Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium. Kojarzy się z wojną1939, z brytyjskim premierem Chamberlainem wymachującym kartką papieru o rozbiorze Czechosłowacji przynoszącym europejski pokój i zaanektowanie przez Polskę Cieszyńskiego Zaolzia. Rok 2017 to jednak inne Monachium i chociaż niemiecki premier jest jak i wówczas gospodarzem tego spotkania to jakiekolwiek skojarzenia są raczej niezręczne. Wielka Brytania, Francja, Włochy już nie decydują, Amerykanie są obecni w Europie, Cieszyn jest polski a niemiecka pani premier przyjeżdża na konsultacje do Warszawy. Monachium pozostało jednak miejscem, gdzie debatuje się o bezpieczeństwie światowym.
Amerykanie na europejskim kontynencie oraz związek państw Unii Europejskiej – to jedne z najważniejszych zmian w porównaniu do sytuacji sprzed prawie 80 lat. Ci pierwsi zaangażowali się po wygranej wojnie światowej w obronę przed rosyjskim niedźwiedziem natomiast UE powstała, jako próba pogodzenia różnorodnych, nacjonalistyczno-ekonomicznych interesów prowadzących do nieuchronnych konfliktów kończących się zawsze rozlewem krwi. Świadomość zbrodniczego szaleństwa, rozpętania nienawiści do innych ras, narodów, kultur czy grup społecznych oraz jednoczenie wspólnych wysiłków na rozwój, dobrobyt i wzrost stopy życiowej społeczeństw zapewniał, mimo licznych konfliktów i podziału Europy komunistycznym murem, względny spokój i stabilizację. Polityka „balance of power” przynosiła widzialne efekty, chociaż płacona cena przez kraje wschodniej Europy była nieproporcjonalnie duża.
Jak to określił amerykański wiceprezydent w Monachium: „Dzięki Bogu i przywództwu m.in. Reagana, Thatcher, Kohla, Mitterranda, Havla czy Wałęsy runął mur, komunizm upadł, a wolność wygrała”. Polski akcent nie dla wszystkich w kraju jest miły dla ucha i nie jest zbytnio podkreślany w medialnych komentarzach, lecz dobitnie pokazuje jak nas widzą na świecie a nasze krajowe szemrane wojenki o „wielkość” Wałęsy znikają w świetle naprawdę istotnych dla Polski wydarzeń. SYMBOLE nie zawsze a właściwie mało kiedy są kryształowe, ale tak jak i w tym wypadku odzwierciedlają przeciętny „obraz” Polaków i Polski poza granicami naszego kraju. Czy to się nam podoba czy nie, to one decydują jak nas widzą i jak o nas piszą.
Prezentowaniu „obrazu” Polski na międzynarodowej arenie w Monachium złożono oczywiście w ręce polskiego Prezydenta i ministra Spraw Zagranicznych. Podczas panelu złożonego z wyśmienitych gości pan Prezydent proszony o swoją opinię wygłasza ją z kartki a minister Waszczykowski wdaje się w dysputę z Timmermansem, który jest przez międzynarodową publiczność nagradzany za swoją replikę oklaskami. Obrazy debat idą w świat i wywołują uczucia nie zawsze zgodne z naszymi emocjonalnymi oczekiwaniami. Zostają utrwalone, powielane i często stają się schematami narzucającymi inną logikę niż ta wtłaczania nam do głów przez TVP. A decydują o tym szczegóły jak czytanie z kartki, umiejętność wysławiania się nie tylko po polsku czy zasób i logika prezentowanych argumentów.
Cele i zamierzenia polskiej polityki zagranicznej prezentował niedawno w Sejmie minister Waszczykowski. Zainteresowanie posłów było raczej mizerne co do opozycji może zrozumiałe ale PiSowscy posłowie też nie bardzo byli zainteresowanijakie plany ma rząd w sprawch dla Polski tak istotnych. Fotel posła Kaczyńskiego świecił pustką a przecież to on decyduje o merytorycznej zawartości ministerialnych propozycji. To on spotyka się poufnie z panią Merkel czy Orbanem i to on przekonuje, że Tusk jest niebezpieczeństwem dla Polski na międzynarodowej arenie. Jakie to ma znaczenie to widzimy po nazwisku Wałęsy zakorzenionym w międzynarodowej społeczności, który przecież też jest osobistym wrogiem pana Prezesa. Minister Waszczykowski jest kwiatkiem do kożucha, coś tam próbuje, ale właściwie żadnej koherentnej wizji celów, drogi do ich osiągnięcia czy sojuszników stojących u naszego boku nie prezentuje.
Właściwie tylko Amerykanie prezentują się, jako nasz najważniejszy sojusznik. Kontaktów jednak z amerykańską administracją nie widać, Trójkąt weimarski jeszcze w zeszłym roku wyśmiewany, jako twór niemający wpływu na europejską politykę teraz znowu ma powrócić podobno do łask, grupa wyszehradzka głównie dzięki Orbanowi coraz bardziej nastawia się na współpracę z Moskwą, my natomiast zacieśniamy kontakty z dyktatorską Białorusią, nasz zeszłoroczny sojusznik Wielka Brytania mająca zapewnić pełne prawa dla polskich emigrantów natomiast, odrzucił kilka dni temu w Izbie Gmin wniosek to gwarantujący. Francja? Ukraina? Litwa? Stosunki niezbyt dobre, zmniejszające się wspólne kontakty, atmosfera niezbyt przyjazna. Może więc Chiny?
Zbliżający się podział Europy a właściwie UE na kraje pierwszej i drugiej prędkości staje się coraz bardziej nieuchronny a właściwie jest już przesądzony i widać małe szanse abyśmy znaleźli się w czołówce. Reforma, ulepszanie Unii czy jak to się tam nazwie jest pojęciem tylko przesłaniającym rzeczywistość. Chęć uczestniczenia w Europie „wspólnych wartości” opierających się na solidarności znacznie się zmniejszyła. Im bardziej to pojęcie zaczyna się kojarzyć z ponoszonymi kosztami na rzecz innych, tym zmniejsza się skwapliwość do uczestniczenia w tym procesie. Nacjonalizm nie tylko w Europie, ale i za oceanem zwiększa się a to osłabia wspólne więzi będące gwarantem stabilności na naszym kontynencie. „Każdy sobie rzepkę skrobie” staje się myślą przewodnią i to populistyczne hasło zdobywa ciągle popularność. Być może napędzane błędami europejskiej unii, lecz na pewno tracące z oczu wszystkie korzyści osiągnięte do tej pory. A jednym z nich było BEZPIECZEŃSTWO.
Z dystansu ale nie z boku.
Anonimowych blogowiczów "tykam". Pan/Pani są dla mnie osobami z nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka