inni - działający w podziemiu, którzy nie rokowali nadziei na zaakceptowanie planowanego układu - zostali natomiast w sposób dosłowny zmuszeni do opuszczenia kraju. Taką historię opowiadał nam kiedyś Ojciec ze swojego instytutu. Młode małżeństwo naukowców, zaangażowane w "S",  z malutkim dzieckiem.  Dostali 48 godz. na spakowanie i zostali odstawieni i wsadzeni do pociągu do Niemiec. Bez niczego. Dopiero na Zachodzie otrzymali opiekę i pomoc. Los tych i podobnych ludzi to też wybitne osiągnięcie tamtej epoki. Zapewne w ramach przygotowania reform i umów na przyszłość. I to należy rozumieć dosłownie. Komisarze-jełopy i prezesi-politruki triumfowali. I - niestety - sądząc po sprzedawanych nam kłamstwach - triumfują do dzisiaj.

       Kilka dni temu zdumiona dowiedziałam się, że to właśnie gen.Jaruzelskiemu zawdzięczam fakt, że po latach upokorzenia Polaków, po latach przepaści cywilizacyjnej jaką komuna - szczególnie ta w wydaniu z lat 80-tych - stworzyła między  Polską a cywilizowanym światem, znów znalazłam się tam, gdzie byli już dawno temu moi dziadkowie i pradziadkowie - czyli w Europie. Niestety te nauki sączone nam z mediów (a wygłaszane najczęściej przez różnego rodzaju towarzyszy powyciąganych z pudeł z naftaliną i ich uczniów - na litość, dlaczego oni to badziewie w ogóle puszczają!!!) oraz nauka udzielona nam przez najwyższe władze państwowe oraz przez reprezentację hierarchii kościelnej jest po prostu kpiną w żywe oczy wobec wszystkich Polaków, wyjąwszy oczywiście beneficjentów epoki gen.Jaruzelskiego. Przede wszystkim jest to szyderstwo wobec ofiar tamtych czasów ale także wobec milionów zwykłych ludzi, którzy dobrze pamiętają tamten paskudny okres, są w pełni władz umysłowych i nie cierpią na amnezję ani inne podobne schorzenie.

 

 P.S. Jeszcze raz przestrzegam przed debilnymi komentarzami - będą usuwane a autorzy wypocin banowani.

    

 

 

 

        

      

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (38)

Inne tematy w dziale Polityka