Rządy braci Kurskich są dla polskich mediów tym, czym była bitwa pod Łukiem Kurskim dla armii niemieckiej, czyli kompletną porażką.
Jarosław Kurski równie skutecznie pogrążył Gazetę Wyborczą jak jego znakomity bliźniak Jacek topi właśnie telewizję narodową.
Refleksja ta narzuciła mi się podczas oglądania Narodowej - a jakże - Gali bokserskiej.
Fascynujące, jak za ogromne pieniądze można było zmontować tak marne widowisko.
Wynajęcie stadionu narodowego, Edyty Górniak, Anny Popek, najsłynniejszego, aczkolwiek geriatrycznego spikera z Ameryki... dało efekt jak poniżej.
Przebrana za Pocahontas Górniak (splątana w rzemyki jak baleron, bo piosenkarka cokolwiek przybrała) przez pół stadionu wprowadza na ring niejakiego Nejmana, człowieka o kwalifikacjach ochroniarza z restauracji Ratuszowa, który po trzech rundach przerywa walkę ze względu na ból barku.
Nawet nie ma komu gwizdać, bo stadion świeci pustymi krzesełkami, wypełniony w jakichś 0.01 promila.
Następna walka, następna skucha - pięściarz rezygnuje równie szybko z powodu... bólu głowy. Biją, to boli, boli, to oddaj, chciałoby się podpowiedzieć, gdyby nie to, że weteran ringu świetnie o tym wie, tyle że już chyba ma kasę na koncie i byłby głupi, gdyby narażał urodę na uszczerbek.
Zaczynam rozumieć Annę Popek, która wygląda na ringu ni przypiął ni wypiął, robi miny i myli się dukając z kartki.
W końcu wychodzi na ring Szpila i przez dziesięć rund opukuje jakiegoś zapasionego mopsa, usypiając tą pukaniną całe frajerstwo, które jeszcze ślęczy przed telewizorem.
Jak długo jeszcze...
Inne tematy w dziale Sport