Segregowałem zanim stało się to modne. Upychałem plastiki i butelki w zbyt małych kontenerach dostarczanych zbyt rzadko przez gminę, a jak się już upchnąć nie dało jechałem z tym gównem do hurtowni spożywczej i upychałem do ich kontenerów, nie stroniąc od pyskówek z oburzonymi ochroniarzami.
Potem reżim Tuska wprowadził przymusową segregację i nasze plastiki zamiast trafiać do Wisły zaczęły być przez obrotnych przedsiębiorców pakowane na statki i wrzucane do jakiegoś Mekongu, tj do czasu póki tambylcy się nie zbuntowali, co poskutkowało falą pożarów składowisk tu u nas.
Pomysł, żeby wyrzec się plastików w ogóle, a zwłaszcza tych na wodę, bardzo mi się spodobał. Co prawda kranówa nie jest taka super, jak zachwalają w magazynach dla nowoczesnych pań, ale z kroplą cytryny czy soku jabłkowego obleci.
Azaliż aliści. Mam psa i pies ten pojony kranówą zaczął jej unikać. Na spacerze oprócz wydalania płynów intensywnie się nawadnia. Najchętniej breją z pobliskiego stawu, taką o zawiesistości świątecznego krupnika, potem cieczą z rowu melioracyjnego, w ostateczności z pierwszej lepszej kałuży, ale kranówą – jak długo się da – nie. Naszą kranówę pompują z sześćdziesięciu metrów wodociągiem za pięć melonów, trzy z Unii, a tej nędzy nie smakuje.
Widać nie czyta magazynów dla nowoczesnych pań.
Anyway, do picia – jak sama nazwa wskazuje – służy piwo, tradycyjnie pakowane w metal lub szkło. Na zdrowie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości