Spotkałem się z kolegą, bo kolega od tego. Towarzyszyła nam jego dziewczyna, określenie nieco mylące, kiedy chodzi o panią po czterdziestce, no ale nie każdy jest gotów nazywać rzeczy po imieniu, jak: Zofia, moja konkubina czy: Stefan, mój kopulant.
Zatem pani owa, nazwana roboczo Zofią, wygłosiła monolog, w którym wątek podłości byłego męża przeplatał się z pochwałami pod adresem prawnika od podziału majątku. Nawiasem pisząc jest tylko jedna okoliczność bardziej przykra od konieczności podziału majątku, a mianowicie brak majątku do podziału. Z powodów, o których nie pora, zainteresowałem się osobą mecenasa. -Fantastyczny facet, polecam, nazywa się Kuszelak.
Na te słowa kolega zbladł, pokraśniał i wysyczał: Nie polecam. Przesssskur..
- Ale czemu?
- To prawnik mojej żony - wyjaśnił.
Ups.
Ten moment, kiedy pary odkrywają, że łączy je więcej, niż sądziły.
No i ta fascynująca zdalna relacja kolegi z mecenasem Kuszelakiem, który w pewnym sensie żyje z jego kobiet.
Co by nie mówić, za katolicyzmu życie było prostsze.
Inne tematy w dziale Rozmaitości