Terapia Jugendamtu czyli Jak zabrać dziecko polskiej matce bez wyroku sądu, żeby zarobić?
Bez wyroku sądu, bez żadnej podstawy prawnej, bez powodu, bez żadnego dokumentu stwierdzającego taką konieczność Jugendamt Kaarst (któremu Sąd Rodzinny w Neuss przekazał część praw rodzicielskich zabranych polskiej matce), samowolnie ograniczył kontakt polskiej matki z dzieckiem, po tym, jak po półtora roku „diagnozowania" dziecka przez ludzi Jugendamtu dziecko uciekło z ośrodka KiD w Düsseldorfie i zapowiedziało, że powie matce, co tam z nim się dzieje.
Aby wykluczyć taką ewentualność, pracownicy tego ośrodka we współpracy z finansującym go Jugendamtem (w ramach terapii dziecka) najpierw drastycznie ograniczyli dziecku kontakt z matką do godzinnego widzenia raz w miesiącu, po czym całkowicie go zakazali. Jugendamt zabronił też kontaktów telefonicznych. Rodzinie pani W. także nie wolno widywać dziecka.
Wynik terapii dziecka jest taki, że nagle ono niczego bardziej nie pragnie niż pozostania w ośrodku, (a nie – jak zawsze było to do tej pory - u mamy) i to do 18 roku życia. Tak wypowiedziało się w czasie ostatniego (kontrolowanego) widzenia z matką, podczas którego niemiecka psycholog, pani W. (w ramach prowadzonej przez nią terapii) w co 5-minutowych odstępach czasu przypominała głośno synowi pani W., ile to jeszcze czasu musi on (cytat) „znosić” obecność matki oraz czego dziecko u matki nie lubi.
Tymczasem Jugendamt złożył do sądu rodzinnego wniosek o tymczasowe zarządzenie „w trybie natychmiastowym”, „BEZ PRZESŁUCHANIA matki dziecka”, o zalegalizowanie zrządzonych przez niego bezpodstawnie ograniczenia dziecku kontaktu z matką oraz o „NATYCHMIASTOWE odebranie” Polce całości jej praw rodzicielskich.
Na szczęście, sędzina B. prowadząca sprawę na razie nie zalegalizowała poczynań Jugendamtu, tylko zarządziła na 20 września 2012r. rozprawę sądową.
Niestety Konsulat Generalny RP w Kolonii nie chce wysłać obserwatora na tą rozprawę, mimo że obydwoje, i matka i dziecko mają wyłącznie polskie obywatelstwo.
Jak można przeczytać we wniosku Jugendamtu do sądu rodzinnego, Jugendamt do tej pory nie przedstawił ani (posiadającej jeszcze władzę rodzicielską) matce ani Sądowi Rodzinnemu w Neuss dokumentu, na podstawie którego jego zakazy mają być zalegalizowane przez sąd oraz na podstawie którego Polce należy natychmiast odebrać prawa rodzicielskie.
Pan D., wnioskodawca Jugendamtu na początku znajomości z Polką pochwalił się jej – wzbudzając tym samym jej zaufanie-, że tak jak Polka przebywał w tej samej klinice psychiatrycznej, ale leczył się na alkoholizm. Przekonał ją do oddania dziecka dobrowolnie na terapię we wskazanym przez niego ośrodku, bo tylko w ten sposób może udowodnić, że jest dobrą matką. Po zdobyciu zaufania Polki i powierzeniu mu dziecka wnioskuje teraz do sądu nie tylko o sporządzenie ekspertyzy stwierdzającej, czy Polka zdolna jest do wychowywania dziecka ale również o przeprowadzenie przymusowych badań psychiatrycznych Polki.
Ponadto Jugendamt wnioskuje o zmuszenie Polki do wydania mu polskiego paszportu dziecka. Istnieje obawa, że jak Polka to odda Jugendamtowi polski paszport syna, to dziecko, po zabraniu matce praw rodzicielskich zostanie wywiezione nie wiadomo dokąd, z dala od miejsca zamieszkania Polki, o czym samo już wspomniało podczas ostatniego widzenia. Dziecko zostanie ukryte przed matką, gdyż jest niebezpiecznym świadkiem. Inna psycholog z ośrodka terapeutycznego, pani M., wiedząc że dziecko ma tylko obywatelstwo polskie namawiała już Polkę do wyrobienia dziecku niemieckich dokumentów tożsamości, bo „i tak dziecko będzie mieszkało w Niemczech”.
Główny zarzut stawiany przez Jugendamt (pan D. i pani S.) matce dziecka formułuje on (powołując się na w/w psychologa, panią W.) jako „konflikt lojalności”. Termin ten jest tu błędnie używany, ponieważ „konflikt lojalności” ma zastosowanie tylko w stosunku do rodziców, a w tym przypadku ojciec dziecka praktycznie nie pojawia się w jego życiu (mieszka od paru lat w Turcji), dziecko od ponad półtora roku przebywa w ośrodkach wyznaczonych przez Jugendamt, a matka widząc najpierw dziecko co tydzień przez 3 godziny pod kontrolą, nie miała praktycznie od stycznia 2011r. wpływu ani na wychowanie, ani też na zachowanie własnego dziecka.
Jugendamt od ponad półtora roku bez rezultatu diagnozuje dziecko przebywające w różnych ośrodkach a odpowiedzialność za wszystko przerzuca na polską matkę. Postronne osoby pytają, dlaczego dziecko nie zostało zwrócone matce po tym jak przez pierwsze 3 miesiące nie udało się u niego nic stwierdzić. I dlaczego matce nie przekazuję się żadnych informacji, mimo że – jak stwierdził Jugendamt w rozmowie dnia 21.08.2012 r. nie zarzuca się matce, że „zrobiła dziecku coś złego” (protokół).
Są świadkowie, którzy boją się zeznawać (ze względu na własne dzieci) ale nieoficjalnie potwierdzają, że 8-latek, syn pani W. w ośrodku, w którym przebywa, spożywał alkohol. Ponadto, zgłosił się rodzic, nad którego dzieckiem w w/w ośrodku terapeutycznym znęcano się i fizycznie i psychicznie. Dziecko to do dzisiaj cierpi, że „terapeuci” z w/w ośrodka cały czas wmawiali mu, że jego rodzice są alkoholikami, że go biją (mimo że dziecko krzyczało, że to nieprawda), że rodzice go nie chcą, że są złymi ludźmi, że są nienormalni, itd.
W niemieckim sądzie polska matka wobec całej armii niemieckich „terapeutów” i ekspertów od (niemieckiego) dobra dziecka czerpiących zyski z umieszczenia jej dziecka pod obcą opiekę (i terapii aż do nieskończoności), którzy chcą odebrać Polce prawa rodzicielskie, nie będzie miała żadnej szansy na odzyskanie kontaktu z dzieckiem, a o przywróceniu jej praw rodzicielskich nie ma nawet co marzyć.
Czy jakikolwiek przedstawiciel polskich władz (czy Polaków) zjawi się na rozprawie sądu rodzinnego w czwartek, dnia 20.09.2012r.i chociaż w ten sposób pomoże polskiej matce, której zabrano już znaczną część praw rodzicielskich (Polka nie miała wtedy adwokata), nie informując jej o jej prawach do zaangażowania tłumacza i polskojęzycznego psychologa/ terapeuty (jeżeli w ogóle taka terapia byłaby konieczna)?
Zanim dziecko zostanie z polskim paszportem ukryte przed matką – bo taka jest przecież wola dziecka po jugendamtowskiej terapii!
Czy jakikolwiek przedstawiciel polskich władz, które zawarły umowy z Niemcami stawi się na w/w rozprawę sądową, żeby naocznie przekonać się, jak wobec obywateli RP stosuje się w Niemczech europejskie zasady praworządności?
Pikanterii nadaje sprawie fakt potwierdzony w piśmie z dn. 5.09.2012r. przez pana D. z Jugendamtu, że wnioski o sfinansowanie terapii (za pieniądze podatników w Niemczech) składa Jugendamt (pan D.), a koleżanka z tego samego Jugendamtu je zatwierdza – poprawności tej procedury oczywiście ani nikt nie kontroluje ani nikt nie kwestionuje.
Skuteczna terapia nie przynosi tyle pieniędzy, co terapia nie mająca końca. To jeden z aspektów tego systemu. Niepowodzenie napełnia kasę. A po terapii umieszcza się dziecko w Domu Dziecka. W ten sposób rabunek dzieci staje się lukratywny. Rodzice, którzy tęsknią za swoimi dziećmi uchodzą w Niemczech za chorych – lub lepiej powiedziawszy jako wymagający terapii. Wtedy jeszcze raz można nieźle się obłowić.
U zdrowego dziecka ani diagnoza ani terapia nie może dać żadnych efektów, a rozdzielenie od matki może spowodować u dziecka straszną traumę i spowodować szkodę psychiczną – tak więc nie można wykluczyć, że znęcanie się nad dzieckiem jugendamtowską terapią spowoduje, że dziecko to rzeczywiście będzie potrzebować terapii, którą normalnie przeprowadzono by niestacjonarnie, pod opieką matki.
Czy w takich podejrzanych czy budzących wątpliwości okolicznościach Polska może sobie pozwolić na utrzymywanie umów prawnych z Niemcami, których przestrzegania ze strony niemieckiej nie można ani skontrolować ani zagwarantować? Chodzi tu o umowy mające zastosowane wobec polskich obywateli, i przy których polskie władze nie mają żadnej możliwości kontroli.
http://www.youtube.com/watch?v=u5VwjiK8_58&feature=channel&list=UL
Inne tematy w dziale Rozmaitości