Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1580
BLOG

W krainie mirabelek

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

       Zaczęło się od koszyka mirabelek, który w ostanim tygodniu podarowała mi sąsiadka (gdzieś między doniesieniami o syryjskich okropieństwach i rodzimych rewelajach z trzeszczącej PO - aż człowiek się zastanawia czy wypada dziś jeszcze pisać o tych mirabelkach, szczególnie w kontekście pozapolitycznym) . Mirabelki już przerobione - część poszła na ciasto, część na dżemy, teraz pora na mirabelkową podróż - w przenośni i dosłownie.

       Mirabelka, czyli prunus domesticus to śliwka jak najbardziej "domowa", najłatwiej dostępna z własnego lub zaprzyjaźnionego ogrodu. W handlu pojawia się rzadziej, zdecydowanie wyparta przez swe atrakcyjniejsze i dorodniejsze siostry - śliwki. Stąd też popularność i obecność tego owocu w gastronomii nie jest imponująca. Niewątpliwie przysłużył się tutaj też okres komuny odpowiedzialny za kulinarne zubożenie, kiedy to wiele dawniej znanych i używanych gatunków ziół, warzyw czy owoców zupełnie popadło w zapomnienie (wiele z tych gatunków wchodzi obecnie znów w modę, najczęściej via Zachód i często tworzy nawet coś w rodzaju kulinarnego snobizmu a dla niektórych jest wręcz wyrazem deklaracji światopoglądowej - ale to temat na odrębną notkę).

       W odróżnieniu od choćby karczochów, roszponki czy bazylii, które po ponownym odkryciu zrobiły zawrotną karierę na współczesnych stołach, mirabelka tkwi w swoistym pół-zapomnieniu do dziś. Z dzieciństwa pamiętam mirabelkowe konfitury mojej Babci, do których wkładała całe laski wanilii (mirabelki, nie tak aromatyczne jak śliwki, dobrze komponują się z intensywniejszymi dodatkami). Od czasu do czasu w handlu pojawiały się dżemy mirabelkowe ale tak naprawdę owoc ten nie został u nas na dobre odkryty. Naprawdę szkoda i można mieć nadzieję, że to się zmieni.

       Są jednak na świecie regiony, gdzie mirabelka zajmuje zasłużone miejsce. Takim miejscem, gdzie niewelkie żółte, zielone czy czerwonawe śliwki są wręcz owocem kultowym jest Lotaryngia. Nie tak dawno miałam okazję spędzić tam kilka miłych dni. Poza przepiękną stolicą Lotaryngii, Nancy (ze śladami polskimi - ale o tym też innym razem), hutą w Baccarat (od imienia tej miejscowości swą nazwę wzięły kryształy Baccarat) i jeszcze kilkoma atrakcjami turystycznymi zwróciłam uwagę właśnie na mirabelki. Można powiedzieć, że mirabelki to obok kryształów kolejny znak rozpoznawczy regionu i ulubiony motyw na upominki.

       W kawiarniach i restauracjach Nancy prawie wszystko jest "aux mirabelles" (czyli mirabelkowe, z mirabelkami). Słodycze o smaku mirabelkowym, tarty z mirabelkami, dżemy i konfitury czy wódki z mirabelek. Mirabelki dodaje się do mięs, pieczenie w eleganckich restauracjach podaje się z sosem mirabelkowym. Miejscowe cukiernie i manufaktury czekolady kuszą tubylców i turystów słodkimi cacuszkami z mirabelkami - mirabelki w czekoladzie, mirabelki w lukrze, mirabelki kandyzowane i mirabelki jeszcze w kilku innych odmianach, których nawet nie byłam w stanie zapamiętać. Turyści kupują pięknie popakowane mirabelkowe przysmaki (oczywiście także i w bardzo "pięknych" cenach) jako typowe prezenty z Lotaryngii.

       Tak zupełnie przy okazji - nasi rodzimi spece od promocji regionów, zatrudniani często całymi tabunami przez lokalne adminsitracje, mogliby coś niecoś podpatrzyć z lotaryńskiego marketingu wokół mirabelek i przenieść kilka pomysłów na nasz grunt. Na pewno wyszłoby to z pożytkiem dla producentów żywności i mieszkańców wiejskich, rolniczych regionów. Oczywiście gdy myśl kieruje się na tartę czy konfiturę  mirabelkową nie chce się dłużej wgłębiać w temat opieszałości i nieudolności władz, o tym powstanie zapewne inna notka. A tymczasem zachęcam do kreowania potraw z mirabelkami - na słodko i na słono.

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Rozmaitości