Stało się, data 15-go października zmaterializowała się i słowem i czynem się stało.. Ośmioletni jednopartyjny system wyborcy odesłali do lamusa a pokonani będą się tylko pocieszać tzw. „wyborczym zwycięstwem” bez możliwości realizacji swoich zapowiedzi. W końcu czymś trzeba się pocieszać i karmić swoich. Sytuacja zmiany rządzącej partii w zasadzie normalna i nieunikniona, lecz w polskich warunkach ostatnich lat rozgrzała scenę społeczno-polityczną do białości. Konflikt a raczej walka prawie na śmierć i życie toczyła się o podstawowe zasady nowoczesnego i demokratycznego państwa: izolacja czy współpraca - krajowa i międzynarodowa, dyskusja, polemiki i kompromisy czy upór przy jednej opcji bez względu na europejskie konsekwencje, społeczeństwo obywatelskie czy centralizacja i powrót do gospodarki kierowanej z partyjnego centrum, anektowanie państwowych instytucji i spółek zależnych od państwa przez jedną partię czy ambitne kierowanie fachowców na odpowiedzialne stanowiska.
Suweren się wypowiedział a koalicja partii będących przez 8 lat w opozycji, przejęła ster kierowania państwem.
Oddające władzę, po 2 miesiącach kabaretowych prób sformowania rządu, Prawo i Sprawiedliwość jest w szoku. Jarosław Kaczyński ogłasza koniec demokracji w Polsce a społeczeństwu zarzuca uwierzenie w rzeczywistość urojoną. Premiera nowego rządu nazywa niemieckim agentem a partie przejmujące władzę oskarża o działania na szkodę Polski. O wpływach rosyjskich nie wspomina, chociaż miało to być osią przedwyborczej kampanii. To wszystko dzieje się dzień po wygłoszeniu przez jego wybranka premiera Morawieckiego Sejmowego Expose, w którym ten, wszem i wobec ogłasza:
„Musimy zakończyć wojnę polsko-polską. Wzywam do tego nas wszystkich, także siebie, jak i was posłanki i posłowie. Skończmy z tą wojną, wybierzmy dialog. Szukajmy tego, co nas łączy. Tylko odrzucając tak skrajny konflikt, możemy przetrzeć nowe ścieżki rozwoju".
I tylko nie wiadomo kto z tych dwóch panów bardziej jest w szoku. Wiadomo tylko, że partia PiS jeszcze nie uświadomiło sobie, co właściwie się stało, co jest przyczyną przegranej i kto właściwie ma za nią odpowiadać. Bo na pewno nie prezes Kaczyński, który może i błędy popełnił, ale przecież chciał dobrze. I jak to finezyjnie oświadczył, społeczeństwo „tej drugiej strony” jest niezbyt inteligentne a to „własne” nie potrafiło jego i jego partii docenić.
Kaczyński nawołuje do walki, Morawiecki do pojednania. Czy można połączyć ogień z wodą a partię wzmocnić przed nie tak odległymi następnymi wyborami? Zadanie doprawdy godne siły Herkulesa i sprytu Hermesa. Niestety Prezes ostatnio coraz częściej wygląda na zagubionego i tracącego poczucie rzeczywistości. A głosy krytyczne w jego partii coraz częściej wydostają się na zewnątrz. I będą coraz silniejsze po odstawieniu szerokiej rzeszy partyjnych kadr od wszelkich fruktów związanych z dotychczasową władzą. I walka o sukcesję, styl kierowania partią i walki z opozycją, połączenie interesów starej kadry z młodymi wilczkami, miejsca w europarlamencie do rozdania – to wszystko, w nowych okolicznościach bez dostępu do tego wszystkiego co wiąże się z rządzeniem, może być i na pewno będzie, olbrzymim wyzwaniem.
Prawo i Sprawiedliwość wydaje się okazywać symptomy każdej władzy wyobrażającej sobie, że wyborcy wybrali ich na dożywotne posady. Nie potrafi zrozumieć zachodzących procesów społecznych, nie prezentuje nowych form werbowania sympatyków młodych i wychowanych w otwartej Europie i świecie, nieskażonych komunistycznym dziedzictwem i niezainteresowanych emerycką 13-tką czy 14-tką. Ciągle widoczna (w rekordowo oglądanych transmisjach z Sejmu) arogancja, buta i brak jakichkolwiek refleksji związanych z wyborczą porażką nie rokują wielkich nadziei na cokolwiek innego poza kurczowym trzymaniem się tego co już było i minęło, a co starsze pokolenia pamiętają z autopsji przy kolejnych społecznych rewoltach i wymuszanych zwrotach w komunistycznych władzach. Wtedy alternatyw nie było, wszyscy Polacy skazani byli na takie czy inne komunistyczne frakcje. Teraz są i PiS odczuwa to na własnej skórze.
Prawość i Sprawiedliwość nie zniknie a większość sympatyków tej partii nie zmienią nagle poglądów. Ale prezes Kaczyński był od zawsze głównym jeśli nie jedynym spoiwem jednoczącym szeregi. Teraz, kiedy trzeba przeżyć gorycz porażki, zrozumieć jej przyczyny i wprowadzić niezbędne korekty, nie wydaje się, aby stare, sprawdzone kiedyś metody mogły prowadzić partię do sukcesów.
Tym bardziej, że „Wina Tuska” jako lejtmotyw wyborczej kampanii przegrała na całej linii a on sam zasiadł na fotelu premiera.
Z dystansu ale nie z boku.
Anonimowych blogowiczów "tykam". Pan/Pani są dla mnie osobami z nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka