Z punktu widzenia PiS-u miejsce debaty to marzenie a ją prowadzący to los wygrany na loterii. Większych zwolenników Prawa i Sprawiedliwości niż dzisiejsza TVP i redaktor pan Rachoń, nawet szukając ze świecą się, nie znajdzie. Pan Rachoń, który jeszcze kilkanaście dni temu, jak prawdziwy zagończyk starał się uniemożliwić konferencję Tuska pod budynkiem TVP. Jednym słowem: idealne warunki do zgnębienia kłamcy, pokazania jego niepolskości i przekonania WSZYSTKICH wyborców o tym co codziennie powtarza i TVP i sam Kaczyński. Twarzą w twarz z politycznym przeciwnikiem to chyba w takim otoczeniu marzenie. Ale niestety olbrzymie rozczarowanie. A tłumaczenia Prezesa o debacie z panem Weberem z Niemiec to raczej temat do kabaretu, bo można by się zapytać czy pan Prezes zamierza kandydować do Bundestagu czy może pan Weber do Sejmu.
Zamknięte grono kilkuset PiS-owskich zwolenników w Przysusze i Jarosław Kaczyński z trybuny wygłaszające swoje oratoria versus milionowe audytorium telewizji i siedmiominutowa możliwość zmierzenia się z liderami największych opozycyjnych partii. Wszyscy równi przed kamerami, wszyscy zwracający się do WSZYSTKICH wyborców i wszyscy, w tej samej debacie mogący wypunktować stojącego obok siebie przeciwnika. Ale to nie jest sceneria dla lidera bijącego mocno i bez opamiętania w worek bokserski na zapleczu, ale bojącego się wyjść na ring do prawdziwej walki na argumenty a nie obelgi.
Mateusz Morawiecki jako erzac prezesa Kaczyńskiego, były doradca mierzący się ze swoim byłym zleceniodawcą i niesławny degustator ośmiorniczek w „Sowa i Przyjaciele”. Będzie miał przeciwko sobie nie tylko „Ryżego”, ale pięciu innych przedstawicieli partii biorących udział w wyborach. Liderów partii z opozycji do Pis-u, gdyż żadna z nich nie wyraziła chęci jakiejkolwiek współpracy z rządową partią. Do tej pory oczywiście, ale między Bogiem a prawdą trudno znaleźć kogoś innego chętnego do współpracy z Kaczyńskim niż Konfederacja – partii składającej się z kilku ugrupowań i organizacji, od pana Korwin-Mikkego do pana „Szczęść Boże” Grzegorza Brauna. No cóż, w przeszłości i Samoobrona Leppera i LPR Giertycha mogły być promowane do rządzenia krajem, a więc obecny skład Konfy również mógłby być wybranką Prezesa. Z jakimi perspektywami? Chciałoby się powiedzieć: spuśćmy na te rozważania zasłonę milczenia.
Argumenty o niestanięciu do pojedynku, jak to subtelnie i delikatnie pan Prezes potrafi sformułować, z kłamcą, nie są co prawda zgodne z wytycznymi kodeksu Boziewicza, a raczej stanowią ich przeciwieństwo, a więc nawet tak znany na salonie apologeta PiS-owskich teorii jak redaktor Woś walił jeszcze w sierpniu na swoim blogu prosto z mostu:
„Przedwyborcza debata z udziałem najważniejszych przywódców politycznych powinna się w Polsce odbyć.
Debata to obowiązek polityków. I koniec kropka”
Nawet to uzasadnia:
„Ta debata powinna się odbyć. Po pierwsze z szacunku dla polskiego wyborcy. Nie dalej jak miesiąc temu 80 proc. uczestników sondażu mówi wprost opublikowanego przez „Rzeczpospolitą” odpowiedziała, że chce takiej debaty na najwyższym szczeblu. Polityczny establishment nie może pozostawać głuchy na takie sygnały ze strony suwerena. A jeżeli pozostaje, to znaczy, że coś z nim nie tak.”
Jarosław Kaczyński nie udziela wywiadów poza podległymi partii organami, nie występuje na konferencjach na których zadawane są pytania, nie brata się z tłumem i znika po wyborczych przemowach tylnymi drzwiami.
Jarosław Kaczyński daje tyły w konfrontacji nie tyle ze swoim głównym politycznym przeciwnikiem Donaldem Tuskiem. Nie, on daje tyły w konfrontacji z dziesiątkami milionów wyborców chcących zobaczyć przedwyborczą debatę decydującą o przyszłości Polski.
Jarosław Kaczyński chowa się za plecami swojego podwładnego, premiera Mateusza Morawieckiego
Z dystansu ale nie z boku.
Anonimowych blogowiczów "tykam". Pan/Pani są dla mnie osobami z nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka