Historia jest rzeczą straszną. Nawet największe zbrodnie wychodzą na jaw, kaci po latach są nazywani katami a ofiarom jest przyznawana cześć.
Lecz pomimo tego wciąż są ludzie którzy maja przed oczami a nie widzą. Słuchają a nie słyszą, wiedzą a nie pamiętają. Nie chcą.
Przykład - Jacek Kuroń, Jacek Żakowski
Kuroń razem z Jackiem Żakowskim w książce "PRL dla początkujących" (Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996, Pozycja wsparta dotacją Ministerstwa Kultury i Sztuki) pisze:
W 1945 r. oddziały partyzanckie były zbyt rozdrobnione i za słabe, żeby atakować na przykład wojskowe magazyny. Bały się, że zostaną wykryte i rozbite przez Sowietów. Więc rabowano chłopów. Ruszył proces wyradzania się partyzantki w bandytyzm. Od chwili rozwiązania AK (styczeń 1945 r. - przypis) coraz trudniej było odróżnić bandę rabunkową od grupy niepodległościowej.
(Jacek Kuroń, Jacek Żakowski, PRL dla początkujących, Wrocław 1996, s. 13)
No tak, jak się nie chce wiedzieć, widzieć, usłyszeć to pozostaje kłamstwo. W naszych czasach sowicie nagradzane.
W pozycji - Kazimierz Krajewski, Akcje uwalniania więźniów z więzień, obozów oraz placówek UBP i NKWD 1944 - 1948. Wstępna próba bilansu) autor podaje liczbę osób odbitych przez 3 lata powojenne z konwojów, więzień i obozów UBP i NKWD. W sumie w 63 akcjach odbito przynajmniej 3750 osób. Odbito znaczy wyrwano śmierci i zesłaniu. I gdzie te rozdrobnione i za słabe oddziały?
Dlaczego niektórzy kłamią, mimo że prawdę mają przed oczami? Dlaczego nie widzą, nie słyszą, nie wiedzą? Ale to już chyba inne rozważania. Nie zazdroszczę im ani splendorów, zapłaty za kłamstwa, ani "nagrody" po śmierci.
Inne tematy w dziale Kultura