Anna W., obywatelstwo polskie. Mieszka w Niemczech. Ze związku z obywatelem Turcji ma synka, urodzonego w Polsce (ma tylko polskie obywatelstwo).
Po nagłej śmierci mamy i rozstaniu z ojcem dziecka, który powraca do Turcji, Anna wpada w depresję.
Pobyt Anny w szpitalu w styczniu 2011 roku Jugendamt wykorzystuje do odebrania jej części praw rodzicielskich i internowania dziecka do dzisiaj. Pretekst: dziecko się źle zachowuje.
Odbywają się terapie i diagnozowanie dziecka. Dziecko przekazywane jest z jednej placówki terapeutycznej do drugiej.
Nikt z tak zwanych ekspertów od dobra dziecka tak na prawdę nie potrafi powiedzieć, co jest z dzieckiem. Po ponad półtora roku 8-latek ląduje w placówce w Düsseldorfie, skąd najpierw z trojgiem innych dzieci ucieka i udaje się w podróż pociągiem najpierw do jednego miasta, potem do drugiego, bo tam mieszkają rodzice jednego z dzieci. Dzieci poszukuje policja. Dopiero telefon przechodnia zaniepokojonego, że dzieci są bez żadnej opieki pomaga „schwytać” uciekinierów.
Niespełna tydzień później syn Anny włącza alarm w placówce i wzywa straż pożarną, bo chce zaalarmować wszystkich, że chciałby wrócić do domu.
Skutek tego jest taki, że opiekunka dziecka zawiadamia polską matkę, że nie powinna ona tak często (raz w tygodniu) widywać synka, bo to jest szkodliwe dla dobra dziecka. Należy ograniczyć kontakty dziecka z matką.
Polska matka musi bezradnie przypatrywać się, jak pogarsza się stan jej dziecka pod opieką Jugendamtu. Chłopiec już nauczył się w ośrodku, że Jugendamt to coś złego dla dzieci oraz że język polski to taki dziwaczny język, którego nie należy używać.
Dzieci „poddane terapii” w placówce chcą wrócić do domu. Niestety stały się wartościowym obiektem, który państwo niemieckie nie chce wypuścić spod swojej pieczy, nie wspominając o łowcach pieniędzy w placówkach terapeutycznych.
Skuteczna terapia nie przynosi „fachowcom” tyle pieniędzy, co terapia nie mająca końca. To jeden z aspektów systemu niemieckich Jugendamtów. Niepowodzenie napełnia kasę. A po terapii umieszcza się dziecko w Domu Dziecka. W ten sposób na rabunku dzieci można zrobić dobry interes. Rodzice, którzy tęsknią za swoimi dziećmi uchodzą w Niemczech za chorych – lub lepiej powiedziawszy jako wymagających terapii.
Wtedy serwując im terapię jeszcze raz można się nieźle obłowić.
http://www.youtube.com/watch?v=pXd2Fqt2Nk4&feature=youtu.be
Inne tematy w dziale Rozmaitości