Chłopcom w krótkich majteczkach i chwiejnym, dojrzewającym dziewczynkom przestało wystarczać nawykowe poszturchiwanie czy histeryzowanie i postanowili pójść na całego, czyli dać ponad 10 mln Polaków oraz państwu, Rzeczypospolitej, mocno po mordzie (to miało być pierwotnie w tytule notki, zdecydowałam się jednak na wersję gładszą i kulturalniejszą).
I nie pomogą tłumaczenia, że to przez Kaczyńskiego, że to nie chodzi o Polskę i Polaków tylko o PiS i inne podobne. Co totalna opozycja zresztą sądzi o Polakach, którzy znów bezczelnie zagłosowali nie tak, jak trzeba, już i tak dawno i wielokrotnie wygłosili jej najznakomitsi przedstawiciele (od wstrętnych ryjów po ciemnotę i patologię z 500 plus) – tutaj więc dalsze komentarze są zbędne. A co do Kaczyńskiego – no cóż, jest on politykiem bardzo wyrazistym, jedni go uwielbiają, inni go nienawidzą. Jednak bojkot zaprzysiężenia Prezydenta RP czy podobnych aktów państwowych nie przyszedł chyba Jarosławowi Kaczyńskiemu nawet do głowy.
Koronnym argumentem totalnej opozycji jest rzekoma „nierówność” wyborów. Nie bardzo wiadomo, co owa „nierówność” ma oznaczać. Tak właściwie to jedyną faktyczną nierównością było ustąpienie instytucji państwowych przed fochami i swego rodzaju szantażem ze strony totalnej opozycji („śmiercionośne wybory”), co poskutkowało przesunięciem terminu i możliwością wymiany kandydata (Dlaczego właściwie? Przecież parametry zachorowań i umieralności nie zmieniły się w sposób radykalny między 10 maja a 28 czerwca). Gdyby wybory były naprawdę „równe” a państwo nie poszło partii na rękę, to kandydatka PO uzyskałaby wynik w okolicach 5% zaś do II tury najprawdopodobniej wszedłby albo Kosiniak-Kamysz albo Hołownia.
A tak na poważnie - wybory zawsze są w jakimś sensie „nierówne” – choćby dlatego, że kandydaci są lepsi i gorsi, leniwi czy pracowici, mądrzy czy mniej mądrzy. Urzędująca głowa państwa natomiast zawsze ma pozycję uprzywilejowaną – choćby dlatego, że może się częściej i w bardziej korzystnej oprawie prezentować społeczeństwu w trakcie wykonywania swych obowiązków służbowych. Taką uprzywilejowaną pozycję miał w roku 2015 Bronisław Komorowski i ją zaprzepaścił i taką pozycję miał w 2020 roku Andrzej Duda i jej nie zaprzepaścił. Tak samo dotyczy to dostępności wyborów – każdy, kto chciał w nich wziąć udział mógł to zrobić. Zapewne zdarzyły się i jakieś nieprawidłowości - jak przy każdych wyborach - nie miały one jednak żadnego wpływu na ostateczny wynik. Dlatego więc ów argument „nierówności” służy wyłącznie ogłupianiu ludzi i został wykreowany z pewnego niedostatku. Nie ma w tej chwili możliwości skutecznego podważenia wyniku wyborów i osadzenia na tronie własnego kandydata. Gdyby ktoś próbował, to wtedy na ulicę wyszłoby nie kilka tysięcy zadymiarzy i różnych nieboszczyków do wielokrotnego użytku a kilka milionów oszukanych wyborców i roztarliby to wszystko na pył. Wie o tym główny strateg totalnej i wie o tym przede wszystkim „zagranica”. I tak wyszła wyborcza „nierówność”.
A skoro już jesteśmy przy zagranicy – otóż wg mnie awantura w związku z uroczystością zaprzysiężenia Prezydenta RP przed Zgromadzeniem Narodowym jest adresowana i stworzona właśnie na potrzeby zagranicy a jej koncepcja jest narzucona z wysokości daleko powyżej Trzaskowskiego, Budki i innych lokalnych podwykonawców (świadczy o tym choćby zniesmaczenie części parlamentarzystów PO). Ma ona służyć jako podkładka do demolki Prezydenta RP i do ciągłego podważania jego legitymacji. Tylko czekać, aż w różnych miejscach w prasie pokażą się zlepki w rodzaju „kontrowersyjny polski prezydent” czy „prezydent wybrany w sposób wątpliwy”.
Przed nami, za dwie godziny, uroczystość zaprzysiężenia. Jakaś trochę smutna, nie tylko z powodu antypaństwowego zachowania totalnej i policzka wymierzonego własnemu państwu i jego obywatelom ale także i z powodu sytuacji ogólnej – pandemia, ten infernalny wybuch w Bejrucie, coraz większe napięcia na świecie, itp. Mimo wszystko jednak - głowy do góry. Totalna próbuje wprawdzie obrzydzać życie, jak się da. Jednak tego rodzaju zagrywki – na zewnątrz sprawiające wrażenie gówniarzerskich a w swej istocie pozbawione skuteczności – wskazują na to, że zarówno lokalni krzykliwi podwykonawcy jak i ich zleceniodawcy dostali poważnej zadyszki. Będą oczywiście szarpać wykorzystując tę podkładkę podsuniętą przez totalną ale na razie fakty są takie, że wybory wygrał Andrzej Duda a jego legitymacja – ponad 10 mln głosów - jest bardzo silna.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka